piątek, 28 lutego 2014

Ferie part 2., it is not the last one

 Miałam w planach na ferie publikować notki, mniej więcej, co dwa dni. Cóż, niezbyt mi to wyszło. Na szczęście, w sprawie moich planów związanych z zadanymi na te „wolne” dwa tygodnie, okazałam się dużo większą wytrwałością: już w pierwszym tygodniu zaliczyłam wszystkie próbne maturki z matematyki podstawowej i rozszerzonej chemii, a na kursach z rozszerzonej matematyki wręcz do perfekcji opanowałam zadania z parametrem.
 Półmetek ferii okazał się mocno przesiąknięty alkoholem i potańcówkami do muzycznych kawałków, których nigdy w życiu nie zamieściłabym na żadnej ze swoich playlist. Niestety, odbiło się to na moim zdrowiu i cudownie szalone dwa dni odchorowałam w ponad dwa razy dłuższym czasie. Mało przyjemna nawiązka mi się zwróciła, ale niczego nie żałuję. Kto wie, kiedy będę miała następną okazję do takich szaleństw.

 Wiecie, że do pierwszej oficjalnej matury zostało 67 (lub 66, nie pamiętam dokładnie) dni? Kiedy to sobie uświadomiłam (chyba pięć razy liczyłam kartki kalendarzowe mając nadzieję, że może troszkę się pomyliłam i jednak tych dni jest tak... o minimum 40 więcej – ale nie, cholerne 60 jak wypadło za pierwszym razem, tak utrzymało się do piątego), poczułam wewnątrz... pustkę. Dziwne otępienie dostało się do mojego krwioobiegu i sparaliżowało całe ciało, duszę. Może okażę się dziwakiem, ale... chcę wrócić do szkoły – do tego szumu, aktywnej pracy na chemii, grania w kółko i krzyżyk na podstawowej matematyce, która nadzwyczajnie w świecie mnie nudzi (bo ileż razy można robić w kółko te same zadania, w których zmienione są jedynie wartości liczbowe, ewentualnie – tak „dla szaleństwa” - zamiast podstawy każą obliczyć wysokość) – ale za nią też będę tęsknić. I za angielskim, na którym również prawie nic nie robimy, i za wychowaniem fizycznym, gdzie 90% wszystkich lekcji to „siatkówka” polegająca na... eee... zagrywkach – tak, najpierw jedna strona ma swoją szczęśliwą passę i wykonuje z 10 „asów serwisowych”, potem kolejna nadrabia tym samym. Tych wszystkich spraw, za którymi będę tęsknić, jest znacznie, znacznie więcej, ale zostawię sobie tą wyliczankę na kiedy indziej...

 W tym tygodniu ferii wydarzyło się coś jeszczecoś, co sprawiło, że moje plany na życie-po-maturalne stały się bardziej wyraźne i realne. Nie napiszę na razie, o co dokładnie chodzi, ale mogę Was zapewnić, że jako jedni z pierwszych dowiecie się o wszystkim za jakiś czas.
Tak czy siak, pewna sytuacja zmusiła mnie do podjęcia odpowiednich działań i dała niezły zastrzyk motywacji. Niestety, będę musiała opuścić to miejsce na góra dwa miesiące – nie chcę, by cokolwiek mnie rozpraszało. Wiem, że co niektóre osoby, mające maturę już za sobą, napiszą, że „prawie w ogóle nic nie powtarzały, a zdały”. Cóż, ja wolę jednak te dwa miesiące poświęcić na powtórki, dopracować niektóre tematy (np. diabelskie zadania na dowodzenie, rachunek prawdopodobieństwa i izomerię optyczną), niż później pluć sobie w brodę, gdy zobaczę zadanie z działu, który widziałam, ale „nie miałam siły”, by go przestudiować.

 Nie chcę się nakręcać, zrobię tyle, ile będę w stanie. A jestem w stanie zrobić dużo – zwłaszcza, że (o, Jezusku) ostatnio powtórki zaczęły naprawdę sprawiać mi frajdę. W końcu sama zrozumiałam mechanizmy wielu reakcji chemicznych, a także dostrzegłam magię – tak, magię – nierówności liniowych, które wcześniej rozwiązywałam schematycznie.
Ah, gdybym mogła taki sam czar znaleźć w angielskim słowotwórstwie, byłoby fantastycznie.

 Trzymajcie kciuki za realizację moich postanowień – mam nadzieję, że w ferie wielkanocne, gdy w końcu zdecyduję się tutaj coś naskrobać, będę mogła pochwalić się Wam swoimi osiągnięciami.



ta piosenka wprowadza mnie w dziwny stan melancholii:

7 komentarzy:

  1. W takim razie miłych powtórek życzę!
    Ja jeszcze nie matura, dopiero egzaminy gimnazjalne... Jak na razie nic nie zrobiłam, kompletnie nic. Co prawda zakres materiału jest znacznie mniejszy niż na maturę, nic strasznego, ale jednak... Wypadałoby powtórzyć to i owo, tak dla pewności. Na pewno jeszcze się za to zabiorę (dwa tygodnie przed testami, jak znam siebie...).
    Jestem pewna, że poradzisz sobie świetnie. I sobie też życzę takiej wytrwałości, jaką Ty możesz się poszczycić.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero przed świętami do nas wrócisz? oj, ale rozumiem, są sprawy ważne i ważniejsze. Teraz matura pewnie jest na pierwszym miejscu, a raczej powtórki do niej ;) Także życzę powodzenia i trzymam kciuki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojj, tak, mówi się, że matura to bzdura i pewnie jest w tym trochę prawdy, ale myślę tak samo jak Ty - lepiej popracować niż potem pluć sobie w brodę. Chociaż może za rok same będziemy bagatelizować tenże egzamin, zakuwając na sesję :D
    Ja zdaję tylko podstawową matmę, ale też nie cierpię tych zadanek z dowodami. Arytmetyczne jeszcze ujdą, ale geometryczne są niefajne :<
    Trzymam więc kciuki za naukę, motywację i abyś odnalazła to piękno również w słowotwórstwie :D Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie mało Cię na blogu. No to powodzenia w realizacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kciuki za Ciebie zawsze trzymam :* Ferie udane: trochę pracy, trochę szaleństw - przyjemny bilansik :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matura to pikuś, mówi Ci ;)
    ale trzymam kciuki :)) i jak się uda to napisz coś czasem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. chciałam poinformować, że zmieniłam adres bloga :)
    nadajesie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń