Środek marca.
Poniedziałek. Fakt, że po raz kolejny spóźniłam się na lekcję wychowania
fizycznego wcale nie był dla mnie zaskoczeniem – tak to jest, gdy spędza się
okienka w domu, zupełnie zapominając o nowym „systemie” pięciominutowych
szkolnych przerw.
Już sięgałam wielkiej, mosiężnej klamki, gdy moje zmysły
wykryły jakąś osobę chcącą otworzyć drzwi od wewnątrz, toteż, ciut niezdarnie,
odskoczyłam na bok, chroniąc się przed oberwaniem potężnymi drzwiami prosto w
twarz.
Sekundę później stałam już twarzą w twarz z D. – znajomą jeszcze z
czasów gimnazjum, z którą bynajmniej nie łączyły mnie nigdy większe przyjaźnie,
co po prostu kilka wspólnych znajomych. Jej dwie kuzynki chodziły ze mną do
klasy, a ponieważ moje miasteczko jest naprawdę nieduże, toteż znałam mniej lub
bardziej każdego członka bandy, z którą na każdej długiej przerwie
wymykała się na wspólnego papierosa. Oczywiście D. można zawsze było rozpoznać
na szkolnym korytarzu, gdyż była zdecydowanie jedną z najgłośniejszych
dziewczyn w szkole, w dodatku prawie cała ubrana na czarno, a wszelkie
„niezbędne” przybory nosiła w wielkich, błyszczących torbach. Sporadycznie wymieniałam z nią tylko odruchowe „Cześć!” (sama dziwiłam się,
jakim cudem tego typu osoba wita się ze mną, czyli właściwie największym geek`iem
w całej szkole).
W okresie liceum
rzadko zauważałam ją na szkolnym korytarzu. Tylko z plotek wiedziałam, iż ponoć
miała kłopoty z frekwencją, z ocenami też było u niej krucho, kiedyś tam miała
pogadankę z panią pedagog, prawie wyrzucono ją za coś tam ze szkoły. Oczywiście
był to jeden z wielu tematów, którymi wymieniałam się ze swoimi znajomymi np. w
trakcie długiej przerwy spędzanej w przytulnej kawiarence przy kubku gorącego
cappuccino, toteż nikt do tych ploteczek żadnej większej wagi nie
przywiązywał.
Dlatego, kiedy kilka
miesięcy temu spojrzenia moje i D. skrzyżowały się, zupełnie tak samo jak
krzyżują się spojrzenia innych uczniów mijających się w szkole, po prostu
uśmiechnęłam się do niej lekko, chcąc pozwolić jej pierwszej wyjść na zewnątrz.
I właśnie w momencie, gdy przepuszczałam dziewczynę, mój wzrok przypadkowo padł
na jej mocno zaokrąglony brzuch. Szczerze? Mimo że znam niejedną historię
nastolatki w ciąży z mojego miasteczka... trochę zaniemówiłam...
-
Hej, what`s up, Prosta? – kilka minut później z zamyślenia
wyrwał mnie żywy głos P.
-
Nic, nic, tylko wiesz... chyba mam zwidy, ale wydaje mi się,
że D. z humanistycznej jest... w ciąży.
W szatni na sekundę
zapadła cisza. Zorientowałam się, że, właściwie jak zawsze, znowu powiedziałam
za głośno coś, co powinno zostać powiedziane wręcz konspiracyjnym szeptem.
-
Cóż... prawda jest taka, że nic ci się nie zdawało, Prosta.
Wszyscy już to wiedzą – to powiedziawszy P. powróciła do mocowania się z
własnymi dziurawymi tenisówkami.
-
Coś takiego... – burknęłam do siebie, poszukując w siatce ze
strojem gumki do włosów.
-
A czego ty się, Prosta, tak dziwisz? – Wtrąciła się A.,
dziewczyna która nigdy nie przegapia okazji, by wyrazić własne zdanie na
jakikolwiek temat (szczególnie na swojej fejsbukowej ścianie). - Nie
zauważyłaś, co to za laska? Zapewne nawet nie pamięta, co za zbok zrobił jej to
dziecko podczas jednej z szalonych, klubowych nocy. Takie zawsze tak kończą.
-
Bez przesady... – ponieważ osobiście nigdy nie przepadałam za
A. i jej skłonnością do oceniania ludzi (a także pogardą dla społeczeństwa
polskiego i przesadnego wielbienia Amerykanów), nagle zapragnęłam obronić D.
-
Słuchaj, A., gadałaś chociaż raz z D. na temat jej ciąży? –
Wtrąciła się P., która iście nienawidzi mieszania kogokolwiek z błotem. – Znasz
ją osobiście? Nie? To się, ku*wa, zamknij!
Nikt już później nie
wracał to tego tematu. Po prostu przepadł on wraz ze zbliżającym się końcem
roku szkolnego, ostatnimi próbnymi maturami i całą tą atmosferą rychłego
rozstania ze szkołą średnią.
Osobiście zobaczyłam D. na szkolnym korytarzu
jeszcze dwa razy. Za każdym razem coś się we mnie litowało nad jej osobą.
Wyobrażałam sobie, jakże musi być jej ciężko... a jeżeli naprawdę ta ciąża była
„nieszczęśliwym wypadkiem”? Sama doskonale wiem, jak to jest wychowywać się bez
obecności biologicznego ojca. Miałam jedynie nadzieję, że zarówno dziewczyna
jak i dziecko będą miały się dobrze. Że spotkają właściwych ludzi, którzy im
pomogą, chociaż na początku...
Dzisiejszego
popołudnia, spacerując po parku, moje oczy dostrzegły siedzącą tuż przy
fontannie czarnowłosą dziewczynę. Wydawała się dziwnie znajoma. W końcu ją
poznałam – była to D. we własnej osobie. Już bez wyzywającego makijażu,
paskudnych tipsów i papierosa w dłoni, za to w lekkiej sukience i torbą z
Kubusia Puchatka. Towarzyszył jej
młody mężczyzna i... malutki dzidziuś. Po ubrankach zgadłam, że jest to
dziewczynka – śliczna, mała kruszynka z zadziwiająco dużą ilością ciemnych włosków
na główce. Towarzysz D. co chwila podnosił małą wysoko do góry i wybuchał
serdecznym śmiechem, gdy maleństwo próbowało wsadzić mu maleńką piąstkę prosto
do oka. A po tym, jak raz po raz zerkał na D. i po sposobie, z jakim ona
patrzyła na niego... łatwo można było zauważyć, że tych dwoje łączy silne
uczucie.
I nagle spojrzenia moje
i D. znów się spotkały. Z pozoru tak samo jak w marcu, a jednak... nie była to
już wymiana spojrzeń dwóch uczennic równoległych klas tej samej szkoły: w
tamtej chwili skrzyżowały się spojrzenia młodej, dziewiętnastoletniej mamy i świeżo
upieczonej absolwentki liceum, szukającej swojego miejsca w tzw. „świecie
dorosłych”.
-
Jesteś szczęśliwa? – Zapytały się moje oczy.
D. uśmiechnęła się
promiennie – odpowiedź była wręcz nader oczywista.
W liceum czy czasem nawet w gimnazjum takie historie zawsze są sensacją...
OdpowiedzUsuńCo do amerykanów to pod względem imprez wiele więcej można im zarzucić i nie idealizowałabym ich za bardzo ;)
I właśnie o to chodzi, że życie idzie do przodu, D. robiła to na co miała ochotę, w ostateczności nie wyszło jej to na złe - na szczęście.
Ja bym powiedziała, że z w ł a s z c z a w gimnazjum ;)
UsuńJa nie przepadam za polityką Amerykanów, za tym ich wścibianiem nosa wszędzie. Oczywiście jak powiedziałam swoje poglądy A. co do wojny w Syrii chociażby, to zostałam uznana za zazdrośnicę - ona woli udostępniać na facebooku obrazki, jak to na ulicy w L. A. jakiś żandarm przepuszcza pieska ;)
Fakt, mam nadzieję, że jakoś jej się to życie potoczy - i dziecku również.
No, gimnazjalistki pod tym względem nawet mnie wprowadzają w osłupienie :P Ale różnie to bywa i nie zawsze to musi być ich wina, nie raz jest to wynik gwałtu :/
UsuńLudzie są różni - jak to jest w opisanym przypadku :P
Na pewno im się powiedzie, ale najważniejsze by miała wsparcie.
Wiadomo, przyczyny są różne. Zresztą, nie chcę oceniać, ludzkie życie jest naprawdę nieobliczalne.
UsuńTaa, ludzie są różni, niestety niektórych aż za trudno jest mi tolerować, niestety.
Wsparcie jest ważne, zwłaszcza, że jeszcze jest bardzo młoda, wiele przed nią.
Ludzie są różni, w życiu bywa różnie - patrz jak jest niestabilnie tak naprawdę, czujesz to? :)
UsuńMyślę, że skoro się uśmiecha, a taką ją widziałaś to ma to wsparcie :)
Czuję tą... huśtawkę życia :p
UsuńJeden uśmiech, a tak wiele mówi - nawet, gdy tylko jest opisany w notce :)
O ile oczywiście uśmiech jest szczery ;) Jeśli nieszczery też wiele mówi :P
UsuńWydaje mi się, że tamten to akurat był szczery - zwłaszcza, że śmiały się też jej oczy.
UsuńTo bardzo dobrze :) Na początku taka ciąża zawsze wydaje się jakimś koszmarem, ale z czasem wszystko się układa. Mam wiele koleżanek które urodziły bardzo wcześnie (jak na przyjęte standardy) a dziś czasami im zazdroszczę ;)
UsuńCóż, ciąża w klasie maturalnej to mimo wszystko kłopot - semestr krótszy, w tym roku w moim województwie nasze drugie półrocze trwało może 1,5 miesiąca. No i egzaminy. Z tego co wiem to D. nie pisała z nami w maju, pewnie czeka ją podejście w czerwcu, chyba że takie przypadki obowiązują jeszcze inne reguły...
UsuńA coo do tej zazdrości... osobiście jestem jeszcze za młoda, żeby takową odczuwać :)
W Twoim wieku to dla mnie też było oczywiste :)
UsuńWszystko teraz zależy od D. jak będzie chciała dalej ułożyć swoją przyszłość :) Nie nam oceniać jej wybory :)
Nie nam oceniać, nawet śledzić - pozostaje nadzieje. Może kiedyś będę mieć okazję do zapytania, jak jej się powodzi ;)
UsuńZ pewnością ucieszyłaby się, gdybyś do niej podeszła i porozmawiała. Jestem pewna, że dużo osób się od niej odwróciło, w takiej sytuacji to się zdarza najczęściej...
UsuńNie mam pojęcia... przecież nie jesteśmy w gimnazjum, fakt - plotki robią swoje, ale wszyscy, którzy znają prawdziwą historię jej ciąży... nie powinni się raczej od niej odwracać.
UsuńA to co to była za historia?
UsuńJa jej akurat nie znam ;P Mogłabym ją wybadać (tak jak napisałam w notce, mam z D. kilkoro wspólnych znajomych), ale nie wiem czy właściwe jest takie wpychanie się w nie swoje interesy ;)
UsuńFajnie to wszystko opisałaś :)
OdpowiedzUsuńTe nastoletnie ciąże to jakaś plaga... Co wejdę na Facebooka, znów moim oczom ukazują się zdjęcia brzuchów, usg, ewentualnie czerwonych dziecinnych buziek. Ostatnio urodziła jedna z moich starych koleżanek, z którą biegałam po podwórku i rozrabiałam w podstawówce... U mnie w równoległym humanie też jedna zaciążyła, ale przerwała naukę gdzieś w połowie roku. Według plotek, owa panna nigdy nie przykładała się specjalnie do nauki, więc pewnie nie zrobiło to szczególnej różnicy. Oczywiście wszyscy z ciekawością zerkali na jej brzuch i piersi, bo, cóż, było na co patrzeć. Urodziła parę miesięcy temu, no i powodzenia, oby była dobrą matką. Nie oceniam tych dziewczyn, jasne, mogły pomyśleć zawczasu, ale stało się i muszą nauczyć się dorosłości. Nie ukrywam jednak, że dla mnie jest to nieco nieodpowiedzialne, bo tak naprawdę wszystko spada na dziadków tego dzieciaka, przynajmniej na początku. No bo co mają zrobić - wyrzucić własną córkę na bruk? Choć tak jak napisałaś - Twojej koleżance wczesne macierzyństwo przyniosło akurat szczęście, radość i dobrze, alleluja i do przodu :D
Heh, wróciło się trochę do starego “stylu“ pisania notek :p
UsuńCzy ja wiem, czy plaga... nie należy zapominać, że jeszcze dawno, bardzo dawno temu młodsze od nas dziewczyny zostawały matkami. Tylko że... cóż, wtedy to była codzienność, a jak mają sobie radzić takie mamusie w XXI wieku? Ciężka sprawa. Kiedyś w gimnazjum na lekcji WDŻRu babka poprosiła nas o wypisanie na karteczce minimum 10 planów, jakie chcemy zrealizować po ukończeniu gimnazjum. Wątek zajścia w ciążę skreslał nam z góry jakieś 5-6 pierwszych punktów.
Cóż i w przypadku tych dziadków trzeba mieć nadzieję, że będą odpowiedzialni - bo np. D. mogliby wyrzucić na bruk, skoro wiekowo jest już pełnoletnia. A też są niestety i przypadki takich rodziców, którzy nie przejmują się nawet wiekiem swojej córki...
Akurat mam nadzieję, że D. takich problemów mieć nie będzie, nie mam z nią żadnego kontaktu, więc tylko tego typu nadzieja mi została.
Łatwo oceniać ludzi od tak. Ale najważniejsze, że jest szczęśliwa. Chciałabym kiedyś tak, ale ja chyba nie mam tyle szczęścia.
OdpowiedzUsuńPewnie, że łatwo - zwłaszcza, gdy bezpośrednio nie dotyczy to nas samych.
UsuńJeżeli naprawdę tego pragniesz, to napewno Twój czas w końcu nadejdzie.
Zobaczymy. Ciekawych rzeczy się dziś dowiedziałam, ale dopiszę pod notką:)
UsuńO proszę, bardzo jestem ciekawa tych ciekawostek Twoich :)
Usuń:) Ta sytuacja od dawna jest dziwna.
UsuńMoże i dane jej jest na zawsze pozostać dziwną.
UsuńMoże. Zobaczymy ;)
UsuńCierpliwość jest cnotą :)
UsuńTo się doczekałam, i cokolwiek więcej o nim wiem. Bajki lubi opowiadać.
UsuńKombinator, po prostu. Kiedyś wywróci się sam na własnych przekrętach.
UsuńOn już sam tego nie ogarnia :p
UsuńNo jak już się w poligamię bawi to serio mu się chyba pomysły wyczerpały :p
UsuńWiesz, nie będę już tego komentować :p
UsuńMilczenie jest złotem ;P
UsuńTylko to nie zawsze pomaga. :p Ale zobaczymy.
UsuńCzasami można zrobić jakiś tam wyjątek od reguły ;)
UsuńPewnie ;) A jak tam Twoje wakacje?
UsuńCóż... postanowiłam, że do końca maja będę się obijać. Potem... należałoby wysprzątać w szafkach, może bardziej przyłożę się do angielskiego i zacznę robić to cholerne ABS na brzuch, które odkładam od miesięcy. A reszta to... na spontana ;P
UsuńKorzystaj z tych wakacji ile możesz :)
UsuńNapewno nie chcę ich zmarnować... aczkolwiek czas tak szybko leci, iż zapewne nawet się nie obejrzę, a już będzie po.
UsuńMi też wakacje po maturze minęły bardzo szybko. Ale naprawdę odpoczęłam i nabrałam sił :)
UsuńO to w tym wszystkim właśnie chodzi - tak forma rehabilitacji ;P
UsuńJeżeli ona sama jest szczęśliwa - reszta się nie liczy.
OdpowiedzUsuńA ta cała A. z Twojej klasy mogłaby się czasami w język ugryźć.
Tak właśnie - ważne jest jej szczęście.
UsuńHm... właściwie to A. do mojej klasy nie należała - miałyśmy tylko wspólne wf-y i też na niemieckim byłyśmy w jednej grupie. No i w maturalnej na fakultecie z chemii :)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńHah, taa - to właśnie ta... ale nie musialeś tego tutaj pisać akurat :)
UsuńPff, ale żeby od razu mój komentarz usuwać? :(
UsuńNo, wybacz - ochrona prywatności :c
UsuńNie wiem, czy będę w stanie ;)
UsuńOkok, w razie czego, wiesz, gdzie mnie szukać :)
UsuńNo bo w końcu do pisania wróciłaś! :)
UsuńCzego nie można powiedzieć o Tobie :c
UsuńCzasem los potem się uśmiecha. Miło czytać, że ta D. w końcu jest szczęśliwa :) albo przynajmniej tak wyglądało
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie tylko tak wygląda, ale właśnie tak jest ;)
Usuńdziecko w maturalnej to już nie taka tragedia jak w 2 gimnazjum (a i taki przypadek znam osobiście).
OdpowiedzUsuńale mimo wszystko ja bym młoda matką nie chciała być. ba, w dalszym ciągu mi się do tego nie spieszy, chociaż latka lecą :P
Niby nie taka tragedia, ale strzałem w dziesiątkę czy banalną przeszkodą do pokonania też bym tego nie nazwała.
UsuńJa jestem w wieku D., lubię dzieci, zresztą, mój brat ma niecałe 13 lat, więc jako tako "obcuję" z nimi na co dzień... ale do macierzyństwa to mi nie spieszno póki co ;P
Jako wierna fanka serialu na mtv o nastoletnich matkach, mogę powiedzieć, że jeśli to co widziałaś, było naprawdę, to D. ma ogromne szczęście. Szczerze to kibicuję jej. Moim zdaniem z pewnych względów (nielicznych) bycie mamą w tak młodym wieku to super sprawa. Można złapać fajny kontakt potem z dzieckiem. No ale niestety jest też druga strona medalu, a z niej raczej zdajemy sobie sprawę.
OdpowiedzUsuńCóż, wiele to ja o D. powiedzieć nie mogę, właściwie wiem tylko to, co zostało tutaj przeze mnie opisane i nic więcej.
UsuńMyślę, że bycie matką w młodym wieku faktycznie ma kilka zalet, ale jednak ten okres w naszym życiu jest przeznaczony (teoretycznie) na zupełnie inne cele. Jeszcze dojrzewamy, mamy brawo do popełniania głupich błędów, a taka mama bez wątpienia musi sie ich wystrzegać, oczywiście, jeżeli zależy jej na szczęściu własnego dziecka.
ciąża w takim wieku to zawsze zaskoczenie wśród ludzi. jeszcze tym bardziej jak jest to osoba z naszego własnego otoczenia. nie dziwi mnie to, że się zdziwiłaś.
OdpowiedzUsuńCóż, bądź co bądź to nie są “nasze standardy“ i widok dziewczyny w ciąży w tak młodym wieku wręcz zawsze budzi w głowach innych osób pewne “spekulacje“.
Usuńno, niestety. gdzieś czytałam, że w którym kraju wprowadzono darmową antykoncepcję i niechciane ciąże w procentach od razu zmalały. jednak antykoncepcja nie zawsze daje stuprocentową pewność. a nasza Polska jest krajem ograniczonym i politycy tylko na kasę lecą.
UsuńJa co do aborcji to nie mam ściśle określonego zdania, ale zdecydowanie nie jestem zwolenniczką stosowania jej w przypadkach takich osób jak D. czy też, gdy dziecko jest “wypadkiem przy pracy“. Jak się idzie z kimś do łóżka to powinno być się świadomym pewnych konsekwencji, a jeżeli ktoś jest ograniczony w swej wiedzy tylko do pojęcia “seks“ do definitywnie powinien doczytać, choćby w podręczniku od biologii, jakie wiążą się z tym konsekwencje.
Usuń