niedziela, 25 maja 2014

Młoda mama

 Środek marca. Poniedziałek. Fakt, że po raz kolejny spóźniłam się na lekcję wychowania fizycznego wcale nie był dla mnie zaskoczeniem – tak to jest, gdy spędza się okienka w domu, zupełnie zapominając o nowym „systemie” pięciominutowych szkolnych przerw.
Już sięgałam wielkiej, mosiężnej klamki, gdy moje zmysły wykryły jakąś osobę chcącą otworzyć drzwi od wewnątrz, toteż, ciut niezdarnie, odskoczyłam na bok, chroniąc się przed oberwaniem potężnymi drzwiami prosto w twarz.
Sekundę później stałam już twarzą w twarz z D. – znajomą jeszcze z czasów gimnazjum, z którą bynajmniej nie łączyły mnie nigdy większe przyjaźnie, co po prostu kilka wspólnych znajomych. Jej dwie kuzynki chodziły ze mną do klasy, a ponieważ moje miasteczko jest naprawdę nieduże, toteż znałam mniej lub bardziej każdego członka bandy, z którą na każdej długiej przerwie wymykała się na wspólnego papierosa. Oczywiście D. można zawsze było rozpoznać na szkolnym korytarzu, gdyż była zdecydowanie jedną z najgłośniejszych dziewczyn w szkole, w dodatku prawie cała ubrana na czarno, a wszelkie „niezbędne” przybory nosiła w wielkich, błyszczących torbach. Sporadycznie wymieniałam z nią tylko odruchowe „Cześć!” (sama dziwiłam się, jakim cudem tego typu osoba wita się ze mną, czyli właściwie największym geek`iem w całej szkole).
 W okresie liceum rzadko zauważałam ją na szkolnym korytarzu. Tylko z plotek wiedziałam, iż ponoć miała kłopoty z frekwencją, z ocenami też było u niej krucho, kiedyś tam miała pogadankę z panią pedagog, prawie wyrzucono ją za coś tam ze szkoły. Oczywiście był to jeden z wielu tematów, którymi wymieniałam się ze swoimi znajomymi np. w trakcie długiej przerwy spędzanej w przytulnej kawiarence przy kubku gorącego cappuccino, toteż nikt do tych ploteczek żadnej większej wagi nie przywiązywał.
 Dlatego, kiedy kilka miesięcy temu spojrzenia moje i D. skrzyżowały się, zupełnie tak samo jak krzyżują się spojrzenia innych uczniów mijających się w szkole, po prostu uśmiechnęłam się do niej lekko, chcąc pozwolić jej pierwszej wyjść na zewnątrz. I właśnie w momencie, gdy przepuszczałam dziewczynę, mój wzrok przypadkowo padł na jej mocno zaokrąglony brzuch. Szczerze? Mimo że znam niejedną historię nastolatki w ciąży z mojego miasteczka... trochę zaniemówiłam...
-         Hej, what`s up, Prosta? – kilka minut później z zamyślenia wyrwał mnie żywy głos P.
-         Nic, nic, tylko wiesz... chyba mam zwidy, ale wydaje mi się, że D. z humanistycznej jest... w ciąży.
 W szatni na sekundę zapadła cisza. Zorientowałam się, że, właściwie jak zawsze, znowu powiedziałam za głośno coś, co powinno zostać powiedziane wręcz konspiracyjnym szeptem.
-         Cóż... prawda jest taka, że nic ci się nie zdawało, Prosta. Wszyscy już to wiedzą – to powiedziawszy P. powróciła do mocowania się z własnymi dziurawymi tenisówkami.
-         Coś takiego... – burknęłam do siebie, poszukując w siatce ze strojem gumki do włosów.
-         A czego ty się, Prosta, tak dziwisz? – Wtrąciła się A., dziewczyna która nigdy nie przegapia okazji, by wyrazić własne zdanie na jakikolwiek temat (szczególnie na swojej fejsbukowej ścianie). - Nie zauważyłaś, co to za laska? Zapewne nawet nie pamięta, co za zbok zrobił jej to dziecko podczas jednej z szalonych, klubowych nocy. Takie zawsze tak kończą.
-         Bez przesady... – ponieważ osobiście nigdy nie przepadałam za A. i jej skłonnością do oceniania ludzi (a także pogardą dla społeczeństwa polskiego i przesadnego wielbienia Amerykanów), nagle zapragnęłam obronić D.
-         Słuchaj, A., gadałaś chociaż raz z D. na temat jej ciąży? – Wtrąciła się P., która iście nienawidzi mieszania kogokolwiek z błotem. – Znasz ją osobiście? Nie? To się, ku*wa, zamknij!
 Nikt już później nie wracał to tego tematu. Po prostu przepadł on wraz ze zbliżającym się końcem roku szkolnego, ostatnimi próbnymi maturami i całą tą atmosferą rychłego rozstania ze szkołą średnią.
Osobiście zobaczyłam D. na szkolnym korytarzu jeszcze dwa razy. Za każdym razem coś się we mnie litowało nad jej osobą. Wyobrażałam sobie, jakże musi być jej ciężko... a jeżeli naprawdę ta ciąża była „nieszczęśliwym wypadkiem”? Sama doskonale wiem, jak to jest wychowywać się bez obecności biologicznego ojca. Miałam jedynie nadzieję, że zarówno dziewczyna jak i dziecko będą miały się dobrze. Że spotkają właściwych ludzi, którzy im pomogą, chociaż na początku...

 Dzisiejszego popołudnia, spacerując po parku, moje oczy dostrzegły siedzącą tuż przy fontannie czarnowłosą dziewczynę. Wydawała się dziwnie znajoma. W końcu ją poznałam – była to D. we własnej osobie. Już bez wyzywającego makijażu, paskudnych tipsów i papierosa w dłoni, za to w lekkiej sukience i torbą z Kubusia Puchatka. Towarzyszył jej młody mężczyzna i... malutki dzidziuś. Po ubrankach zgadłam, że jest to dziewczynka – śliczna, mała kruszynka z zadziwiająco dużą ilością ciemnych włosków na główce. Towarzysz D. co chwila podnosił małą wysoko do góry i wybuchał serdecznym śmiechem, gdy maleństwo próbowało wsadzić mu maleńką piąstkę prosto do oka. A po tym, jak raz po raz zerkał na D. i po sposobie, z jakim ona patrzyła na niego... łatwo można było zauważyć, że tych dwoje łączy silne uczucie.
 I nagle spojrzenia moje i D. znów się spotkały. Z pozoru tak samo jak w marcu, a jednak... nie była to już wymiana spojrzeń dwóch uczennic równoległych klas tej samej szkoły: w tamtej chwili skrzyżowały się spojrzenia młodej, dziewiętnastoletniej mamy i świeżo upieczonej absolwentki liceum, szukającej swojego miejsca w tzw. „świecie dorosłych”.
-         Jesteś szczęśliwa? – Zapytały się moje oczy.
 D. uśmiechnęła się promiennie – odpowiedź była wręcz nader oczywista.

60 komentarzy:

  1. W liceum czy czasem nawet w gimnazjum takie historie zawsze są sensacją...
    Co do amerykanów to pod względem imprez wiele więcej można im zarzucić i nie idealizowałabym ich za bardzo ;)
    I właśnie o to chodzi, że życie idzie do przodu, D. robiła to na co miała ochotę, w ostateczności nie wyszło jej to na złe - na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym powiedziała, że z w ł a s z c z a w gimnazjum ;)
      Ja nie przepadam za polityką Amerykanów, za tym ich wścibianiem nosa wszędzie. Oczywiście jak powiedziałam swoje poglądy A. co do wojny w Syrii chociażby, to zostałam uznana za zazdrośnicę - ona woli udostępniać na facebooku obrazki, jak to na ulicy w L. A. jakiś żandarm przepuszcza pieska ;)
      Fakt, mam nadzieję, że jakoś jej się to życie potoczy - i dziecku również.

      Usuń
    2. No, gimnazjalistki pod tym względem nawet mnie wprowadzają w osłupienie :P Ale różnie to bywa i nie zawsze to musi być ich wina, nie raz jest to wynik gwałtu :/
      Ludzie są różni - jak to jest w opisanym przypadku :P
      Na pewno im się powiedzie, ale najważniejsze by miała wsparcie.

      Usuń
    3. Wiadomo, przyczyny są różne. Zresztą, nie chcę oceniać, ludzkie życie jest naprawdę nieobliczalne.
      Taa, ludzie są różni, niestety niektórych aż za trudno jest mi tolerować, niestety.
      Wsparcie jest ważne, zwłaszcza, że jeszcze jest bardzo młoda, wiele przed nią.

      Usuń
    4. Ludzie są różni, w życiu bywa różnie - patrz jak jest niestabilnie tak naprawdę, czujesz to? :)
      Myślę, że skoro się uśmiecha, a taką ją widziałaś to ma to wsparcie :)

      Usuń
    5. Czuję tą... huśtawkę życia :p
      Jeden uśmiech, a tak wiele mówi - nawet, gdy tylko jest opisany w notce :)

      Usuń
    6. O ile oczywiście uśmiech jest szczery ;) Jeśli nieszczery też wiele mówi :P

      Usuń
    7. Wydaje mi się, że tamten to akurat był szczery - zwłaszcza, że śmiały się też jej oczy.

      Usuń
    8. To bardzo dobrze :) Na początku taka ciąża zawsze wydaje się jakimś koszmarem, ale z czasem wszystko się układa. Mam wiele koleżanek które urodziły bardzo wcześnie (jak na przyjęte standardy) a dziś czasami im zazdroszczę ;)

      Usuń
    9. Cóż, ciąża w klasie maturalnej to mimo wszystko kłopot - semestr krótszy, w tym roku w moim województwie nasze drugie półrocze trwało może 1,5 miesiąca. No i egzaminy. Z tego co wiem to D. nie pisała z nami w maju, pewnie czeka ją podejście w czerwcu, chyba że takie przypadki obowiązują jeszcze inne reguły...
      A coo do tej zazdrości... osobiście jestem jeszcze za młoda, żeby takową odczuwać :)

      Usuń
    10. W Twoim wieku to dla mnie też było oczywiste :)
      Wszystko teraz zależy od D. jak będzie chciała dalej ułożyć swoją przyszłość :) Nie nam oceniać jej wybory :)

      Usuń
    11. Nie nam oceniać, nawet śledzić - pozostaje nadzieje. Może kiedyś będę mieć okazję do zapytania, jak jej się powodzi ;)

      Usuń
    12. Z pewnością ucieszyłaby się, gdybyś do niej podeszła i porozmawiała. Jestem pewna, że dużo osób się od niej odwróciło, w takiej sytuacji to się zdarza najczęściej...

      Usuń
    13. Nie mam pojęcia... przecież nie jesteśmy w gimnazjum, fakt - plotki robią swoje, ale wszyscy, którzy znają prawdziwą historię jej ciąży... nie powinni się raczej od niej odwracać.

      Usuń
    14. A to co to była za historia?

      Usuń
    15. Ja jej akurat nie znam ;P Mogłabym ją wybadać (tak jak napisałam w notce, mam z D. kilkoro wspólnych znajomych), ale nie wiem czy właściwe jest takie wpychanie się w nie swoje interesy ;)

      Usuń
  2. Fajnie to wszystko opisałaś :)
    Te nastoletnie ciąże to jakaś plaga... Co wejdę na Facebooka, znów moim oczom ukazują się zdjęcia brzuchów, usg, ewentualnie czerwonych dziecinnych buziek. Ostatnio urodziła jedna z moich starych koleżanek, z którą biegałam po podwórku i rozrabiałam w podstawówce... U mnie w równoległym humanie też jedna zaciążyła, ale przerwała naukę gdzieś w połowie roku. Według plotek, owa panna nigdy nie przykładała się specjalnie do nauki, więc pewnie nie zrobiło to szczególnej różnicy. Oczywiście wszyscy z ciekawością zerkali na jej brzuch i piersi, bo, cóż, było na co patrzeć. Urodziła parę miesięcy temu, no i powodzenia, oby była dobrą matką. Nie oceniam tych dziewczyn, jasne, mogły pomyśleć zawczasu, ale stało się i muszą nauczyć się dorosłości. Nie ukrywam jednak, że dla mnie jest to nieco nieodpowiedzialne, bo tak naprawdę wszystko spada na dziadków tego dzieciaka, przynajmniej na początku. No bo co mają zrobić - wyrzucić własną córkę na bruk? Choć tak jak napisałaś - Twojej koleżance wczesne macierzyństwo przyniosło akurat szczęście, radość i dobrze, alleluja i do przodu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, wróciło się trochę do starego “stylu“ pisania notek :p
      Czy ja wiem, czy plaga... nie należy zapominać, że jeszcze dawno, bardzo dawno temu młodsze od nas dziewczyny zostawały matkami. Tylko że... cóż, wtedy to była codzienność, a jak mają sobie radzić takie mamusie w XXI wieku? Ciężka sprawa. Kiedyś w gimnazjum na lekcji WDŻRu babka poprosiła nas o wypisanie na karteczce minimum 10 planów, jakie chcemy zrealizować po ukończeniu gimnazjum. Wątek zajścia w ciążę skreslał nam z góry jakieś 5-6 pierwszych punktów.
      Cóż i w przypadku tych dziadków trzeba mieć nadzieję, że będą odpowiedzialni - bo np. D. mogliby wyrzucić na bruk, skoro wiekowo jest już pełnoletnia. A też są niestety i przypadki takich rodziców, którzy nie przejmują się nawet wiekiem swojej córki...
      Akurat mam nadzieję, że D. takich problemów mieć nie będzie, nie mam z nią żadnego kontaktu, więc tylko tego typu nadzieja mi została.

      Usuń
  3. Łatwo oceniać ludzi od tak. Ale najważniejsze, że jest szczęśliwa. Chciałabym kiedyś tak, ale ja chyba nie mam tyle szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że łatwo - zwłaszcza, gdy bezpośrednio nie dotyczy to nas samych.
      Jeżeli naprawdę tego pragniesz, to napewno Twój czas w końcu nadejdzie.

      Usuń
    2. Zobaczymy. Ciekawych rzeczy się dziś dowiedziałam, ale dopiszę pod notką:)

      Usuń
    3. O proszę, bardzo jestem ciekawa tych ciekawostek Twoich :)

      Usuń
    4. :) Ta sytuacja od dawna jest dziwna.

      Usuń
    5. Może i dane jej jest na zawsze pozostać dziwną.

      Usuń
    6. Może. Zobaczymy ;)

      Usuń
    7. Cierpliwość jest cnotą :)

      Usuń
    8. To się doczekałam, i cokolwiek więcej o nim wiem. Bajki lubi opowiadać.

      Usuń
    9. Kombinator, po prostu. Kiedyś wywróci się sam na własnych przekrętach.

      Usuń
    10. On już sam tego nie ogarnia :p

      Usuń
    11. No jak już się w poligamię bawi to serio mu się chyba pomysły wyczerpały :p

      Usuń
    12. Wiesz, nie będę już tego komentować :p

      Usuń
    13. Milczenie jest złotem ;P

      Usuń
    14. Tylko to nie zawsze pomaga. :p Ale zobaczymy.

      Usuń
    15. Czasami można zrobić jakiś tam wyjątek od reguły ;)

      Usuń
    16. Pewnie ;) A jak tam Twoje wakacje?

      Usuń
    17. Cóż... postanowiłam, że do końca maja będę się obijać. Potem... należałoby wysprzątać w szafkach, może bardziej przyłożę się do angielskiego i zacznę robić to cholerne ABS na brzuch, które odkładam od miesięcy. A reszta to... na spontana ;P

      Usuń
    18. Korzystaj z tych wakacji ile możesz :)

      Usuń
    19. Napewno nie chcę ich zmarnować... aczkolwiek czas tak szybko leci, iż zapewne nawet się nie obejrzę, a już będzie po.

      Usuń
    20. Mi też wakacje po maturze minęły bardzo szybko. Ale naprawdę odpoczęłam i nabrałam sił :)

      Usuń
    21. O to w tym wszystkim właśnie chodzi - tak forma rehabilitacji ;P

      Usuń
  4. Jeżeli ona sama jest szczęśliwa - reszta się nie liczy.
    A ta cała A. z Twojej klasy mogłaby się czasami w język ugryźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie - ważne jest jej szczęście.
      Hm... właściwie to A. do mojej klasy nie należała - miałyśmy tylko wspólne wf-y i też na niemieckim byłyśmy w jednej grupie. No i w maturalnej na fakultecie z chemii :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. Hah, taa - to właśnie ta... ale nie musialeś tego tutaj pisać akurat :)

      Usuń
    4. Pff, ale żeby od razu mój komentarz usuwać? :(

      Usuń
    5. No, wybacz - ochrona prywatności :c

      Usuń
    6. Nie wiem, czy będę w stanie ;)

      Usuń
    7. Okok, w razie czego, wiesz, gdzie mnie szukać :)

      Usuń
    8. No bo w końcu do pisania wróciłaś! :)

      Usuń
    9. Czego nie można powiedzieć o Tobie :c

      Usuń
  5. Czasem los potem się uśmiecha. Miło czytać, że ta D. w końcu jest szczęśliwa :) albo przynajmniej tak wyglądało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie tylko tak wygląda, ale właśnie tak jest ;)

      Usuń
  6. dziecko w maturalnej to już nie taka tragedia jak w 2 gimnazjum (a i taki przypadek znam osobiście).
    ale mimo wszystko ja bym młoda matką nie chciała być. ba, w dalszym ciągu mi się do tego nie spieszy, chociaż latka lecą :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby nie taka tragedia, ale strzałem w dziesiątkę czy banalną przeszkodą do pokonania też bym tego nie nazwała.
      Ja jestem w wieku D., lubię dzieci, zresztą, mój brat ma niecałe 13 lat, więc jako tako "obcuję" z nimi na co dzień... ale do macierzyństwa to mi nie spieszno póki co ;P

      Usuń
  7. Jako wierna fanka serialu na mtv o nastoletnich matkach, mogę powiedzieć, że jeśli to co widziałaś, było naprawdę, to D. ma ogromne szczęście. Szczerze to kibicuję jej. Moim zdaniem z pewnych względów (nielicznych) bycie mamą w tak młodym wieku to super sprawa. Można złapać fajny kontakt potem z dzieckiem. No ale niestety jest też druga strona medalu, a z niej raczej zdajemy sobie sprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, wiele to ja o D. powiedzieć nie mogę, właściwie wiem tylko to, co zostało tutaj przeze mnie opisane i nic więcej.
      Myślę, że bycie matką w młodym wieku faktycznie ma kilka zalet, ale jednak ten okres w naszym życiu jest przeznaczony (teoretycznie) na zupełnie inne cele. Jeszcze dojrzewamy, mamy brawo do popełniania głupich błędów, a taka mama bez wątpienia musi sie ich wystrzegać, oczywiście, jeżeli zależy jej na szczęściu własnego dziecka.

      Usuń
  8. ciąża w takim wieku to zawsze zaskoczenie wśród ludzi. jeszcze tym bardziej jak jest to osoba z naszego własnego otoczenia. nie dziwi mnie to, że się zdziwiłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, bądź co bądź to nie są “nasze standardy“ i widok dziewczyny w ciąży w tak młodym wieku wręcz zawsze budzi w głowach innych osób pewne “spekulacje“.

      Usuń
    2. no, niestety. gdzieś czytałam, że w którym kraju wprowadzono darmową antykoncepcję i niechciane ciąże w procentach od razu zmalały. jednak antykoncepcja nie zawsze daje stuprocentową pewność. a nasza Polska jest krajem ograniczonym i politycy tylko na kasę lecą.

      Usuń
    3. Ja co do aborcji to nie mam ściśle określonego zdania, ale zdecydowanie nie jestem zwolenniczką stosowania jej w przypadkach takich osób jak D. czy też, gdy dziecko jest “wypadkiem przy pracy“. Jak się idzie z kimś do łóżka to powinno być się świadomym pewnych konsekwencji, a jeżeli ktoś jest ograniczony w swej wiedzy tylko do pojęcia “seks“ do definitywnie powinien doczytać, choćby w podręczniku od biologii, jakie wiążą się z tym konsekwencje.

      Usuń