czwartek, 23 stycznia 2014

Gdzie chochołów sześć, tam Prosta nie ma jak myśleć

 Jestem po kolejnym sprawdzianie powtórkowym z języka polskiego i – poważnie – jeszcze nigdy żadna epoka nie wykończyła mnie tak jak modernizm. Nie wiem – może to przez te postawy dekadenckie, nadmiar pesymizmu, fakt, że Judym zostawił Podborską, a Jagna w „Chłopach” zachowywała się jak... hm... moja koleżanka nazwała ją „słodką, upośledzoną nimfomanką”.
 Przed oczami tańczą mi chochoły. Co najśmieszniejsze, mają one postać... malutkich, wesołych chochlików. Bo przecież "to niemożliwe, by sucha, śmierdząca trawa odprawiała sławny taniec" (o którym, o ile dobrze pamiętam, uczyłam się w podstawówce, ale mniejsza o to).
 Cały czas pamiętam sytuację z zeszłego roku szkolnego, kiedy to na pytanie polonistki: „Co nazywamy chochołem?” odpowiedziałam, że jest to „rodzaj skrzata”. Wyraz twarzy nauczycielki ciągle jest uwieczniony w zakamarkach mojej pamięci – przecież jak to możliwe, że Prosta, która zawsze potrafi na języku polskim wyratować klasę z opresji i trafnie odpowiedzieć na każde, zadane przez panią profesor pytanie, nagle wygaduje takie bzdury?
Moja najlepsza koleżanka szybko znalazła złoty środek na moją chorobę (tak, pani z polskiego stwierdziła, że najprawdopodobniej się pochorowałam): miałam „skończyć z czytaniem o Harrym Potterze i odejść z Funclubu Zgredka”.
 Oczywiście, na dzisiejszym sprawdzianie znalazł się motyw chocholego tańca. Gdy tylko oddałam polonistce kartkę, zaraz odnalazła moje tłumaczenie podanej sceny. „No, masz szczęście!” – tyle usłyszałam, bo zaraz do moich uszu dobiegł żałosny jęk nauczycielki. Co tym razem spaprałam? Tak tylko... pomyliłam Wajdelotę z Wernyhorą... albo Wernyhorę z Wajdelotą. Oczywiście, w moim wydaniu jest to błąd karygodny... który wywołuje szeroki uśmiech na mojej buzi. Mówiłam rano mamie, że jeżeli dostanę na klasówce zagadnienie z „Wesela” dotyczące Wernyhory to z pewnością coś zawalę.
-         Dlaczego tak uważasz?
-         Po prostu nie lubię tego gościa.

 Cóż, sama się o to prosiłam. Mam jeszcze kilka miesięcy, bo go polubić lub, w najgorszym wypadku, zacząć tolerować i nie mylić z nieszczęsnym Wajdelotą. Ewentualnie mogę liczyć na to, że modlitwy mojej nauczycielki się spełnią i w maju nie zostanę zmuszona do interpretacji jakiegokolwiek fragmentu „Wesela”.
Mam nadzieję, że wielmożny Wyspiański nie będzie się na mnie złościł, ale jakoś nie mam ochoty na zaliczenie, dzięki niemu, magicznego błędu kardynalnego ;)



45 komentarzy:

  1. Jedyne, co pamiętam z Wesela, to to, że mój kolega zamiast Rachela przeczytał Rejczel :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą panią też mam niezłe wspomnienia - bo to była jakaś... Pepa Singer chyba... I jak nauczycielka nam to dyktowała to jeden z moich kolegów "ciutkę" głośno zanucił sobie: "Świnka Pepa..." :D

      Usuń
    2. Świnkę Pepę za to moja przyjaciółka oglądała na zajęciach z chorwackiego. :D

      Usuń
    3. Ciekawy sposób nauki języka :p ciekawe jakby ta bajka w języku niemieckim brzmiała :D

      Usuń
    4. Podobno po niemiecku każde zdanie brzmi jak rozkaz rozstrzelania. :P

      Usuń
    5. Może nie od razu jak akurat rozkaz na rozstrzelanie... Ale coś z tym "tonem wojskowym" to ma jednak wspólnego ;)

      Usuń
  2. Jakoś ta epoka nie sprawiała mi wielkich problemów. U mnie było najgorzej ze starożytnością :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest zdecydowanie na odwrót - starożytność może ceniłam za mitologię grecką... Zresztą, naprawdę nie miałam przedtem kłopotów z żadną epoką. Zjawił się modernizm i dziękuję, dobranoc. Cóż, zawsze gdzieś jest jakiś haczyk :P

      Usuń
  3. Z wesela pamiętam tylko ten chocholi taniec ;d nasza polonistka katowała nas go przy okazji każdej powtórki ;D
    I spokojnie, ja też się obawiałam, że na maturze trafi mi się potop albo jakieś inne dziwactwo a tu proszę ;d dziady, które miałam rozpracowane od deski do deski bo wykorzystywałam je do pracy maturalnej ;d
    a kardynalnego błędu każdy się obawia ;d w stresie łatwo napisać jakieś bzdury

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, myśmy też byli tym katowani na przemian z motywem rozdartej sosny z “Ludzi bezdomnych“ :)
      Rety, wiele bym dała za “Dziady“ na majowej maturze. Albo ewentualnie jakiś dramat antyczny czy poezję z Literatury Współczesnej, bo bardzo ją lubię ;)
      “Potopu“ nawet nie czytałam, więc nawet niech nie próbują brać tego pod uwagę :D

      Usuń
  4. Akurat mitologia grecka i rzymska to pikuś, ale Homer, Achilles, wojny trojańskie, filozofia - zmora!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Homera to lubiłam i żałuję, że mam tylko poziom podstawowy, będę musiała później sobie sama go nadrobić (znacz, z czystych chęci, tak dla siebie). Ale filozofia - tu przyznam Ci rację, takie szczególiki ciężko ogarnąć.

      Usuń
    2. Miałam na studiach filozofię i przyznam szczerze - niewiele z niej pamiętam :)
      To podziwiam :0 może tak samo spróbuj polubić modernizm? Znajdź jakieś fajne akcenty w tej epoce :)

      Usuń
    3. Spróbuję go... zaakceptować ;P

      Usuń
  5. Nie znosiłam lektur szkolnych :) W klasie maturalnej przestałam je nawet czytać :) Aż szok, że miałam z polskiego 91 % - przeczytanie dzień wcześniej streszczeń lektur odniosło o 100 % lepszy efekt niż 3-letnia nauka języka polskiego.
    W ogóle dziwie się, że ja po tym wszystkim lubię jeszcze czytać książki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, 91%... chciałabym tak napisać podstawę, póki co wszystkie moje próbne matury wahają się od 80 do 88%... nie umiem zdobyć więcej niż 20 punktów za rozwinięcie, co moja polonistka kwituje tym, że “za oryginalnie myślę“...
      Ja zaniedbałam czytanie lektur od... “Lalki“, bodajże. Potem “Zbrodni i kary“ też nie przeczytałam. W tym roku szkolnym póki co to nie zaliczyłam Ferdydurke, ale to jest jeden wielki bełkot, nie książka o.O

      Usuń
    2. Przeczytałam trochę lektur szkolnych, ale pamiętam tylko Małego Księcia, część Kamieni na szaniec i wiem, że czytałam Krzyżaków, ale to było straszne.
      Matura w rzeczywistości jest jakoś tak zawsze łatwiejsza niż próbne, ale faktycznie - nie warto zakładać, że pytania są podchwytliwe - po prostu idzie przekombinować ;)

      Usuń
    3. To lektury z gimnazjum - przynajmniej ja je w gimnazjum miałam :D
      Jeżeli o polski chodzi to największe problemy i tak mam zawsze z czytaniem ze zrozumieniem. Nie lubię tekstów, w których narrator, jakby chcąc odstawić popis olbrzymim zasobem słownictwa, zaczyna odstawiać pie**olenie o Szopenie, kilka razy gubiąc główny wątek tekstu tak, że nie idzie nic zrozumieć po nawet dwukrotnym przeczytaniu tekstu. Co prawda, nigdy nie spadłam poniżej 16 punktów, ale zastanawiam się, co oni chcą udowodnić takimi czytankami - to, że młodzież polska nie potrafi czytać ze zrozumieniem, czy s t a r s z y z n a nie radzi sobie ze sprawnym stosowaniem języka ojczystego i pisaniem ładnych, przejrzystych artykułów?

      Usuń
    4. Ja chyba je miałam w liceum, ale pewna nie jestem ;p
      O tak, czytanie ze zrozumieniem to sztuka i zawsze byłam wściekła, że na interpretację czegokolwiek są jakieś klucze. Jeśli ja coś odbieram inaczej to nie dlatego, że odbieram to źle tylko dlatego bo mój mózg to przyjął inaczej. Swoją drogą, mogę się założyć, że nawet ta interpretacja, którą mamy wykuć nie zawsze pokrywa się z faktycznym zamiarem autora ;)

      Usuń
    5. To jest bez sensu - przecież, powiedzmy, taki Baczyński, tworząc swoje utwory, wcale nie miał zamiaru, by stały się one mordęgą dla późniejszych pokoleń. Tak samo twórcy jakiś artykułów itdp.

      Usuń
  6. Dobrze, że u nas w liceum pani nie zadawała pytań, bo królowała u nas cisza, a odezwij się to będziesz zabity, bo w życiu bym nie odpowiedziała na żadne zagadnienie, o którym napisałaś, Judyma ledwo co pamiętam a z Chłopów mam co drugą notatkę w zeszycie, bo nie chciało mi się uczęszczać na polski. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja klasa z reguły jest cicha, ale na polskim trzeba mówić, bo inaczej jest źle - bardzo źle. Oczywiście, mówię o moich towarzyszach z klasy, bo ja jednak, mimo wszystko, jestem traktowana troszkę ze specjalnymi względami :p
      A dziurawe notatki odbijają się później na odpowiedzi ustnej, a nasza pani nie żałuje jedynek nieprzygotowanym ;)

      Usuń
    2. Ja co prawda chodziłam do liceum zaocznie, więc z materiałem trzeba było zapierdalać, za przeproszeniem mówiąc, nasza polonistka była wymagająca, ale też bardzo dobra, tylko zawsze musiało być na jej, nie moim zdaniem tylko moje zdanie musiało być tak naprawdę jej zdaniem. Ona była najmądrzejsza i przegadać tej kobiety nie szło, ktoś ruszył krzesełkiem, to zaraz nadzierała się na nas, że na wychowaniu fizycznym nie jesteśmy. Mimo to miło wspominam polski. ;)

      Usuń
  7. Mi też ta epoka nie przypadła do gustu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic, tylko ją wykasować ;)

      Usuń
    2. Jakieś dziwaczne mieli wtedy rozumowanie. Jak czytałam te lektury (lub ich streszczenia) myślałam, że wszystkim wtedy na łeb padło XD

      Usuń
  8. Na szczęście mam już Młodą Polskę za sobą, choć i tak nie jestem w stanie pojąć, co oni musieli tam palić ;) Ale ! to polska literatura. Wcześniej patriota latał na chmurze, teraz tańczą snopki siana.
    Kolega, piszący rozszerzenie z polskiego, zamiast Rolanda (tego z pieśni średniowiecznej) rozpisał się na próbnej o Ronaldzie ;) i ksywka na polskim do niego przylgnęła

    na maturce i ta dostaniemy nieszczęsną "Lalkę"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polska literatura zła nie jest, aczkolwiek pomysły czasami nie z tej ziemii ;)
      wiesz, ja przez całe gimnazjum byłam iście przekonana, że jest Pieśń o Ronaldzie :p
      A “Lalki“ nie chcę. Niech mi nawet tego paskudztwa nie proponuję - jak zobaczyłam w listopadzie, na próbnej, temat z tej lektury, to mnie zmroziło. Na szczęście, był jeszcze “Pan Tadeusz“ *.*

      Usuń
  9. Dla mnie najgorszą epoką jest romantyzm. Jakieś zjawy, króle elfów, zmiany Gustawa w Konrada, jasnowidztwo księdza Piotra, spływanie na chmurze - to dla mnie kompletne bzdury. Najbardziej natomiast lubię pozytywizm - same konkrety, żadnych zjawisk nadprzyrodzonych i monologów na szczytach gór. A "Wesele", mimo że jest trudne i występują tam chochoły, widma i rycerze, to nawet mi się podobało ;) Ale za najgorszego gniota i tak uważam "Szewców" - w życiu nie czytałam podobnego bełkotu. Nie polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie uwielbiam romantyzm, bo kto wtedy tworzył - rzecz jasna, mój ukochany Mickiewicz *.* I właśnie te wszystkie Konrady, improwizacje, Dziady znam praktycznie na pamięć.
      Pozytywizm da się przebrnąć, aczkolwiek “Lalka“ zdecydowanie mnie odrzuciła. Wszystko przez Rzeckiego!
      “Szewców“ nie czytałam. Dla mnie czymś potwornym bylo Ferdydurke - to już w ogóle... jedna wielka kupa :D

      Usuń
    2. Serio lubisz Micka? Jeeej, właśnie poznałam jego drugą wielbicielkę, obok mojej mamy - polonistki :D
      A ja "Laleczkę" uwielbiam najbardziej ze wszystkich lektur! Za to przynajmniej zgadzamy się w kwestii utworu Gombrowicza - faktycznie jakieś głupoty...

      Brzeg, a Ty? ;>

      Usuń
  10. to akurat jedna z epok którą lubiłam i została na dłużej w mojej pamięci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, każdy gustuje w czym innym. Niektórzy nie mają żadnego faworyta wśród epok literackich :)

      Usuń
  11. Ujaa.. Mnie to dopiero czeka.. Harrego się nie da porzucić od tak sobie więc .. powodzenia :D
    Plus za piosenkę ! :)

    taka-se-nazwa.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia życzę :)
      A no, Harry to postać, z która nie potrafię się definitywnie pożegnać ;)

      Usuń
  12. ech, bo cały modernizm jest w szkole źle pokazywany. jak moja babcia- była polonistka, albo moja mama- wykładowczyni polonistyki- opowiadały przy stole o tej epoce, to naprawdę się dobrze słuchało. fascynujące wręcz to było. ale szkoła wszystko obrzydzić potrafi, nawet Gombrowicza i Dostojewskiego.
    ej nie bluźnij, podważasz właśnie dawne, słowiańskie wierzenia XD chochoł to chochoł i koniec kropka, chochlikom można nalać co najwyżej mleka na spodeczek:)
    zacząłem się właśnie zastanawiać, czy Wyspiański w ogóle, kiedykolwiek się na podstawowej maturze pojawił? hm. do rozważenia:)

    OdpowiedzUsuń
  13. lektury, lektury, lektury... czasami zastanawiam się czemu akurat takie wybrali a nie inne. gdyby wybrali coś przyjemniejszego, lżejszego to nie byłoby problemu z ich czytaniem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeszcze tego nie miałam, a już zaczyna mnie przerażać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mi się chochoły zawsze z ożywionymi drzewami kojarzyły... nie pamiętam, jak one się faktycznie nazywają.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja również nie przepadam za tym okresem w literaturze. Powiem nawet szczerze 2 lektury których nie przeczytałam to Chłopi i Krzyżacy. Dasz radę nigdy nie wiadomo co dadzą. Ja na przykład miałam Potop , którego nawet nie przerabialiśmy - ponoć miała go nie być, ale jakoś dałam radę :p

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie oszukujmy się niektóre imiona, nazwy w tych lekturach są tak podobne, że nie trudno je pomylić :D przeinaczyć :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Do mnie jakoś nie przemówiło "Wesele" - też to przerabiałam.

    OdpowiedzUsuń
  19. mialam taka szlaona polistke w licuem ze bardziej pamietam jej szalone kreacje niz to co bylo omawiane na polskim ;) takze epoki zbytnio nic mi nie mowia co i jak ale jakos mimo to udalo mi sie spokojnie polski zdac i jeszcze miec na swiadectwie czworke ;)
    ale Tobie zycze powodzenia z tymi epokami ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Miałam taki okres po liceum już, gdzie zaczęłam czytać lektury (poszła All w ślady swojej matki) i chyba dopiero wtedy naprawdę zobaczyłam w tych książkach to "coś", co próbują przekazać poloniści. A tak poza tym to nienawidziłam swojej polonistki, może dlatego przez całe trzy lata przeczytałam ze trzy książki? ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Mnie się "Wesele" podobało, póki na scenę nie weszła mistyka. Chłopomania, nieudolne bratanie się artystów z ludem prostym. Kontekst społeczny jest miodzio, chochoły mogą się schować :P

    OdpowiedzUsuń