poniedziałek, 16 czerwca 2014

`coś się kończy, coś się zaczyna

 Ostatnie dni w Polsce…, przemknęło mi przez myśl, gdy walczyłam ze złośliwie splątanymi sznurowadłami moich ulubionych adidasów.
Kilka minut po 4.00, a ja już na nogach, w dodatku szykująca się do porannego joggingu. Bo nie ma nic lepszego od rozpoczęcia dnia praktycznie wraz ze słońcem dopiero zaczynającym swoją codzienną wędrówkę po niebie. Takim oto freak`iem jest Prosta – nie lubi wcześnie kłaść się spać oraz wstawać o kosmicznie późnych porach.
 I tak, truchtając sobie zupełnie pustymi chodnikami, napełniając płuca rześkim, porannym powietrzem, czując jak lekko zaspane zmysły budzą się stopniowo pod wpływem porannego wysiłku fizycznego, a na policzki wstępują coraz mocniejsze rumieńce, oddałam się rozmyślaniom.
 Nigdy nie byłam typem osoby żyjącej nieustannymi pragnieniami typu American Dream, szukającej pierwszej lepszej okazji do wyjazdu z kraju ojczystego. Ale nie jestem także przykładną patriotką, która nie byłaby w stanie znieść rozstania ze swoją ojczyzną.
W ciągu swojego niespełna dziewiętnastoletniego życia nasłuchałam się bardzo wielu opinii na temat emigracji – wady i zalety właściwie się równoważyły. To, co ostatecznie zadecydowało o mojej decyzji opuszczenia Polski, jest powodowane moją osobistą pobudką poznania świata. To właśnie ona sprawiała, że już jako kilkuletni szkrab otwierałam przeróżne atlasy, przewodniki turystyczne, albumy ze zdjęciami. Jakże zazdrościłam wszystkim znajomym wyjeżdżającym na niesamowite wczasy do Chorwacji, Włoch, Norwegii, Hiszpanii, podczas gdy ja spędzałam praktycznie każde lato albo w swoim miasteczku, ewentualnie na Śląsku w okolicach Katowic, Gliwic, Zabrza i Bytomia.

 Ale okres zazdrości i pożądania tego, co mają inni uważam za zakończony. Zaczynam żyć tylko i wyłącznie własnym życiem – a praca Au pair to już coś. Może jeszcze nie to, czego w pełni oczekuję, ale lepszego początku wymarzyć sobie nie mogłam. Na pewno w poznawaniu Anglii nie ograniczę się do Luton i Londynu, aczkolwiek podejrzewam, że w pierwszych miesiącach już te dwa miasta dostarczą mi niesamowitych wrażeń.

 Niedawno jeden z moich znajomych zapytał się mnie, czy będę tęsknić. Oczywiście, że tak. Niejednokrotnie zatęsknię za promieniami porannego słońca, które, przedzierając się do mojego pokoju, muskały zamknięte powieki przypominając, że jeżeli natychmiast nie opuszczę ciepłego łóżka to spóźnię się na pierwszą lekcję. I za pełniami księżyca, towarzyszącymi podczas nocnych zmagań z nauką, również zatęsknię. Będę tęsknić za każdym uśmiechem, który wpływa na moją buzię, gdy tylko przechodzę obok ogólniaka i spoglądam na okna pracowni chemicznej – te wspomnienia o tym, jak z kolegą prawie wysadziliśmy w powietrze rząd ławek przy robieniu samozapłonu, wspomnienia siódmych potów wylewanych przy pisaniu kolejnych próbnych matur oraz tamtego dnia, gdy niechcący wylałyśmy z koleżanką kwas na kserówki dyrektorki.
Tęsknota na pewno przejmie mnie za cudownym i niepowtarzalnym Riverside, gdzie też, mocząc stopy w lodowatej wodzie, oddawałam się nieograniczonemu bujaniu w obłokach bądź w towarzystwie Bliźniaków i Trojaczek świętowaliśmy ostatnie dni wakacji, oglądając magiczne zachody słońca, pijąc, podawaną z ręki do ręki, whisky, jedząc rozwalone kanapki i śpiewając „Hej, sokoły” w rytm melodii wygrywanych na gitarze przez J. Zatęsknię za każdą przebytą przez siebie drogą – za każdą kostką brukową, trawnikiem, dziurawym asfaltem, dziko rosnącymi zaroślami.

 A najbardziej, mimo wszystko, tęskno mi będzie do ludzi: do Mamy, której ciepłe ramiona niejednokrotnie dawały mi wsparcie, schronienie, przekazywały mi miłość i energię, do Goli – szalonej metal-siostry-buntowniczki i, uzależnionego od League of Legends, Matiego, którego bawi chowanie w moim łóżku wszelkiego domowego obuwia i swoich znoszonych skarpetek. Do Taty i do M., których dusze najbardziej są dla mnie wyczuwalne właśnie w mojej rodzinnej mieścinie. Zatęsknię zarówno za tymi, co teraz ograniczają się jedynie do „Cześć”, kiedy mijam się z nimi na ulicy, mimo że niedawno mogliśmy toczyć godzinne dyskusje o wszystkim i o niczym, jak i za tymi, którzy potrafią zajść od tyłu, przytulić po przyjacielsku, zapytać jak mi się żyje. Będę tęsknić za wszystkimi, z którymi kontakt mam tylko telefoniczny lub istnieje on dzięki mailom lub gadu-gadu. Bo zawsze była możliwość spotkania w najbliższym czasie.
 Będę tęsknić. Będę pamiętać. Będę wspominać - czasami ze łzami w oczach, czasami z szerokim uśmiechem, szukając w tym wszystkim pociechy, pokrzepienia.

 Lecz nie żałuję. Czeka mnie przygoda, której początki chcę wspominać aż po mój ostatni oddech, po ostatnie uderzenie serca. A wszystko zacznie się już w sobotę, gdy przed południem wsiądę do autokaru, by zmierzyć się z ponad 23-godzinną przeprawą przez część Europy. I chociaż niedawno aż drżałam na myśl o tylu godzinach jazdy autobusem, teraz uśmiecham się z radością wyobrażając sobie widoki, które ujrzą moje oczy – znacznie, znacznie ciekawsze, niż puszyste obłoki i skrawki lądu obserwowane w trakcie lotu samolotem.
 Cieszę się, że poznam rodzinę Sylvii, u której spędzę, jako Au pair, najbliższe kilkanaście miesięcy – każdy mail od tej kobiety napełnia mnie, wręcz rozpierającą serce, euforią. Dobrze trafiłam i nie żałuję, że tyle musiałam czekać – bo widać to jej rodzina była mi pisana, nie tamte inne, u których wydawało mi się, że chciałabym pracować. Zapewne o Sylvii i jej dzieciach, którzy niedługo staną się moimi podopiecznymi, przeczytacie tutaj niejednokrotnie.
 To ostatni mój post pisany w Polsce. Następne, mam nadzieję, tworzyć już od następnego tygodnia w Luton. Myślę, że nie zaniedbam bloga aż tak jak np. w klasie maturalnej, aczkolwiek też nie będę mogła przebywać tutaj bardzo często w ciągu dnia. Jeżeli proces klimatyzacji nie będzie dla mnie zbyt niekomfortowy, już za tydzień napiszę Wam relację z podróży jak i pierwsze wrażenia z pobytu w Anglii, w domu mojej host family. Tymczasem przez następne dni czeka mnie trochę sprawunków do załatwienia. Kochana Mama wpadnie w szał pakowania zapewne jutro bądź najpóźniej we środę, próbując upchać w jednej torbie podróżnej całą moją garderobę. I chociaż wiem, że będzie się na mnie niezwykle złościć, ja najprawdopodobniej zacznę pakować się na dzień przed wyjazdem lub nawet na kilka godzin przed. Taka już jestem… z leksza nieogarnięta i zawsze mająca coś lepszego do zrobienia.

 I pomyśleć, że jeszcze rok temu z lekkim przerażeniem myślałam o tym, co to będzie ze mną się działo po maturach – i proszę, dokąd mnie Wszechświat poprowadził. Życie to potrafi być niesamowicie… magiczne.


 Szkoda tylko, że ominie mnie koncert PJ na tegorocznym Openerze – to chyba jedyna sprawa, która leciutko gasi mój cały entuzjazm. Ale dobra, bez narzekania – ja sobie jeszcze kiedyś to odbiję, jeszcze ujrzę jak Eddie i spółka dają czadu na żywo – bo ostatnio coraz bardziej dane mi jest wierzyć w to, że wszystko w życiu jest możliwe.

85 komentarzy:

  1. Coś się kończy, by coś mogło trwać. I słowa Sydney'a Polaka: " Niebezpiecznie jest wierzyć w to, że coś trwa wiecznie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I te słowa są prawdziwe, przez bardzo długi czas byłam świadoma jedynie ich pesymistycznego znaczenia, ale teraz dają mi one nadzieję.

      Usuń
    2. Chyba długo wierzyłam, że coś może trwać wiecznie, a potem wielkie rozczarowanie. :/

      Usuń
    3. Kłopoty z przywiązywaniem się do kogoś/czegoś?

      Usuń
    4. Nie, niekoniecznie o to mi chodziło.

      Usuń
    5. A co głównie w grę wchodziło?

      Usuń
    6. Po prostu wierzyłam, że jeśli coś łączy ludzi to to jest tak silne, że się nie zmieni.

      Usuń
    7. Wierzyłaś w to bez żadnych obaw?

      Usuń
  2. Przybij piątkę dziewczyno- co rano o 5 wstaję przed pracą ( w której się dzisiaj nudzę jak cholera, nie ma to jak powrót po urlopie) i idę biegać swoje 10km, potem joga, co noc, koło 23-1 w nocy znowu biegam dookoła swojego jeziora, znowu joga XD Tam, też mało sypiam. I zgodzę się, nie ma właśnie nic lepszego neiraz, jak takie cóż...pobudki:)
    Widzisz, ja na przykład nie uznaję czegoś takiego jak patrioztyzm,. to znaczy...mam swioje miejsce do którego póki co jakoś przynależę, ale tu chodzi bardziej o miasto, nie kraj...ja na przykład czuję się po prostu "obywatelem świata" w jakiś sposób. I trudno to zmienić.
    I jeśli taki głód poznawania świata jest- to cóż, trzeba go słuchać:) Przynajmniej, ja go też słucham. A emigrowanie choćby na parę miesięcy ( niestety, póki co obowiązki zatrzymują mnie w kraju na stałe, ale za jakiś czas....) właśnie pozwala poznać lepiej świat.
    A wiesz, że nie licząc wyjazdów do Niemiec, Austri i paru innych krajów przez swoje konkursy muzyczne i tak dalej to też dopiero po maturze zacząłem wyjeżdżać tak no...szerzej? W sumie, to jest chyba dobry czas. Bo człowiek dojrzał do tego. Takie wczasy jak piszesz, których zazdrościłaś, jakieś organizowane, nie na własną rękę- tak naprawdę tyle nie uczą. Przynajmniej, ja odnoszę takie wrażenie. To nie jest "ta" nauka. Ale jestem spaczony w tym względzie, także tego XD
    Ale taka tęsknota jest przecież dobra. Ona znaczy, ze do tej pory mieliśmy wspaniałe momenty w zyciu..więc nieraz nic piękniejszego nad taką tęsknotę:)
    Więc cóż...rzeknę tylko "ahoj przygodo!" XD Idź i zwiedzaj, poznawaj świat, niech to będzie wspaniałe doświadczenie. Powodzenia, trzymam kciuki i cóż...mam nadzieję, że właśnie jednak bedziesz się tu czasem zjawiać :>
    I jeszcze jedno...pakowanie...tylko nie biegaj jak ja parę godzin przed wyjazdem do Warszawy na samolot do Indii rdrąc się "psiamać, gdzie mój paszport?!" XD Jeszcze raz, ahoj przygodo XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to piątka, brachu! ;P Widzę u Ciebie ciekawy grafik dzienny z tymi aktywnościami, ja akurat jogę ćwiczę późnym wieczorem (chciałabym późnymi wieczorami biegać, ale mieszkam na jednej z najniebezpieczniejszych ulic w miasteczku i po dwukrotnych "spotkaniach" z podchmielonymi bandami zrezygnowałam z wychodzenia z domu o takowych porach ;)), w ciągu dnia zawsze gdzieś wcisnę sobie rowerową eskapadę. A wczesny poranek to wręcz idealna pora - tak budzić się wraz z przyrodą do rozpoczęcia kolejnego dnia ;)
      Hm, czyli istny z Ciebie kosmopolita ;) Ja to jeszcze nie wiem jak jest ze mną, bo dotychczas to nigdy jakaś wielka rozpacz mnie nie ogarniała, gdy byłam na jakimś dłuższym wyjeździe poza domem. Mama przez telefon pytała się czy tęsknię, ja odruchowo odpowiadałam "tak" w tym samym czasie przechadzając się po uliczkach w Zakopanym myśląc sobie jaka to jestem szczęśliwa, że moge tam być.
      Ja póki co wybrałam bycie Au pair w Wielkiej Brytanii. Jest to i tak duży krok dla mnie. Nie potrafię określić czy będę tam przez rok bądź zdecyduję się pobyć jeszcze dłużej. Młoda jestem, myślę jeszcze o studiach, w międzyczasie zawsze mogę odkładać "grosze" na kolejną wyprawę - choćby do Francji. Też wiele nie potrzebuję, grunt, by jakoś dotrzeć do określonego kraju, czy to samolotem, czy autobusem. A potem torba na ramię i mogę piechotą kolejne kilometry pokonywać, nawet spać pod gołym niebem.
      Ja póki co byłam dwa razy w zachodniej części Niemiec, raz na Ukrainie we Lwowie i jego okolicach. Tylko, że w pierwszym przypadku były to wypady do rodziny, a w drugim szkolna wymiana. Nie narzekam, zobaczyłam sporo ciekawych miejsc, ale... nie żyłam swoim grafikiem. Ktoś cały czas decydował, kiedy trzeba wstać, czym i gdzie pojechać, kiedy obiad, gdzie jeszcze pójdziemy, a co jednak odpuścić trzeba, bo to i tamto... a ja... no, ja chcę sama decydować, dokąd pójść, choćbym miała godzinami błądzić po jakiś lasach, puszczach ;)
      I cóż, teraz to takie "luksusowe wczasy" za bardzo mnie nie rajcują, gdy nasłuchałam się, że głównie to albo wyleguje sie na plaży, albo w hotelu, albo spędza się czas na zakupach pamiątek i innych duperelek. I "zwiedzanie" z przewodnikiem - nie, to nie dla mnie ;P
      Na pewno nie będę się tej tęsknoty starała wyzbyć, bo ona jest częścią mych wszystkich wspomnień - zarówno tych lepszych jak i trochę gorszych. Ale jest i nie rozdzielę tego na czynniki pierwsze.
      Cóż, myślę że bywać tutaj z wami będę. Sylvia to dosyć zorganizowana kobieta - zrobiła dla mnie dwa plany dnia, a ponieważ jej dzieci mają 6, 8 i 13 lat to też nie muszę nieustannie siedzieć w domu. No, ale jak w ten grafik wepchnę poznawanie wszystkich miejsc, zaczynając od Luton - a ja poznając nowe miejsca to nawet patrzę na detale typu "gdzie trawa jest bardziej zielona" ;D - po jego okolice, potem Londyn, tam to dopiero będę miała czas na poznawcze popisy; jeszcze potem zacznę studiować rozkłady jazd pociągów i autobusów i wybywac w inne miejsca - a oprócz obowiązków i poznawania chce się zapisać na kurs językowy, także... może znasz sposoby na rozszerzenie dobry z 24 godzin na jakieś 100? ;P
      Ojć, dobra, zapamiętam, by przed wyjściem sprawdzic czy mam przy sobie dokumenty - i bilet, bo rok temu byłam już w połowie drogi na lotnisko, gdy sobie przypomniałam, że zostawiłam w babci w Bytomiu bilet z paszportem ;D

      Usuń
    2. O, znam ten obrazek w tle z zupy XD
      No ja mieszkam na niegdyś najgorszej dzielnicy Poznania i nieraz biegałem na szybki dystans..ale boją się też mojego psa, więc z bieganiem nie mam nocnym problemu, poza tym- nie chcę nikomu umniejszać, ale jestem facetem. Jednak mniej ludzi chce mnie np, zgwałcić czy coś XD
      Idealnie budzenie, jasna sprawa:)
      Wiesz, u mnie w domu to nawet wiedzą, że do mnie "nie opłaca" się dzwonić, że wrócę to wrócę XD Tylko czasem mam dawać znać że żyję a tak..no cóż. Jakoś dom nosi się w sercu, ja to tak widzę w dużej mierze, zresztą o tym chyba gdzieś nawet na blogu pisałem kiedyś. Ale rozumiesz mniej więcej o co mi chodzi. Znaczy, jasna sprawa, zawsze się tęskni, gdy się kocha..ale to nie znaczy, że gdzie indziej nie można się dobrze czuć:)
      No i o to chodzi, ja nie mogę zrozumieć wielkich wymagań podróżnych XD W GB to najbardziej mi się jednak Szkocja i Irlandia podobała, fajne kraje, naprawdę warte zobaczenia. Zwłaszcza z miast Dublin jak dla mnie, ale to długie opowieści. Ale Anglia jest chyba dobra właśnie na taką pierwszą samodzielną w pełni wyprawę, takie..oddzielenie się od reszty świata że tak rzeknę, tego, który znamy. A Francja też fajna, chociaż...w niej to mi się najbardziej Bretonia podobała. Ale nie jestem wielkim fanem Francji, choć jest piękna:) Ale nie do końca się wyczuwamy.
      Też nie lubię zorganizowanych wycieczek, jak nie mam właśnie swojego grafiku- to żadna podróż, także kolejna piątka :)
      I to jest dla mnie jakaś masakra, po co jechać do jakiegoś obcego kraju, żeby co, wylegiwać się na plaży? Paranoja totalna XD Nudne to jak cholera! W życiu bym nie wysiedział, poza tym...nie jestem na tyle elegancki, na kurorty xD
      Więc cieszę się, że nas na długo nie opuścisz, w sensie, będziesz tu wpadać no:)
      I no jasne, wszystko po kolei, nie masz siedzieć tutaj codziennie, jasna sprawa XD
      I hm...śpij mniej, doba się nieźle wtedy wydłuża XD
      No ładnie XD

      Usuń
    3. Eee... z zupy? *.* Co Ty, człowieku, jadasz, że tak się spytam? ;D
      Nie powiem, masz łatwiej - już pomijając fakty dotyczące płci, ale masz obrońcę w postaci psa. Ja to ewentualnie mogłabym kolana użyć, ale jedna na kilku rosłych osiłków... wolę nie próbować ;P
      No cóż, tymczasem ja pierwszy raz wyjeżdżam na tak długo, tak daleko. Babcie już mnie różańcami obwiesiła i oczywiście dostałam listę mnóstwa nieszczęśliwych wypadków, jakie mogą mi się przydarzyć w trakcie jazdy do Londynu, także... niee, niczego się teraz nie boję ;D
      W sumie Szkocja, Francja i Irlandia są praktycznie na tej samej "pozycji" (bo najbliżej), ale do tych pierwszych dwóch ciągnie mnie najbardziej. Mimo że podałam wcześniej w przykładzie Francję, to chyba jednak Szkocję chciałabym odwiedzić pierwszą - bo góry! Jak ja kocham piesze wędrówki po górach, a tam na pewno będzie gdzie dreptać i dreptać ;)
      No cóż, ja jeszcze ogarniam takie leżenie na plaży przez godzinę i to w jakimś zacisznym miejscu, np. podczas pokonywania pieszo kilometrów brzegiem morza/oceanu zrobić sobie przerwę, wykąpać się w morzu, potem rzucic się na piasek (będzie trochę z tym problemu na kamienistych plażach, może lepiej tam sie na nic nie rzucać xD), wysuszyć na słońcu i iść dalej. Ale tak na takiej mega zaludnionej plaży, przez cały dzień, gdzie nie da się poczuć zapachu morza, usłyszeć jego szumu, bo ktoś się nieustannie drze... Podziękuję ;P
      Będę wpadać, pisać, czytać... przynajmniej polskiego nie zapomnę, o! ;) wiadomo, to nie najważniejszy powód, mimo wszystko za długo bloguję, by rozstać się z pisaniem nawet z powodu emigracji ;)
      Hm... spać mniej niż 4-5 godzin na dobę... level hard do kwadratu xD

      Usuń
    4. Nie jadam, to taki portal, długo by mówić XD
      Wiesz, tak naprawdę to mój pies tylko wygląda groźnie, ona po wypadku nie jest w stanie nawet nikogo porządnie ugryźć XD Ja jej muszę kroić drobno jedzenie i tak dalej..ale grunt, że robi właśnie za straszak ze swoją posturą XD
      Bo i nie ma się czego bać:) W ogóle, to rodzina najcześciej najbardziej panikuje, ale czy można się im dziwić?XD
      Rozumiem, po prostu to są osobiste ciągoty, sam takie przerabiałem i przerabiam:) Właśnie, góry, piękne góry! Dlatego np. ja w tym roku jadę do Gruzji jeszcze- bo góry, podstawowe uzasadnienie:)
      Znaczy, ja bardzo lubię plaże, spanie na nich, uprawianie jogi na ich miękkim piaskuXD Ale leżenie samo? Nie nie, to za mało. Ale właśnie zaludnionych też unikam. Tylko takie dzikie trochę pociągają:)
      Wcale nie level hard, to proste jestXD

      Usuń
  3. super że wybierasz się do Anglii :) pewnie sporo Cie czeka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rok (lub więcej) z pewnością będzie niezapomniany ;)

      Usuń
    2. Jak mówisz wynagrodzisz :) sobie brak wcześniejszych wjazdów :)

      Podziwiam Cie z tym rannym bieganiem :D ja jestem śpiochem

      Usuń
  4. Jesteś żywym przykładem na to, że marzenia się spełniają, tylko trzeba im troszkę dopomóc ;) Czeka Cię naprawdę wielka przygoda, będę z niecierpliwością czekać na relację!
    Ale tego wstawania o 4 nie ogarniam, serio... Ja o tej porze dopiero się kładę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze to bycie biernym wobec wlasnych marzeń - trzeba działać, a wtedy można osiągnąć naprawdę dużo ;)
      Ja najpóźniej to koło drugiej w nocy spać chodzę, ale przeważnie to po północy ;) I tyle mi starcza ;)

      Usuń
  5. Mam nadzieję, że ten wyjazd będzie dla Ciebie najlepszym doświadczeniem jakie Ci się trafiło w życiu. Już zaczynałam wątpić w to, że marzenia się spełniają, a jednak utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że trzeba mocno wierzyć, a się zrealizują :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W marzenia nigdy wątpić nie należy. Tylko właściwie formować je sobie i... dążyć do ich realizacji. Jeżeli czegoś naprawdę pragniemy - predzej czy później to otrzymamy :)

      Usuń
    2. Tak czy inaczej gratuluję Ci tego wielkiego sukcesu i życzę, żeby w Twoim życiu wszystko się tak zawsze pomyślnie rozwiązywało.

      Usuń
  6. Też kiedyś wyjechałam na pół roku i naprawdę to było coś. Nowi ludzie, nowa kultura, nowe zwyczaje, nowe życie. Byłam tylko w Niemczech ale poznałam Hiszpanów, Włochów, Turków, Czechów - pół Europy z tymi ludźmi. To będzie początek wielkiej przygody - uwierz w to :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie tam "tylko w Niemczech" - Niemcy są pięknym krajem i sama chciałam tam pojechać i pracować jako Au pair, ale... cóż, mój niemiecki leży i kwiczy ;P A też kieszonkowe dla Au pair w UK są ciut wyższe, wiem, że pieniądze to nie wszystko, właściwie to nic, ale coś bym chciała zaoszczędzić ;)
      Pół Europy - wiem, co mówisz. W Karlsruhe poszłam do klubu i poznałam ludzi nawet z RPA i Argentyny *.*

      Usuń
  7. Tęsknota jest czymś całkowicie naturalnym i czasami dobrze jest oddać się w jej ręce, wiem co mówię :) Trzymam kciuki Kochana za udaną podróż! Czerp najwięcej, jak się da i zasypuj nas nowymi postami! A jako, że PJ w miarę regularnie odwiedza nasz piękny kraj, to na następnym koncercie będziemy się bawić we dwie, o! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki tęsknocie człowiek na pewno docenia to, co miał i, jeżeli się odpowiednio nastawi, to nauczy się cenić całe swoje życie i każdy jego element. Dziękuję, oczywiście będę starała się przynajmniej raz w tygodniu coś tutaj naskrobać, podzielić się z Tobą i resztą przynajmniej częścią wszystkich wrażeń.
      A co do PJ to trzymam Cię za słowo ;* może nie za rok, bo akurat będę oszczędzać na tygodniowy wypad do Polski, ale o tym napiszę kiedy indziej, a za jakiś czas chętnie zaszaleję pod sceną w Twoim towarzystwie ;)

      Usuń
    2. Jasne, tęsknota bywa ucząca, kiedy spojrzymy na nią z odpowiedniej strony :) W takim razie trzymam za słowo i z niecierpliwością będę czekała na kolejne "odzewy ze świata" :)
      Wiesz, oni chyba tak rok w rok Polski nie odwiedzają. Ale w miarę często - w odstępach trzech, czterech lat :) Więc takowa nadzieja istnieje, że razem poszalejemy :)

      Usuń
    3. Wszystko wymaga odpowiedniego podejścia - i już mniej problemów w główce. Ten "świat" póki co będzie ograniczać się tylko do UK, ale... właściwie nie wiem, czy powinnam pisać "tylko", skoro jeszcze rok temu nie przewidywałam żadnych tego typu zmian ;)
      Nie no, co rok to wiadomo... taki zespół jak PJ to ma gdzie koncertować, dobrze że jednak nasz kraj odwiedzają częściej niż raz na 10 lat. Musimy się tej nadziei trzymać ;)

      Usuń
    4. Dla mnie dalekie jest nawet 500 km, kiedy jadę do moich przyjaciół do Krakowa, więc... UK to daleki świat :)
      Bądźmy dobrej myśli! A polska publika potrafi zachęcać, oj potrafi :)

      Usuń
  8. Zdecydowałaś się na coś o czym ja marzę i czego się strasznie boję. Z niecierpliwością czekam na opis Twoich przeżyć, może to pozwoli mi postawić zdecydowany krok w stronę dłuższego wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam trochę obaw - to moja pierwsza podróż, którą odbędę nie dość, że sama to jeszcze w całej Wielkiej Brytanii nie mam żadnych przyjaciół czy krewnych - tylko swoją host family. Ale marzenie o poznaniu zupełnie nowych miejsc jest dużo, dużo silniejsze i z niego czerpię wszelką siłę, nadzieję i odwagę,
      A marzysz ogólnie o wyjeździe - w sensie zwiedzaniu, poznawaniu - czy o jakimś dłuższym pobycie w jakimś miejscu? Bo jeżeli chodzi o Au pair to wg mnie najlepsza opcja na początki z emigracją.

      Usuń
    2. Myślę bardzo mocno o Au pair, ale moi rodzice mają tutaj inne poglądy na sprawę. Po części dzielę ich obawy, ale może kiedyś się rzucę na głęboką wodę i spróbuję? Kto wie,

      Usuń
  9. Bo życie trzeba brać we własne ręce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przynosi chyba najwięcej efektów ;)

      Usuń
    2. Alleluja i do przodu ;D

      Usuń
    3. Tak religijnie ;D

      Usuń
    4. Znowu ;D dlaczego ja zawsze w rozmowach z Tobą taka "uduchowiona" jestem? *.*

      Usuń
    5. A ja taka grzesznica ;P

      Usuń
    6. To ja nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi:D

      Usuń
    7. Minus do minusa i jest plus ;D

      Usuń
    8. Czysta matematyka :P

      Usuń
    9. Bo wszystko jest na matmie oparte ;D

      Usuń
    10. Ewentualnie na fizyce, której nienawidzę :D

      Usuń
    11. A fizyka jest oparta na matematyce :)

      Usuń
    12. I baaardzo, baaaardzo dobrze, że nie jest na odwrót ;D

      Usuń
    13. Mi to bez różnicy ;D

      Usuń
    14. Lubisz fizykę? *.*

      Usuń
  10. Ja też wstaje bardzo wcześnie ale i kładę się koło 21-22 :) a wstaje 5 czasem 4 :P Dobrze tak z rana pobiegać :)

    I oczywiście, będzie się tęsknić, zawsze za rodziną, znajomymi, po prostu bliskimi nam osobami czy miejscem. Nie ważne czy jest się 100 km od tego czy 10000 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja o tej porze nie umiem zasnąć - a kawy nie pijam - chyba że jest ostry spadek ciśnienia, ewentualnie mam za sobą naprawdę ciężki dzień ;) Poranny jogging najlepszy - ewentualnie joga lub rower ;)

      Zawsze jest motywacja, by wrócić - przynajmniej na chwilę ;)

      Usuń
  11. Nie mogę kliknąć odpowiedzi ;/

    Ja kawy też nie pijam tylko coś kawopodobnego bez smaku kawy :P ale ok 7 h snu muszę mieć. Po prostu nie umiem inaczej :)

    Oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, czasami się takie coś zdarza tutaj :(

      Ja od czasu do czasu cappuccino wypiję czekoladowe, ale tak to moim nałogiem jest malinowa herbata ;)
      Cóż, każdy ma swój wewnętrzny zegar - ja przy spaniu więcej niż 5 godzin na dobę chodzę przez resztę dnia nieprzytomna ;P

      Usuń
    2. Ja muszę się wyspać, a czkoladową cappuchino uwielbiam :) A u mnie na uczelni jest pyszna latte mleko i troszkę kawy takiej słabej i smakuje tak hmm nie wiem jak to opisać ale kawy nie przypomina :P

      Usuń
    3. Ja jeszcze waniliowe popijam czasami, ale czekoladowe najlepsze ;) Takiej kawy jak na Twojej uczelni to ja jeszcze nie spotkałam - ciekawy wynalazek ;)

      Usuń
    4. O :) My mamy automat z maxwell house :) Ogólnie czasem automaty mają coś pysznego :D

      Usuń
    5. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o moich szkolnych automatach - pierwszy serwował nawet dobrą kawę lub gorącą czekoladę... które pod koniec, już prawie przy dnie kubeczka były... słone. A z drugiego to kawa smakowała jak gorąca woda zmieszana ze śmietanką 30% - ohyda ;D

      Usuń
    6. A u nas też są dwa co trzeba omijać :P ale,że to duża uczelnia to automatów jest full ;P

      Usuń
    7. Dobrze, że są takie wygody, aczkolwiek w razie czego zawsze można się w termos zaopatrzyć ;P

      Usuń
    8. A brałam w zimę w kubek :) swoją karmelową kawę z mlekiem :D w zimę z rana tak w pociągu mmm cudownie było :)

      Usuń
    9. Bardzo dobry sposób na rozbudzenie i rozgrzanie zarazem ;) I pewnie też poprawę humoru ;)

      Usuń
    10. Dokładnie wszystko na raz :) Choć czy rozbudza? Może kawa, kawa tak :P ale rozgrzewa i lepiej człowiek funkcjonuje. Teraz już nie biorę kubka, ale w zimne dni, jesień zima i trochę wiosny to mmm... Usiąść w pociągu (dwupiętrowym) jak jeszcze ciemno bywa i popijać sobie przy książce czy notatkach :)

      Usuń
    11. Mnie nawet kawa nie rozbudza - ale jakże sobie wmawiałam coś zupełnie innego w trakcie roku szkolnego ;P
      Ale zawsze lepiej tak przyjemnie zacząć dzień, o wiele lepiej niż w pośpiechu i ciągłym stresie ;)

      Usuń
    12. Ja rzadko kiedy sie spiesze ;p zawsze staram sie miec "zapas" :) pobudza yerba mate albo sok z noni ale on drogi i ochydny i pije sie 2 razy dziennie ale dziala cuda ;)

      Usuń
    13. Ja to jestem bardziej Twoim przeciwieństwem - wszystko na ostatnią chwilę ;P
      Moja siostra pija yerbę, dla mnie to śmierdzi paskudnie ;D Myślałam nad skosztowaniem guarany, nawet mam w domu jakiś zapas ;)

      Usuń
  12. Przecież nie wyjeżdżasz na stałe toteż nie wiem czym się przejmujesz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno, bym się nie przejmowała w takiej sytuacji, robię w końcu naprawdę wielki krok naprzód.
      A co do mojego pobytu poza Polską... póki co jest wersja 12miesięczna, aczkolwiek jest to tylko szkic wstępny, który zawsze mogę poprawić na coś innego ;)

      Usuń
    2. Rozumiem, że się przejmujesz wyjazdem, ale przecież wrócisz spowrotem, a czytając notkę odniosłam wrażenie jakbyś się żegnała na zawsze ;)
      Ty już się nie uczysz/studiujesz, nic? ;)

      Usuń
  13. I we mnie budzić się zaczyna coraz bardziej jakieś takie pragnienie wyruszenia w świat. Ale bardziej na zasadzie podróżowania, może jakiegoś pracowania gdzie będzie możliwość, jedzenia, co dają, ale zawsze musiałoby się to wiązać z powrotem do domu. Nie umiałabym wyjechać w jedno miejsce gdzieś za granicą i mieszkać w nim na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja napewno na Wielkiej Brytanii nie poprzestanę, co prawda biorę pod uwagę dłuższy pobyt w tamtych stronach, może za rok spróbuję sił w rekrutacji na jakiś uniwersytet lub college. Ale to dopiero początek mojej przygody, ja pragnę caly świat zwiedzić. Tylko muszę znaleźć pierw jakieś właściwe źródło utrzymania, by chociaż móc zbierać pieniądze na samolot/autobus mogący zabrać mnie do miejsca docelowego, a potem... mogę spać nawet pod gołym niebem i jadać korzonki ;)

      Usuń
    2. Ło proszę. Ładnie, ładnie. W takim razie powodzenia życzę. Jesteś rok młodsza ode mnie, a już potrafisz tak odważnie decydować o swoim życiu. Zazdroszczę. Ciekawe, kiedy sama w sobie znajdę tyle odwagi.

      Usuń
  14. Tak bardzo dużo radości wypływa z Twoich słów. Każdy czasem musi dać sobie radę z oporem świata i w tym przypadku.. poznać go bliżej. Super sprawa, że własnie realizujesz to co jako "kilkuletni szkrab" zamierzyłaś/ czy o czym marzyłaś. Powodzenia! :) PS Nigdy nie byłabym w stanie wstawać tak wczas i mieć z tego tyle radości. PODZIWIAM !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu jestem szczęśliwa, bo wreszcie robię coś dla siebie. Małymi krokami zaczynam działać, a nie tylko się przyglądać :)
      Jeszcze nie są to może te “wielkie podróże“, które mi chodzą po głowie... ale zawsze to bliżej niż dalej mojego celu :)
      A poranne wstawanie to już dla mnie po prostu przyjemna rutyna - nie umiem inaczej :)

      Usuń
  15. Ekstra podejście. Ja na razie wpadam na zmianę w euforię i rozpacz a ostatnio jakoś nie umiem traktować wyjazdu jako przygody tylko jako przykry obowiązek... -,- Już właściwie pochowałam w myślach psa i postarzyłam rodziców i babcię...-,-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyno, głowa do góry, Ciebie to również czeka mega przygoda. Po prostu ciesz się na myśl o tym, ile niezwykłości poznasz, a rodzinę... no, zostaw w spokoju i nie dodawaj im lat ;) Jest dobrze, ze wszystkim podołasz ;)

      Usuń
  16. Wszystkich ciągnie za granicę i nie jesteś jedyna. Życzę ci wielu sukcesów ;)
    Ja jestem patriotką i postanowiłam zostać w kraju, klepać biedę i narzekać XD.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ale masz super podejście, jak czytalam Twojego posta to czulam aż radość się z niego wylewala. Dobrze podsumowalaś, to prawda życie jest magiczne i bardzo nas zaskakuje. Ja też wyjechalam do Wielkiej Brytanii od razu po maturze.
    A co do tęsknoty, to zawsze byla i będzie. Ale potem nastąpi to niesamowite uczucie spotkania się z bliskimi, jak już będziesz jechać czy to na wakacje do rodziny czy po prostu w odwiedziny.

    Ja nie wiem czy dalabym rade tyle wytrzymać w autobusie, pamiętam moją wyprawę 9 godzinną do Londynu z mojego miasta, którą ledwo przeżylam bo strasznie mnie tylek bolal i myślalam, że wykituje. Moja mama się ciągle śmiala, że mam zbyt kościsty na takie podróże i że musze przytyć :)
    Ja już 10 miesięcy mieszkam w Szkocji, ale przeprowadzialam się tam z rodzinką, więc bylo mi latwiej, chociaz pamietam że przez miesiąc strasznie tęsknilam za moimi przyjaciólmi, ciociami i wujkami.Potem tęsknota zostala, ale nie tak ogromna jak wcześniej. I nauczylam się z nią normalnie funkcjonować. Teraz po czasie naprawdę jestem szczęśliwa, że tu jestem, poznalam nowych ludzi i można powiedzieć, że zaczęlam nowe życie, bo praktycznie wszystko od początku, college, nowe otoczenie, znajomi itd. Ale najważniejsze to mieć pozytywne nastawienie i doceniać wszystkie chwile.
    Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
  18. Czeka Cię co niezapomnianego :") I nie bój się nieznanego, bo na życzliwych i dobrych ludzi trafisz wszędzie :) A Twoi znajomi, rodzina - oni zawsze będą czekać ;)
    Szczęśliwej podróży :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Też chciałabym wyjechać, obejrzeć trochę świata. Ale jestem pełna obaw co do tego, jeszcze trochę poczekam.
    Niezapomnianych wspomnień z podróży! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Boże, marzę o pracy jako au pair od kiedy dowiedziałam się co to właściwie jest. I już obiecałam wszystkim dookoła, że dzień po tym jak skończę osiemnaście lat (a do tego jeszcze trochę, niestety...) już będę w drodze do mojej host rodziny. Ja, podobnie jak to było u Ciebie, do 14 roku życia wyjeżdżałam najwyżej w góry lub (rzadziej) and morze. Marzyłam o dalekich miejscach słuchając z zaczerwienionymi zazdrością policzkami opowiadań koleżanek z klasy o krajach południowych, a nawet o Tunezji i Maroku, gdzie wyjeżdżały moje kuzynki. I widzisz, tak się nam opłaciły oczekiwania! Życzę Ci naprawdę wszystkiego, wszystkiego dobrego na podróż, i jestem pewna, że na pewno wjazd wyjdzie Ci na dobre. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Cieszę się, że dopięłaś swego i udało Ci się wszystko zorganizować. :) Mam nadzieję, że wszystko potoczy się nawet lepiej, niż się spodziewasz.

    OdpowiedzUsuń
  22. Trzymam kciuki za ten wyjazd :)
    Sama kiedyś o tym myślałam.

    OdpowiedzUsuń
  23. Osobiście nigdy nie wybrałabym Anglii na taki program jak au pair, przeraża mnie klimat jaki tam panuje. Ale Tobie życzę szczęścia i wielu, wielu pozytywnych wrażeń! :)

    OdpowiedzUsuń
  24. bardzo odważnie, życzę powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Żyjesz, kobieto? Czekam niecierpliwie na nowy post, jak tam podróż i pierwsze wrażenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  26. może kiedyś uda Ci się być na ich koncercie? kto wie? :)
    kilkanaście miesięcy - to rzeczywiście trochę Cię nie będzie, mam nadzieję, że dobrze tam spędzisz czas, a co do wyjazdu - trzeba iść do przodu! a w rodzinne strony zawsze możesz wrócić! ;)

    póki co ona jest za granicą - więc nie mam możliwości z nią porozmawiać, jak wróci mamy to zrobić, zobaczymy jak to wyjdzie.

    i jak jesteś już za granicą? jak Ci tam? :)

    OdpowiedzUsuń