Czuję się spełniona... Tak, to piękne uczucie, którego mogę być w stu procentach pewna, mimo że nie minął nawet tydzień mojego pobytu w Anglii.
Wiecie, przestałam już liczyć moje nieudane próby, kiedy to przymierzałam się do napisania tego postu. Właściwie każdego wieczoru, kiedy tylko wracałam z godzinnego joggingu po okolicy (a jest tutaj gdzie biegać) otwierałam Worda i... Nic, pustka. Zero właściwych słów, którymi mogłabym opisać to, co dzieje się w moim sercu. A jest tego sporo. Tyle emocji radośnie ścigających się po zakamarkach mojej duszy... Nigdy nie przypuszczałabym, że bycie Au pair sprawiać mi będzie tyle radości. Że zamiast płakać za ojczyzną będę cieszyć się każdym kamieniem, o który potknę się w czasie przechadzki uliczkami Luton, każdym deszczem i promieniem słońca zarazem. Nie potrafię logicznie pisać... Czuję się jak we śnie - niech ten sen się nie kończy, chcę się w nim topić, zapchać nim płuca, serce, każdą namacalną i nienamacalną cząstkę siebie!
Jeżeli chodzi o moją ponad dwudziestoczterogodzinną podróż poza granice Polski... Wiecie, właściwie dalej nie pamiętam jakiś faktów, którym mogłabym poświęcić szczególną uwagę. Bo wszystko napawało mnie wielką ekscytacją: zarówno krwisty, zapierający dech w piersiach zachód słońca, który mogłam oglądać przejeżdżając przez Niemcy jak i ciemne sylwetki drzew towarzyszące mi podczas nocnej przeprawy przez Holandię... Ktoś by pomyślał, że jestem szalona... "Drzewa? Serio, Prosta, raduje cię widok drzew i samochodów ścigających się po holenderskich autostradach? Patrzcie na nią, zachowuje się jak dziesięcioletni dzieciak, który dostał darmową przepustkę do Disneylandu!" Ale ja taka właśnie jestem...
Może dlatego nigdy nie przepadałam za szkolnymi wycieczkami - bo nie mogłam z nikim podzielić się wrażeniami wywoływanymi przez skarby otaczającej mnie przyrody. Oh, ileż ja marud miałam w swojej klasie... Idealna wycieczka dla nich to jak najwięcej czasu spędzonego w pensjonacie (bo kiedy niby wypije się to nielegalnie kupione piwo) lub “czas wolny”, czyli shopping wśród sklepów z pamiątkami. Nie, nigdy więcej! Już wolę sama założyć na ramię lekką, wygodną torbę, zdobyć piersiówkę, którą napełniałabym wodą z leśnych strumieni, a na przekąskę pojadać sobie korzonki lub dzikie jagody (na szczęście jestem wegetarianką, więc nie musiałabym się troszczyć o polowanie na jakąś zwierzynę).
Mój Disneyland - kraina realizujących się marzeń. Uśmiechając się pod nosem, oddałam się kolejnym, słodkim marzeniom, przenosząc się na dwie godziny do krainy snów.
Obudziłam się, krzywiąc się przy tym z niesmakiem... Było po czwartej nad ranem, brakowało mi ruchu. Z nosem wciąż przyciśniętym do chłodnej szyby, uchyliłam powieki pozwalając nacieszyć się oczom widokiem śnieżnobiałej mgły pokrywającej łąki i pola niczym miękki, puchaty koc. Coś w tych widokach mówiło mi, że Holandia jest już daleko w tyle. “Nasza” pilotka dosłownie minutę później potwierdziła moje przypuszczenia - Belgia. Informacja ta podziałała na mnie wręcz jak kubeł zimnej wody wylany na twarz - ożywiłam się natychmiast, łakoma kolejnych widoków, kolejnych krajobrazów będących wizytówką następnych nowych miejsc. Obolałe ciało poszło w niepamięć, chęć na waniliowe cappuccino również - karmiłam się widokami i wyobrażeniami, jak to cudownie byłoby wysiąść z autokaru i boso przebiec przez te wilgotne, zamglone pola, upajać się nowym dla mnie powietrzem, śmiać się do nieba i chmur po nim płynących (mam wrażenie, że im starsza jestem, tym mniej potrzeba mi do szczęścia... to normalne czy może nadmierna swoboda rzuciła mi się na mózg?).
Francja, a właściwie jej maleńki skrawek, przywitała nas słońcem i spokojem. Wiedziałam, że zbliżamy się powoli do jednego z ważniejszych punktów całej wyprawy, jakim była przeprawa przez kanał La Manche... Eurotunelem. Szczerze, nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Mimo że przed wyjazdem poczytałam sobie trochę informacji na ten temat... Nie potrafiłam zmusić swojej wyobraźni do zobrazowania tego typu transportu. “Jakie, do cholery, pociągi pod dnem morskiego kanału?!” - takie myśli towarzyszyły mi podczas godzinnego postoju przed odprawą paszportową jak i w trakcie podwójnego sprawdzania dokumentów tożsamości.
Kiedy w końcu przyszło co do czego... Nie powiem, trochę zaniemówiłam... I może powinnam teraz dokładniej opisać na czym to polega, jak wygląda... Ale nie potrafię. Niby nie ma w tym nic specjalnego... Ale jednak czułam coś niezwykłego, jakby w trakcie tych trzydziestu minut jazdy przez Eurotunel (którą spędziłam stojąc w meeega długiej kolejce do pociągowej, cuchnącej toalety; ale co tam, raz, że darmowa, a dwa, nie chciało mi się siedzieć w ciemnym autokarze) ktoś postawił pewnego rodzaju granicę na mojej linii życia... I otworzył nowe drzwi.
Pierwszym przystankiem był brytyjski port Dover. Kiedy tylko ujrzałam cudne, białe klify - łzy stanęły w moich oczach. Serce już było niczym nasiąknięta widokami gąbka - ale ja chciałam jeszcze więcej. Jednocześnie, podziwiając wszystkie szczegóły nowych krajobrazów i uzmysławiając sobie, że autokar jedzie lewą stroną ulicy, zanotowałam w głowie, że będzie to jedno z miejsc, które odwiedzę jako pierwsze, gdy będę mieć czas na dłuższe tułaczki i trochę pieniędzy na jakikolwiek transport.
A nim się obejrzałam, byłam już w Londynie, zastanawiając się, czy uda mi się rozpoznać na dworcu autobusowym Sylvię, jak właściwie powinnam się z nią przywitać... Ale o tym napiszę już w kolejnej notce. Bo na chwilę obecną tego jest za dużo. Za dużo, a jednocześnie pragnę więcej. Wierzcie mi, to, co teraz czytacie, to namiastka tego, co we mnie buzuje ostatnimi dniami. Tego jest mnóstwo, ślady są ukryte choćby w każdej spacji, wszędzie pomiędzy wersami. Gdybym i to miała Wam opisać, mój biedny Word najprawdopodobniej by eksplodował.
Idealnym podsumowaniem tej notki będą dwa proste słowa: jestem szczęśliwa. I niech to szczęście kwitnie jak najdłużej... wiecznie.
With my feet upon the ground
I move myself between the sound
And open wide to suck it in.
I feel it move across my skin.
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa i odnalazłaś swoje miejsce na ziemi.
OdpowiedzUsuńMoże nie jest to moje miejsce, bo ja czuję się dobrze praktycznie wszędzie, ale cieszę się, że mogę tu być i że towarzyszy mi moja host family ;)
Usuń:) Ważne, że jesteś zadowolona.
UsuńCóż, w końcu robię to, na co mam ochotę ;)
UsuńNajważniejsze, że robisz to, co lubisz i sprawia Ci to przyjemność. :)
UsuńTo prawda i nawet chwilowe trudności mi nie przeszkadzają ;)
UsuńPoczątkowo zawsze nie jest tak kolorowo i pewnie są przejściowe problemy, ale na pewno to minie :)
UsuńAkurat chodzi mi o to, że dzieciaki dają czasami popalić, ale cóż - to dzieci, nie ma po co ich trzymać na smyczy ;) Ale moja cierpliwość czasami serio jest wręcz w strzępach ;P
UsuńWiem, wiem, chociaż ja lubię dzieci i mogłabym z nimi być i bawić się godzinami. Miałam sporo kontaktu z dziećmi. ;)
UsuńJa trochę się bałam tej roboty, bo do mojego młodszego rodzeństwa nie miałam zbyt dużej cierpliwości... ;) Ale tutaj radzę sobie i myślę, że aż taką złą opiekunką to ja nie jestem ;P
UsuńNa pewno jesteś super opiekunką :)
UsuńStaram się jak mogę, nawet kiedy mi fochy stroją ;P
UsuńDzieci często tak mają ;)
UsuńTemu nigdy nie można się z nimi nudzic ;P
UsuńHeh ;) Co ciekawego?
UsuńCóż, kolejny tydzień się kończy, czas płynie jak szalony... a ja ciągle czuję się tak, jakbym dopiero wczoraj wyjechała. A co u Ciebie? :)
UsuńTo cudowne, że czujesz się dobrze w tak obcym miejscu! ;)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to ja od początku wiedziałam, że będę się tutaj dobrze czuła - mimo to wszystko mnie wciąż zaskakuje ;)
UsuńWiesz., nawet mój zwykły suchy, oklepany i tani omlet smakował mi lepiej, kiedy czytałam Twój post (wybacz mi, proszę, tę bezczelność). Po prostu znalazłam kogoś, kto rozumie, co ja widzę w tych wszystkich podróżach, co czuję i co wyobrażam łażąc po Paryżu w lutym lub po norweskich lasach z dwudziestokilogramowym plecakiem. Myślałam, że tak niewiele jest takich nienormalnych podróżników jak ja, co zrobią wiele dziwnych rzeczy, żeby pobyć sam na sam z tą przygodą. A tu patrz, coraz nas więcej! Życzę wspaniałych dni, miesięcy (nie wiem, na ile wyjeżdżasz?) spędzonych w tym pięknym kraju, w którym jeszcze nie byłam... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWybaczam Tobie ;P
UsuńNo cóż, widać jednak jest trochę osób kochających podróżować w ten "niekonwencjonalny" sposób - i dobrze, to znak, że konsumpcja jeszcze nie do końca zawładnęła naszym światem ;)
A będę tutaj przez rok - będzie się działo ;P
Gratuluję takiego wyniku z rozszerzenia ! Ja nigdy bym się nie odważyła i współczuję tym, którzy piszą maturę z nowej podstawy programowej i będą musieli pisać egzamin chociaż z jednego przedmiotu i wszystko na poziomie rozszerzonym, na szczęście my mamy to za sobą! :)
OdpowiedzUsuńWiesz, najlepsze jest to, że ja polski rozszerzony serio poszłam pisać tak... for fun. Niczego nie ćwiczyłam, nie powtarzałam, nie czytałam lektur wykraczających poza kanon. Trochę byłam zaskoczona moim wynikiem z podstawy, musiał być serio ostry ten klucz, ale akurat matura z polskiego nie jest mi w UK do niczego potrzebna. Za to za rok znowu będę musiała zmierzyć się z matematyką rozszerzoną... ale dam radę ;)
UsuńMasz cały rok na przyswojenie materiału, poradzisz sobie ! :)
UsuńTo nie jest takie proste, gdy jestem Au pair - praca naprawdę sprawia, że czas przelatuje mi przez palce. Poza tym, niedługo będę musiała zacząć również przyswaja nie materiału z matematyki i chemii... po angielsku. Będzie ciekawie ;D
Usuńdasz radę! bo jak nie Ty to kto? :D
UsuńNo cóż, próbować na pewno będę, muszę tylko nabyć do tego bardziej odpowiedniego nastawienia niż do tegorocznych matur ;)
UsuńPrzed chwilą przeczytałam, że do Twoich zainteresowań należy trygonometria... w tym roku o mało bym przez nią nie zdała :)
OdpowiedzUsuńJa już nie pamiętam, co było na tej maturze ;D
UsuńPodoba mi się twój tok myślenia o przyrodzie :)
OdpowiedzUsuńMinimalizm oczekiwań, aby czuć pełnie życia- szczęścia.
Jednak szczery uśmiech to chyba on najwięcej daję mi szczęścia.
O tak, szczery uśmiech to coś pięknego - a jakie to cudowne uczucie takowy odwzajemnić ;)
UsuńA przyroda to... hm... cóż, nie rozumiem tych, którzy jej nie doceniają ;)
Dlatego warto mieć rower lub czas na wyjście na spacer i zauroczyć się w zieleni.
UsuńA jeszcze znaleźć osoby, które razem z tobą pójdą... :)
Ja mój rower mam w Polsce :( Na szczęście tutaj mogę biegać do woli, w okolicy mam aż 3 parki. A co do osób... może niebawem jakieś się znajdą ;)
UsuńNo i pięknie. Widać trafiłaś w dziesiątkę z tym wyjazdem. Oby więcej takich trafnych wyborów! :)
OdpowiedzUsuńO tak, w dodatku mieszkam z niesamowitymi ludźmi, którzy traktują mnie bardziej jak członka rodziny niż nianię i pomoc domową. Jest dobrze ;)
Usuńznałaś się z nimi wcześniej, czy poznałas ich na miejscu?
UsuńPoznałam ich - a właściwie ich profil - na specjalnej stronie, gdzie osoby chcące zostać Au pair szukają odpowiedniej dla siebie host family i na odwrót, potem były maile, dużo maili. I mieliśmy jeszcze dwie rozmowy na Skype, jedną na początku czerwca, a drugą może na dwa dni przed moim wyjazdem.
Usuńa tam nawet w prostych rzeczach - a w Twoim przypadku roślinach - drzewach kryje się coś nie zwykłego. :)
OdpowiedzUsuńNie tęsknisz , bo za dużo nowości :P Ciekawe co powiesz po paru miesiącach :P lub po pół roku
To prawda - trzeba tylko umieć tą niezwykłość dostrzegać ;)
UsuńHm, mam nadzieję, że nawet jak zacznie się tutaj okres paskudnej pogody to nie będę żałować przyjazdu tutaj. A we wrześniu najprawdopodobniej idę na kurs językowy do college`u, więc mam nadzieję, że poznam kogoś w swoim wieku i będę miała z kim spędzać wolne weekendy ;)
Myślę, że nie będziesz żałować, nawet jak za tęsknisz :)
UsuńNie mam zamiaru żałować ;)
UsuńSuper że również jesteś szczęśliwa, ja też jeszcze nie zdążyłam pożałować wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie nadejdzie chwila, że będziesz go żałować (nie wliczając w to tęsknoty za "domem") - i zaliczam tą nadzieję również do siebie ;)
UsuńSuper :) Świetnie się czyta Twoje wpisy!
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńI ja powiem, że cieszę się, że jesteś szczęśliwa, w tym miejscu, w którym jesteś, z tymi doświadczeniami:) Przeczuwałem że tak będzie, ba, ja to wiedziałem XD
OdpowiedzUsuńI wiesz...dla wielu ludzi nie ma w wielu rzeczach nic specjalnego. Nie zachwycają się wschodem słońca, drzewami mijanymi na ulicy, konstrukcją tunelu, nie zastanawiają się...po prostu żyją. A mi często wydaje się to tak cholernie smutne, bo jest po prostu wiele pięknych rzeczy, któych nie doceniamy. Drobnostek, a z nich przecież składa się życie. Może nawet nie drobnostek, ale no, doznań ,które warto wręcz kolekcjonować..więc ciesz się jak cholera, że świat nie zabił w tobie tej umiejętności. Że widzisz pięknie, piękno dotykasz. Nie ma nic lepszego:)
Wiedziałeś? ;> To jesteś jeszcze jakimś wróżbita i znasz pewne fakty z przyszłości? ;P
UsuńCóż, szkoda że tyle osób ma klapki na swoich oczach i np. jadąc gdzieś potrafią jedynie rozmyślać o tym, czy dotrą na czas lub o ewentualnych konsekwencjach "nieplanowanego" spóźnienia. A przecież przyroda jest taka magiczna, zresztą z pozoru zwyczajne wytwory ludzi jak Eurotunel czy autostrady w Niemczech też mogą zachwycać, poprawiać nastrój... hm... motywować.
Cieszę się, że tą umiejętność w sobie odnalazłam, bo chyba już była na wyginięciu, ale udało się! Mogę czuć i dotykać i radować się każda cudną chwilą ;)
Ostatnie zdanie notki to wersja dla leniwych - dobrze, że jesteś szczęśliwa. Podobnie jak Ty też nigdy nie lubiłam wycieczek klasowych, zawsze chodziło tylko o czas wolny i alkohol. A ja lubię napawać się przyrodą, tym co mogłam oglądać w obcym miejscu.
OdpowiedzUsuńJa z wycieczek klasowych jedynie dobrze wspominam "zieloną szkołę" w 4. klasie podstawówki. Inne też nie były złe pod tym względem, że zobaczyłam choćby Zakopane, byłam na Ścieżce czy przeszłam przez Góry stołowe... ale to jednak nie było to samo jak podróżowanie na własną rękę.
Usuńoj tak, widok Dover jest piękny :) ale ja podczas jazdy eurotunelem byłam spanikowana, że zaraz będzie ogłoszony alarm bombowy :P
OdpowiedzUsuńNaprawdę? ;D Rety, ja to nie potrafiłam o niczym innym myśleć jak o tamtych klifach i widoku na kanał La Manche ;P
Usuńto najwazniejsze ze jestes szczesliwa bo o to chodzi w zyciu by byc zczesliwym :)
OdpowiedzUsuńCóż, nareszcie mogę o tym napisać bez najmniejszego zawahania ;)
Usuńno to juz zdecydowana pewnosc a to juz cos :)
UsuńPrzez duże C ;P
UsuńTo dobrze, że jesteś szczęśliwa i że szybko odnalazłaś się w nowym miejscu :)
OdpowiedzUsuńTak, wbrew ostrzeżeniom innych, dobrze znoszę tą emigrację ;)
UsuńCieszę się, że wszystko się układa. Oby tak dalej. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jak najwięcej będę mieć takowych cudownych chwil ;)
UsuńNa pewno. Jeszcze się rozkręcisz. :D
UsuńPóki co odliczam czas do września, kiedy zacznę kurs językowy w college`u ;)
UsuńNa dzień dobry powiem, że kocham Toola :)
OdpowiedzUsuńA poza tym... tak, doskonale Cię rozumiem. Ja uwielbiam podróżować, jeździć, zerkać na krajobraz. Dlatego nigdy chyba nie znudzi mi się podróżowanie pociągiem :)
Jeszcze raz powiem Ci, ze zazdroszczę Ci takiej wyprawy i tego, co mogłaś zobaczyć i podziwiać :) Baw się dobrze :*
No to high five, siostro (wybacz, mam ostatnio w zwyczaju mówić do ludzi "siostro" lub "bracie" ;))!
UsuńO, pociągi to ja też bardzo lubię, myślę że będzie to mój ulubiony środek transportu, gdy w końcu zdecyduję się na odwiedzenie Londynu ;)
Ja właściwie podziwiam cały czas, nawet gdy idę już dobrze znaną drogą odebrać Victorię i Ethana ze szkoły - po prostu nie mogę się nadziwić, że udało mi się osiągnąć to, co jeszcze może miesiąc temu wydawało mi się wręcz nierealne ;)
Szczęście górą! :)
OdpowiedzUsuńWspanialy opis. Powiem Ci, że ja mialam tak samo zahcwycalam się wszystkim jak wylądowalam i wysiadlam z samolotu w Szkocji. Niesamowite przeżycie, ja też kilka razy mialam świeczki w oczach, ba jeszcze je w niektorych miejscach mam. Tez mi się wydawalo, że jestem w bajce. Ta radość którą trudno opisac, bo brak slow by wyrazić to co się czuje.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że jesteś szczęśliwa. Ja też na Wyspach Brytyjskich czuje się doskonale. Tu jest pięknie :)
Szkocja napewno jest cudowna, to jeden z krajów, który chcę odwiedzić, gdy tylko bedę miała stabilniejszą sytuację finansową i więcej wolnego czasu na takowe wycieczki - głównie dla gór *.*
UsuńMam tylko nadzieję, że w okresie jesienno-zimowym pogoda nie popsuje zbytnio moich cudownych wrażeń ;)
Stwierdzenie, że jesteś naprawdę szczęśliwa, to najlepsze, co można przeczytać :) Cieszę się ogromnie! Podczas jednej podróży zobaczyłaś kawałek świata! Teraz czekam na relację z Twojego dnia codziennego jako au pair ;>
OdpowiedzUsuńNo tak, aczkolwiek był to kawałek świata przedstawiony w postaci streszczenia w pigułce ;P Muszę kiedyś tam wrócić - zwłaszcza do Francji *.*
UsuńA notki o moim życiu Au pair pojawią się już niebawem ;)
Czekam niecierpliwie, bo ogromnie mnie to ciekawi! Jak sobie radzisz z językiem, pracą, no i ogólnie jak wygląda taki Twój typowy dzień ;)
UsuńMoże za rok obie będziemy poprawiać maturkę... Oby tylko dali już normalną matmę, bo ich zamorduję :<
Haha, mój angielski jest naprawdę śmieszny. Niesamowite jak bardzo różni się on od tego "szkolnego", który towarzyszył mi przez tyle lat ;)
UsuńSpokojnie, o wszystkim napiszę ;)
Cóż, nie wiem jak z tą matmą będzie, ale chciałabym mieć około 70-80 procent, czeka mnie sporo pracy. Ale świrowac nie zamierzam jak w tym roku ;)
Świetnie udało Ci się ująć tą ekscytację! Ja tu się niestety zrobotyzowałam, czasem mam prześwity że Anglia to taki piękny kraj, ale bardziej niż zwiedzać okolice, mam ochotę stąd wiać. chyba nie mogę być za długo w jednym miejscu, lubię właśnie upajać się nowym dla mnie powietrzem, jak to określiłaś..
OdpowiedzUsuńA Luton to dwie godzinki ode mnie ;)
Dla mnie, póki co, wszystko tu jest nowe, mam co podziwiać, napawać się nowymi widokami. A czasami po prostu lubię pójść do jednego z pobliskich parków i zatopić się w panującej tam ciszy ;)
UsuńAle nie ukrywam, że chciałabym kiedyś poznać inne kraje ;)
O, proszę, a skąd Ty jesteś? ;)
Ach, uwielbiam takie podróże.
OdpowiedzUsuńJedne z najlepszych ;)
UsuńNo ba ;D
UsuńStuprocentowa zgoda, widzę ;p
UsuńPowiedziałabym nawet, że zgoda na 200% ;P
UsuńMożemy zwiększyć stawkę o kilka... zer ;P
UsuńPrzed czy po dwójce? ;D
UsuńJak wolisz ;P
UsuńNie będe odkrywcza jak napiszę, że zazdroszczę. Też wybieram się w taką podróż.
OdpowiedzUsuńPóki jesteśmy młode to korzystajmy! :D
O, a wybierasz się w podróż jako tako, czy też do pracy? ;)
UsuńA młodość to w sumie pojęcie względne, mimo to cieszę się, że przestałam być bierną obserwatorką własnych marzeń ;)
Miło się czyta coś takiego, bo entuzjazmem i szczęściem wręcz kipie notka :)
OdpowiedzUsuńTakie posty naprawdę czyta się przyjemnie, cieszę się, że mogłam tutaj podzielić się swoim szczęściem ;)
UsuńProsta, Ty nie pisałaś a ja się martwiłam czy angielscy arystokraci Cię nie porwali i nie zamknęli w lochu! Ugh.... ale dobrze, że już dałaś znać i że jest Ci dobrze :)
OdpowiedzUsuńBez przesady, akurat tutaj, gdzie mieszkam to więcej muzułmanów niż arystokratów - to raz. A dwa, na razie trafiam na samych dobrych ludzi ;P Wszystko jest dobrze ;)
UsuńUśmiech mi jeszcze nie chce zejść z twarzy. To musiało być piękne. Trochę zazdroszczę, ale udam, że nie ;)
OdpowiedzUsuńByło piękne i nadal jest, mimo że z okolicą jako tako jestem już zaznajomiona, cały czas coś mnie zaskakuje ;)
UsuńDobra, powiedzmy, że nie widzę tej zazdrości ;)
I to najbardziej lubię w nowych miejscach. Chodząc przez całe życie tymi samymi ulicami można zwariować. Lubię zmiany. Zwłaszcza te.. wymarzone.
UsuńO tak, zmiany te wymarzone to po prostu... niekończące się morze radości. Aż ciągnie do tego, by ruszyć z miejsca ;)
UsuńNo i jedyne co mogę powiedzieć, to wspaniale, że jesteś szczęśliwa. :)
OdpowiedzUsuńWszelkie inne słowa są zbędne ;)
UsuńWięc nic więcej nie powiedziałam. ;P
UsuńI prawidłowo ;)
UsuńJeszcze zaczniesz tęsknić :P nie wierzę, że nie :P
OdpowiedzUsuńTęsknić będę... ale będzie to dobra tęsknota ;)
UsuńCiężko opisać niektóre emocje. Szczególnie jak jest ich tak dużo. Życzę ci by pozostał ten stan przy tobie jak najdłużej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, też mam nadzieję, że takowy stan długo, bardzo długo się utrzyma ;)
Usuńkurcze, jak cudownie! :D
OdpowiedzUsuńNawet bardziej ;)
Usuń