Dzisiaj popatrzyłam się od niechcenia do archiwum i z niedowierzaniem pokręciłam swoją rozczochraną głową. Od początku roku bowiem opublikowałam tutaj zaledwie 9 postów – 10, włączając w to ten obecny. Postów, w których właściwie... nic konkretnego Wam nie przekazałam.
A przecież jeszcze rok temu z szerokim uśmiechem planowałam jak to notka za notką ukażę Wam oblicza mojego życia na emigracji. I naprawdę nie wiem, jak wytłumaczyć to, że tego właśnie planu nie zrealizowałam.
Zmieniłam się – to napewno. Zapragnęłam czegoś więcej, niż tylko literek. A jak na ironię, z nich przecież zbudowane jest teraz moje życie – życie emigrantki. Bądź co bądź to właśnie głównie wiadomości tekstowe sprawiają, że nie urywa mi się kontakt z tymi, których kocham, którzy są moją najmocniejszą podporą i wsparciem w życiu, a ja mogę im dawać w zamian tyle samo... mentalnie i wirtualnie.
Biłam się z myślami ostatnimi dniami, biłam i biłam... Usuwać czy zostawiać? A jak to drugie? To co mam zrobić, żeby pisać tak jak dawniej, jeszcze za czasów szkolnych? Jak to napisałam dzisiaj Asi w jednej z wiadomości: „Ustawię sobie alarmy w telefonie: PISZ NOTKĘ, TY KURWO LENIWA!!!! XD”.
Wydawałoby się, że najprostszym rozwiązaniem byłoby, tak po prostu, usunąć. Kliknąć na odpowiedni klawisz i zamknąć tym samym kolejny rozdział w życiu. A przynajmniej łudzić się, że się go zamknęło.
Bo pewnie większość z Was nawet nie wie, że regularnie odwiedzam i czytam Wasze blogi, mimo że nie zostawiam po sobie komentarza. Wiem, co u wielu z Was „piszczy w trawie”, cieszę się Waszymi sukcesami, małymi i większymi radościami, ale też i martwię się, gdy u jednej czy drugiej Dobrej Duszy pojawi się notka pełna smutku i żalu.
Przeglądając strony z obrazkami co rusz poberam jeden bądź drugi z myślą „O, ten też będzie się świetnie prezentował w szablonie na moim blogu!”. Skromnym szablonie, który pieczołowicie wykonuję w swoich darmowych programach graficznych.
Ile to razy miałam myśli typu „Muszę to koniecznie opisać na blogu!”, „To też muszę koniecznie uwiecznić, będzie co czytać i wspominać po czasie!”... Szkoda tylko, że za każdym razem, gdy tylko otwierałam Worda, nic nie potrafiło mi „przejść przez palce”, a ja po minutach wpatrywania się w pustą, białą stronicę, zamykałam program z westchnieniem odkładając to na później
Jednak dalej kwestia usunięcia bloga nie jest dla mnie taka łatwa. Wciąż żyję nadzieją, że pewnego dnia po prostu wróci tutaj dawna atmosfera... ja tutaj wrócę.
Może dzisiaj jest akurat ten właściwy moment...?
"Dookoła miłość się skorumpowała,
Dookoła świat jak pierworodny grzech.
Nie zdążysz nawet dobrze się przeżegnać,
Nie mówimy 'żegnaj', 'koniec', 'cześć',
Bo po co?"
Po wielogodzinnej ulewie, przestało w końcu
padać. Słońce nieśmiało wychyla się zza chmur, a ja uśmiecham się do siebie,
akompaniując Grabażowi (na którego koncercie miałam okazję się niedawno
niesamowicie bawić... ale o tym innym razem) stukotem laptopowych klawiszy.
Jestem akurat w takim momencie życia, iż na
dniach zostanę zasypana gradem najróżniejszych zmian. Strach miesza się z
podekscytowaniem, zdrowy rozsądek stara się walczyć z nadmiarem ambicji. Jestem
pewna, że niejeden z Was złapie się za głowę, gdy niebawem napiszę tutaj, w
jaki sposób moje życie przewróciło się o 180 stopni i jak wielki krok do przodu
uczyniłam w ciągu jednego roku. Ale zaniem to nastąpi... mam nadzieję, że na
dniach będę mogła opublikować tutaj kolejną długą notkę, która będzie
sprawozdaniem z najpiękniejszej drugiej połowy sierpnia, jaka mogła mi się
przytrafić w moim dotychczasowym życiu.
Tak więc... czas sprawdzić, czy jeszcze potrafię tutaj pisać.
Wiesz, ja myślę, że to jest akurat ten moment. Bo zawsze jakoś - przynajmniej dla mnie - kiedy dużo się działo, na bloga uciekałam bardziej. Opinie i dobre słowa innych ludzi podnosiły mnie na duchu i pomagały wskazać właściwy kierunek, bym się jakoś pozbierała. Też się ostatnio wahałam, ale jak wiesz... trudno jest tak po prostu zniknąć. Trudno, jeśli ten ciąg literek ma za sobą masę naprawdę dobrych historii ;)
OdpowiedzUsuńNie odchodź (: Może potrzebujesz czasu, żeby sobie to wszystko w miarę poukładać, ale wiesz... dobrze nam Cię mieć :)
OdpowiedzUsuńDylemat- piać nie pisać, tak rzadko tu jestem, nie wiem czy wracać...och god. Jak ka doskonale to znam niestety, zwłaszcza po kryzysach kwietniowych...ale jednak człowieka tu ciągnie. Z różnych powodów. Czasem przez ludzi, czasem przez to, że właśnie oni kryją się za literkami. Czasem przez to, że niektórzy z nas potrzebują publicznego, nowoczesnego konfesjonału jakim jest blog. Dla niektórych to terapia. Powodów jest mnóstwo, pewnie każdy z nas ma ich kilka tak naprawdę..ale fakt faktem- to uzależnia. Ale to chyba jedno z tych dobrych uzależnień, prawda?:) Więc- spróbuj jeszcze raz:> Czekam na pełne relacje, co więcej mam rzec XD
OdpowiedzUsuńO ja miałam tak samo, opisywałam w głowie każdą pierdołę z życia na emigracji a jak się okazuje piszę zdecydowanie mniej niż wcześniej :P
OdpowiedzUsuńRok temu miałam podobny kryzys. Przestałam zaglądać na bloga i po kilku miesiąc chęć do blogowania sama wróciła :)
OdpowiedzUsuńpowiem szczerze, że mój aktualny blog, założony parę(naście) dni temu nie jest moim pierwszym i doskonale cię rozumiem. też miałam taki kryzys. i to długi okres. z tym, że nie potrafiłam odnaleźć się ani w realnym świecie, ani (już) w blogowym. i po wielu próbach stworzenia idealnego pamiętnika w końcu uciekłam, bo wiedziałam, że moja wena się wyczerpała i nie ma po co na siłę pisać. więc przechodząc do sedna - może ty również potrzebujesz takiej chwili wytchnienia? nie musisz w końcu usuwać bloga, możesz go "dezaktywować", a po czasie może zatęsknisz i zechcesz wrócić...?
OdpowiedzUsuńżyczę ci, aby ten dylemat sam się rozwiązał i to szybko! :)
"PISZ NOTKĘ TY KURWO LENIWA" - haha. :D Boże, skąd ja to znam?
OdpowiedzUsuńczekam na post, kochana :* nie waż mi się usuwać czgokolwiek!
U mnie też szykują się wielkie zmiany ;) Wchodzę wreszcie w prawdziwą dorosłość :) Wróć znów na bloga, będziemy się wspierać :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że każdy bloger miewa podobne dylematy w swoim czasie. Ale jednak jakoś zawsze ciągnie do tego miejsca. Więc po prostu wróć, kiedy to poczujesz, nic na siłę ;)
OdpowiedzUsuńTeż niedawno miałam takie dylematy ale jednak wróciłam :) bo jakoś tak dziwnie żyć bez bloga :0
OdpowiedzUsuń