czwartek, 5 czerwca 2014

Słodki rachunek sumienia

 Uzależnienia. Zawsze wpływają mniej lub bardziej na nasze życie: czy to książki, dobra muzyka... czy też alkohol, seks bądź używki. Każdy zalążek jakiegokolwiek uzależnienia kryje się w naszej podświadomości – przynajmniej ja w to wierzę. I dzisiaj poczułam, że przyszedł czas, bym napisała notkę o własnym uzależnieniu... który bynajmniej do tych pozytywnych nie należy.
 Większa część osób lubi słodycze – zwłaszcza dzieciaki. W przeciwieństwie do mojego rodzeństwa, byłam wychowywana w znacznie bardziej surowych warunkach. Po prostu moja Mama (której dzieciństwo było naprawdę ciężkie, ale nic więcej na ten temat nie napiszę) powielała w wychowaniu błędy swojej matki. Lubiłam łakocie. Niestety, były one złezłe, bo się po nich psują zęby, złe, bo człowiek robi się od nich gruby, złe, bo nieprawidłowo wpływają na kości. itd., itp. Żeby nie było, od czasu do czasu dostawałam coś słodkiego wraz z moją siostrą, ale nie było tego dużo – znacznie, znacznie mniej, niż np. mieli nasi koledzy z podwórka.
 Po mojej głowie krąży dosyć zamazane wspomnienie, kiedy to, jako może cztero- lub pięcioletnia dziewczynka, przeszukuję kuchenne szafki i nagle natykam się na otwartą tabliczkę truskawkowej czekolady. Nie miałam pojęcia o tej czekoladzie – Mama przecież niczym ostatnio nie częstowała. Więc pewnie sama zjadła połowę tabliczki. 
Mimo że mam już prawie 19 lat, dokładnie pamiętam, że to wtedy postanowiłam sobie, iż kiedyś sama będę miała tyle słodyczy, ile tylko zapragnę. Już w okresie podstawówki zaczęłam realizację tego planu.
 Regularnych kieszonkowych nigdy nie dostawałam. Ale zawsze coś się trafiało – złotówka czy dwa. W bardzo skrajnych przypadkach zabierałam Mamie jakąś część z reszty po zakupach, aż w końcu ta się zorientowała w całym tym incydencie i poprosiła o oddawanie pieniędzy wraz z paragonem. Rzadko jadałam przynoszone do szkoły kanapki – po co, skoro można w sklepiku kupić czekoladę, batonika lub żelki. Jeszcze w podstawówce nie miałam przez to problemów z wagą – może dlatego, że tych słodyczy aż tak dużo nie jadłam, miałam w dosyć dobrą przemianę materii i chodziłam kilka razy w tygodniu na dodatkową siatkówkę. Później zaczęła się wśród dziewczynek moda na odchudzanie, nie chciałam być od nich gorsza, nagle odechciało mi się zajadania słodkościami.
 W okresie gimnazjum bywało naprawdę różnie. Znów wracałam do starych nawyków, zwłaszcza gdy czułam się naprawdę źle – a to zdarzało się nader często. Wyobrażacie sobie zjedzenie dwóch pudełek ptasiego mleczka w ciągu niespełna godziny? Dla mnie nie stanowiło to żadnego problemu. Co z tego, że było mi niedobrze. Co z tego, że trzeba było kupować nowe spodnie, bo stara po prostu pruła się na mnie przy każdym ruchu. Nienawidziłam siebie, a słodycze były moją heroiną – tak to sobie tłumaczyłam.
 A kiedy dzień przed moimi piętnastymi urodzinami zginął Tata, stwierdziłam, że gorzej już być nie może. Na nic konsultacje z psychologiem. Na nic awantury z Mamą, która co jakiś czas odkrywała w moim plecaku multum najróżniejszych opakowań po słodyczach. A waga szła w górę, ja stawałam się słabsza, miewałam coraz częstsze napady agresji.
 Przeważnie latem starałam się walczyć ze swoją nadwagą. Pamiętam, że najbardziej skuteczna była dieta białkowa... przez którą po pięciu dniach wylądowałam w szpitalu. Potem znów się załamałam – kolejne kilogramy słodyczy.
Cukier doprowadził do tego, że już w pierwszym tygodniu nauki w liceum złamałam nogę, bo kości miałam zbyt słabe na zbyt intensywny sport (a kochałam aktywny tryb życia), zaczął się mój problem z jelitami, nagle miesiączki stały się tak bolesne, że w pierwszych dniach przez ból miałam gwiazdki przed oczami, najprawdopodobniej miałam już cukrzycę insulinoniezależną.
 Próbowałam przekształcić to w inne uzależnienie. Tyle nasłuchałam się opowieści znajomych o tym, jak to już po pierwszym razie uzależnili się od papierosów. Na kilka miesięcy przed moimi osiemnastymi urodzinami poprosiłam przyjaciółkę, by nauczyła mnie palić. Nic. Zero tej ulgi, którą zawsze odczuwałam w trakcie pochłaniania czekolady. Jedynie paskudny kaszel, który towarzyszył mi przez następne dni. Kawa – ona też nie potrafiła dodać mi energii – nawet sześć kubków dziennie. Potrafiłam z niej zrezygnować z dnia na dzień.

 Dzisiaj, robiąc porządek w jednej ze swoich szafek, postanowiłam zajrzeć do pewnej skrytki na papierki po słodyczach. Były tam właściwie opakowania jeszcze z czasów zeszłorocznych wakacji. Cała ta kolekcja zmusiła mnie do głębszych refleksji. Czego ja szukałam w tych słodkościach? Czego, właściwie, nadal szukam? Miłości? Akceptacji? Zrozumienia, niezależności? Co, tak naprawdę przez to zyskałam? Ile straciłam...?
 Odkąd zaczęłam wakacje, staram się szukać innych rozwiązań walki ze swoimi wewnętrznymi demonami. Więcej się ruszam. Staram się jeść śniadanie. Wilczy głód na słodycze czasami zapijam zwykłą wodą. Bywają jednak dni, jak np. poniedziałek, kiedy poddaję się. „Na szczęście” wtedy poprosiłam siostrę, by kupiła mi jedną tabliczkę mlecznej czekolady – sama kupiłabym sobie minimum trzy.
 Mam lepsze stosunki z Mamą. Od śmierci Taty bardzo się zmieniła – na lepsze. Wie, że popełniła wiele błędów wychowując mnie. Zawsze prosi, bym jej mówiła, o co mam do niej „żal”, bym sobie tego w sobie nie tłumiła. Ona widzi we mnie odbicie siebie. Wie, że za każdym zbędnym kilogramem, za każdą zjedzoną kostką czekolady pragnę ukryć się przed bólem, niesprawiedliwością, cierpieniem.
 Jednak ostateczna decyzja należy do mnie. Czy zdecyduję się raz na zawsze rzucić ten nałóg? Czy jeżeli kiedyś okazyjnie zjem coś słodkiego, nie będę odczuwała potrzeby wpakowania w siebie nadmiaru cukru?

 Patrząc się dzisiaj na tą górę papierków zrozumiałam jedno: zasługuję na coś znacznie lepszego. I to osiągnę. Nie poddam się tej białej śmierci – już i tak pomogła mi przewrócić moje życie i zdrowie do góry nogami.

110 komentarzy:

  1. Ja też mam jakieś nieciekawe wspomnienia, ale mimo wszystko staram sobie z nimi radzić. Ale miałam okres kiedy dużo schudłam, potem znów moja waga poszła w górę. Mam nadzieję, że to zbiję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moją wagą jest już coraz lepiej... a właściwie to ze sylwetką, bo postanowiłam się nie ważyć tylko mierzyć. Ale o tak w sumie wygląd w moim przypadku jest mniej wazny od innych spraw.

      Usuń
    2. Dla mnie też jest mniej ważny, ale mimo wszystko staram się w miarę dbać o siebie.

      Usuń
    3. No tak, też bym chciała w końcu się ogarnąć, za dużo już tej pogardy do samej siebie...

      Usuń
    4. Czasem bywa ciężko.

      Usuń
    5. Grunt to przetrwać najgorze.

      Usuń
    6. Wtedy poznajemy swoje możliwości.

      Usuń
    7. I uczymy się wytrwałości.

      Usuń
    8. Pewnie. A tak w ogóle to co słychać?

      Usuń
    9. Tak w ogóle to powoli realizuje swoje marzenie, staram się też codziennie ruszać. Ostatnio miałam cięższe dni, więc znów mój "nałóg" wrócił... ale dzisiaj już jakoś sie trzymam.

      Usuń
    10. Każdy ma lepsze lub gorsze dni, ale zawsze warto się starać realizować swój cel.

      Usuń
    11. Staram się, jest już lepiej pomimo panującego zaduchu - kocham taką pogodę ale tylko wtedy, gdy mam możliwości spędzenia czasu nad jakąś wodą *.* ale nie marudzę, przynajmniej słońce świeci :)

      Usuń
    12. Okropnie jest, ja najgorzej czuję się w pierwsze upalne dni, i to wcale nie chodzi o tuszę, bo jej nie mam.

      Usuń
    13. Cóż, mi też o tuszę nie chodzi, ciężko mi np. oddychać, bo taki zaduch jest, w powietrzu lata pełno pyłków, kurzu, a ja jestem alergiczką, więc odczuwam pewien... dyskomfort.

      Usuń
    14. Spróbuj oczyszczania organizmu ;) Powinno to wzmocnić pracę układu pokarmowego i odpornościowego.

      Usuń
    15. Dietą jakąś czy poprzez głodówkę?

      Usuń
  2. Nie wiem zupełnie co napisać. Z pewnością niczym Ci nie pomogę. Jestem cała z Tobą w tym postanowieniu.
    Uważam, że Twoja mama popełniła błąd chowając słodycze - coś co staje się nieosiągalne, sprawia że bardziej tego pragniemy. Uzależnienie od słodyczy mogło się też zrodzić z zemsty na mamie - nie dogadywałaś się z nią, a wiedziałaś, że ona nie chce byś jadła słodyczy - więc na przekór jej, by zrobić jej na złość - jadłaś słodycze. Jak widać, zaszkodziłaś przede wszystkim sobie.
    Moim zdaniem to zbyt długo trwa... Powinnaś iść z tym do psychologa. To żaden wstyd, połowa amerykanów chodzi codziennie do swojego psychoterapeuty, tylko my jesteśmy jeszcze za murzynami i nie wiemy, że to naprawdę jest potrzebne.
    Trzymam za Ciebie mocno kciuki!!!!!!! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że moja Mama nawet nie wiedziała wtedy, że źle robi. Ale cóż, tak się przydarzyło, a ja - nieudana buntowniczka - wymyśliłam sobie “plan“...
      U psychologa byłam po śmierci Taty i wcale mi to nie pomogło, więc zrezygnowałam z tego. Już wolę pracować nad sobą sama ze specjalnymi książkami.
      Dzięki za wsparcie :*

      Usuń
    2. na pewno nie wiedziała - jestem przekonana, że chciała dla Ciebie jak najlepiej.
      W takim razie trafiłaś po prostu do złego psychologa, albo ten psycholog źle dobrał Ci terapię. Są ludzie, którzy latami zmieniają psychologów i próbują różnych metod leczenia zanim znajdą swoją. Ale to są wyjątkowe przypadki ;)

      Usuń
    3. W to nie wątpię ;)
      Napewno nie był to psycholog pierwsza klasa, ale wyjątkowo mnie to zniechęciło. Odpowiadać pisemnie na 100 głupich pytan to ja sobie mogę w domu, tylko mnie nadgarstek od tego bolał, a jeszcze po "terapiach" miałam szkołę, więc ślicznie dziękuję ;)

      Usuń
    4. Ech, po prostu źle trafiłaś, ale moim zdaniem nie powinnaś się zrażać. Niejednej osobie psycholog pomógł. Może akurat nie ten, ale jestem pewna, że inni w Twoim mieście też są :)

      Usuń
    5. Ja i tak już w swoim miasteczku zbyt długo nie pobede, więc raczej nawet szukanie terapeuty nie jest dla mnie zbyt opłacalne :) i tak ostatecznie to ja sama będę musiała stoczyć decydującą walkę :)

      Usuń
    6. A jak sobie radzisz? :)

      Usuń
    7. Miałam w tamtym tygodniu lekki kryzys, ale od wczoraj znów się trzymam - upał mi w tym trochę pomaga, bo nie mam ochoty na nic słodkiego :)

      Usuń
    8. To dobrze. A kryzysy się zdarzają. Myślę że nie chodzi o to byś całkiem odrzuciła słodycze tylko o to byś je jadła jak wszyscy - umiarkowanie :)

      Usuń
    9. To byłoby najlepsze wyjście, tylko że wiesz... jak ja na języku poczuję coś słodkiego to... dosłownie coś mnie trafia i chcę więcej i więcej...

      Usuń
    10. Wiem, bo też tak czasem mam ;p Też potrafię zeżreć całą tabliczkę czekolady i czasem mam ochotę na więcej :P Ale potrafię nie jeść słodkiego przez kilka miesięcy bo nie mam ochoty ;) Moją słabością są bardziej chipsy i fast foody oraz smażone rzeczy - i love it :)

      Usuń
    11. Ja z fast foodów to lubię... frytki ;P a chipsami to zajadam sie, gdy przedtem wypiję alkohol - na imprezach zawsze to było moje ulubione jedzonko ;P na co dzień to nie przepadam, chyba że solony słonecznik lub pistacje ;P

      Usuń
    12. Pistacje i słonecznik są bardzo zdrowe :P Odejmij sól i już masz przekąskę, którą możesz się zajadać :)

      Usuń
    13. Słonecznika bez soli nie lubię - wiem, wybrzydzam :D
      Ale pistacje muszę sobie sprawić :)

      Usuń
    14. ja bardzo nie lubię soli ;p Głównie dlatego, że tak szkodzi na organizm ;p A orzeszki ziemne lub laskowe lubisz? :)

      Usuń
    15. Laskowe i włoskie - ziemne to tylko, jeżeli o masło orzechowe chodzi ;P

      Usuń
  3. No właśnie, słodkości, niby takie niewinne, a do czego mogą doprowadzić... Wiesz, w sumie Cię rozumiem, bo sama nie wyobrażam sobie życia bez czekolady, ciasteczek, lodów i ptasich mleczek. Też zajadam stresy, myślę sobie: "Jest mi smutno, to wpieprzę słoik Nutelli". I faktycznie czuję się po tym lepiej. Miałam jednak takie momenty, że przesadzałam, jedząc do granic wytrzymałości. Kilka razy zdarzyło się, że po jakiejś wielkiej wyżerce leżałam z potwornym bólem brzucha. No i za którymś razem rzeczywiście stwierdziłam, że coś jest nie halo. Zawsze lubiłam słodkie, mało kto nie lubi, ale dopiero w liceum zaczęłam jeść nie dla smaku, tylko żeby się pocieszyć, uspokoić. Czekolada, papierosy i kawa - taki był mój typowy zestaw. Zdrowy tryb życia, nie ma co. Tyle że mam w tym wszystkim takie szczęście, że nie tyję.
    Zawsze kusi nas to, co zakazane, więc pewnie u Ciebie zaczęło się właśnie od tego braku przyzwolenia na słodycze, ale Twoja Mama chciała dobrze, chowając te czekolady. Cieszę się, że macie teraz lepsze stosunki, to bardzo ważne. I trzymam kciuki, żeby wszystko się udało! Bądź silna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama chciała dobrze, ale jednak to co się zakazuje kusi.

      Jesteś uzależniona od serotoniny czyli o tzw. hormonu szczęścia. Wydziela się właśnie gdy jemy czekoladę :P

      Ciężki to nałóg - ale może spróbuj znaleźć zamienniki w owocach i warzywach.Ja jak mam straszna ochotę na słodkie( a nie chce przeginać ze słodyczami) jem surową marchewkę - jest słodka i zdrowa :)

      Usuń
    2. Eulalia:
      Mój “zestaw“ w liceum właściwie był podobny do Twojego, tylko że zamiast papierosów miałam zapas napojów izotonicznych - też “mega zdrowe“...
      Ja niestety tyję i to bardzo szybko... kto wie czy kłopotów z tarczycą nie mam, ale chcę się poprawić.
      I fakt, dobrze że mam z Mamą lepsze relacje, bo nie wiem jakbym inaczej wytrzymała.

      Usuń
    3. Venus:
      Nie mam wątpliwości, że chciała dobrze. Bez względu na to jakie miałam z nią kiedyś starcia, nie mam wątpliwości, że chciała dla mnie jak najlepiej.

      O serotoninie czytałam jakiś czas temu, bo specjalnie wybrałam sobie ją na referat z biologii licząc, że przygotowania będą dla mnie motywacją do zaprzestania jedzenia słodkości. I były... przez kilka dni :)

      Mi pomaga woda z cytryną, albo... mycie zębów *.* ale zaczyna się lato, niedługo będzie sezon na arbuzy, one zawsze pomagały mi w walce z chęcią na coś słodkiego :)

      Usuń
    4. :) a kto nie ma starć z mamą :) ale dobrze są bo to na nią tak naprawdę najlepiej można liczyć

      O ciekawie mówisz referat :P ponoć są owoce , które też ją wywołują.

      Masz racje arbuz bywa bardzo w tym pomocny :P

      Usuń
    5. Cóż, może nawet lepiej, że są te starcia z mamą, niż gdyby ich nie było i miałabym matkę nieodpowiedzialną, której wcale na moim losie tak naprawdę nie zależy.

      Hm, wiem, że w bananach jest. A tak to wiem, że jest też w kaszach, dyni chyba też... i w pokrzywie.

      Arbuz to właściwie posiłek z napojem w jednym - niezbędnik letnich upałów ;P

      Usuń
    6. Masz racje :)

      W pokrzywie ciekawe :P

      I w dodatku łatwo go można spalić :p

      Usuń
    7. Dosyć, ale ja za sałatkami z pokrzyw nie przepadam, mimo że rzeczywiście są bardzo zdrowe ;P

      No tak, to chyba jeden z bezpieczniejszych owoców ;P

      Usuń
    8. Najniebezpieczniejszy owoc to grejpfrut :P , ale jedzony bez cukru :D

      Usuń
    9. Dlaczegoż najniebezpieczniejszy? *.*

      Usuń
  4. Uwielbiałam słodycze, dopóki nie zaczęłam przy nich pracować. Teraz od nadmiaru czekolady na co dzień, aż mnie mdli od samego jej zapachu ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, moja mama ma podobną “przygodę“ z lodami - po 3 miesiącach wakacyjnej pracy w lodziarni (miała gdzieś 18 lat) do dziś na lody patrzec nie może xd

      Usuń
    2. Mocno jej dały w kość ;P

      Usuń
    3. Pewno tak, bo teraz takich sklepowych nie rusza. Woli już własnoręcznie zrobić, gdzie może sobie miarkować cukier i inne składniki i jest pewna, że nie ma tam dodatków typu guma arabska :p

      Usuń
    4. Nie pisz o tym... bardzo lubię lody i chcę je lubić nadal ;D

      Usuń
    5. Haha, no dobrze - może dać Ci przepis na takie własnoręcznie robione, nawet maszynki do nich nie trzeba - tylko po wyjęciu z zamrażalnika są przez jakiś czas twarde jak głaz xd

      Usuń
    6. Lody, ręcznie robione, twarde jak głaz. Nie mam pytań ;D

      / Jasne, że chcę ;D

      Usuń
    7. Ale dobre są *.* Jak już przestaną być głazami ;D

      A przepis jest prosty. Miksujesz jajka z cukrem na gęstą masę, w innej misce miksujesz śmietanę kremówkę - potem łączysz bitą śmietaną. No i masz lody smietankowe, a możesz dodać kakao, bakalie, owoce, alkohol - co tam chcesz. Cukier wg uznania, a jajka to ja porcjuję 4-5 na pół litra smietany kremówki ;P

      Usuń
  5. też uwielbiam słodycze, ale moje maksimum to tabliczka czekolady dziennie, a i to zdarzało i zdarza się rzadko. czasem śmiałam się, że chyba jestem uzależniona od słodyczy, ale teraz widzę, że mój problem tak naprawdę był/jest błahy. mam nadzieję, że uda Ci się przezwyciężyć ten nałóg, mam nadzieję że w końcu uda Ci się wyjść na prostą, tego życzę Ci z całego serca!

    zdecydowanie masz rację, żeby przyciągnąć do siebie miłość trzeba zrozumienia i akceptacji dla samego siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym była niezwykle rada, gdybym potrafiła sama z siebie maks na jednej tabliczce poprzestać - mam nadzieje, że niedługo nie będę potrzebowała nawet połowy do szczęścia ;)
      Ciesz się, że naprawdę od cukru nie jesteś uzależniona, bo to chyba nawet gorsze od papierosów jest.
      Ślicznie dziękuję, mam nadzieje, że Twoje życzenia mi pomogą ;)

      Usuń
  6. Ja zawsze myślalam, że jestem uzależniona od slodyczy czasami potrafilam zjeść pol kilo żelek, a innym razem 3 czekolady i jeszcze bylo mi malo. U mnie przez to prawie nabawilam się cukrzycy, podczas któregoś badania u mnie podejrzewali, ale na szczescie nie mam. Od tego cukru, moja cera strasznie sie pogorszyla i co nigdy nie mialam tradziku, tak moja cera nabyla go, na szczescie dodatkowych kilogramow nie nabralam, ale nie potrafilam wyzbyc sie slodyczy a szczegolnie czekolady z mojego życia, pamietam że zrobilam sobie jeden dzien bez cukru calkowity i zemdlalam, moj organizm za bardzo gwaltownie zareagowal. Szukalam wiele porad w internecie jak wyjsc z tego nalogu i pewnego dnia natchnelam sie na ksiazke, a bardziej na jej fragment o czekoladzie i tam pisalo z czego sklada sie czekolada i chyba to mnie najbardziej olśnilo i od tamtego momentu nie jem czekolady, juz dwa miesiace, niby krotko ale jak dla mnie to i tak jest sukces bo kiedys nie wyobrazalam sobie dnia bez batonika badz czekolady, a teraz mi jej nawet nie brakuje i normalnie moge przechodzic kolo niej w sklepie i mnie nie kusi.
    To chyba byla ksiazka Carr Allen : Prosta metoda jak pozbyc sie zbednych kilogramow- rozdzial 32-Czekolada.

    Powodzenia z wychodzeniem z nalogu, oby Ci się udalo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę dorwać tą książkę, może i mi ona coś pomoże - wg mnie 2 miesiące bez. czekolady to naprawdę bardzo, bardzo dużo. Ja tylko raz potrafiłam coś takiego osiągnąć, ale wystarczył jeden gorszy dzień i wszystkie postanowienia poszły się paść...A pragnęłabym raz na zawsze zwalczyć ten nałóg, bo, jak sama wiesz z własnego doświadczenia, to nie przynosi nic dobrego...

      Usuń
  7. nie wiem co powiedzieć naprawdę. nienawidzę wypowiadać się na temat uzależnień..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy niektórych tematach najlepiej zachować milczenie...

      Usuń
  8. Bardzo mądry post. I mamę masz również niepowtarzalną. Walcz ile sił w Tobie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Mama to skarb - teraz jestem tego w pełni świadoma ;)
      A poddawać się napewno nie zamierzam ;)

      Usuń
  9. Temat bardzo, bardzo mi bliski..Aż zanadto. Ja nie jestem w tym kryterium wylewana..To jeszcze zbyt głęboko we mnie sieci niemniej jednak dodałaś mi otuchy tym postem, jakkolwiek trywialnie to nie zabrzmi. To jest choroba duszy..Dotyka głęboko, bardzo głęboko a dla mnie powód jest jeszcze nie znany w przeciwieństwie do ciebie. Utożsamiam się z wieloma słowami, które opublikowałaś i widzę, że ten problem jest nagminny..Występuje w różnych postaciach chociażby bulimii nieprzeczyszczającej..To straszne jak człowiek może zniekształcić siebie poprzez...No właśnie poprzez co? Pozdrawiam i dziękuję za post warty uwagi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest, gdy człowiek czuje się zagubiony i w pewien sposób chce sobie poradzić z "niesprawiedliwym" światem i zamiest przynieść to korzyści, to sie on stacza... przykre to jest, bo wyjście z takiego dołka jest niezwykle trudne. Ale nie niemożliwe - mam nadzieję, że jeżeli dalej sie z czymś zmagasz to niebawem osiągniesz swój cel - tego Tobie życzę.

      Usuń
  10. Kiedy w dzieciństwie nie dostawaliśmy czegoś, prędzej czy później obiecaliśmy sobie, że to i tak będzie nasze. W Twoim przypadku tak było ze słodyczami. Ja ostatnio wykrzyczałam mojej mamie, że sama mi je wręczała. A właściwie starała się je chować, ale te skrytki były tak prymitywne, że słodycze znajdowałam wszędzie. Były moim posiłkiem na śniadanie, obiad i kolację. Aczkolwiek ja sama z nich zrezygnowałam po pewnym czasie. Nie miałam nadwagi, ani nic z tych rzeczy. Ale przeżyłam anoreksję.

    Wierze, że wyjdziesz z tego uzależenienia i uda Ci się zmienić swoje życie. Możesz być dumna, że to nie alkohol czy papierosy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, anoreksja to zupełnie inna skrajność, również bardzo niebezpieczna. Ponoć podświadomie ludzie chcą wtedy po prostu zniknąć przed “złem“ tego świata - tak jak ja pragnęłam ukryć się przed nim za warstwami tkanki tłuszczowej.
      Będę starała się wyjść ze swojej skrajności, aczkolwiek długa droga przede mną.

      Usuń
    2. Są różne uzależenienia. Twoje od słodkości, a moje - no wręcz przeciwnie. Zmagam się z ta chorobą już od dwóch lat, ale wiem, że kiedyś wyjdę z tego. I ty tak samo, bo jestes silną osóbką.

      Usuń
    3. Mam koleżankę, która ma i anoreksję i bulimię... tylko że z jej psychiką jest naprawdę bardzo, bardzo źle i tak jak np. Ty chcesz zmienić ten swój tryb życia, tak jej się podoba tencały stan. I nie można jej do rozumu przemówić...

      Grunt to wiara w siebie i wytrwałość - jestem pewna, że Ty również sobie poradzisz.

      Usuń
    4. Moja choroba jest o tyle ciężka, że mam jej świadomość. Anorektyczki z reguły nie przyznają się do swojej przypadłości. A ja wręcz przeciwnie - jestem świadoma tego, że jestem chora i dlatego kilku specjalistom bardzo ciężko się ze mną ,,pracowało''.

      Ja wiem, ze Ty także dasz radę i naprawdę bardzo, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki :)

      Usuń
    5. Trochę zawsze mnie dziwiło, jak można nie być świadomym takiego przypadku, zwłaszcza w dzisiajszych czasach. Ale miałam jednak anorektyczkę w klasie, która twierdziła, że tylko zdrowo się odżywia i dużo ćwiczy - mimo to wszyscy, nawet wychowawczyni widzieli i wiedzieli, co jej jest.
      A nie mieli właśnie łatwiej przez to, że byłaś świadoma swojego stanu i nie musieli Ci co niektórych spraw wyjaśniac i wręcz zmuszać, byś przyjęła je do wiadomosci?

      Dziękuję, wsparcie jest jak najbardziej pomocne dla mnie ;)

      Usuń
    6. Psychika osoby chorej na anoreksję jest tak skonstruowana, że byłam tego świadoma, ale to kochałam. Lubiłam mieć anoreksję, dlatego wszelkie tłumaczenie, że się wykończę były dla mnie jak miód na sercu. A wpadłam w tą chorobę po zerwaniu z chłopakiem, więc nic dziwnego, że chciałam zniknąć ze świata.

      Nie dziękuj za wsparcie. Wiem, że go potrzebujesz, ja zresztą też, dlatego jest mi niezwykle miło, że mogę komuś pomóc chociażby dobrym słowem.

      Usuń
    7. Cóż, anoreksja to głównie choroba duszy przelewająca się na ciało. Ludzie często popadają w nią właśnie przez jakieś traumatyczne doświadczenia bądź przykre zdarzenia.

      Ja zawsze jestem wdzięczna za wsparcie i staram sie również je okazywać - trzeba sobie pomagać.

      Usuń
  11. To częsty problem rodziców. Zabranianie dzieciom wszystkiego a potem one szukają i łakną tego same. U mnie w domu było zawsze dużo lodów, słodyczy i jak chciałam to sobie brałam, nigdy nie było tak,że jak gdzieś szłam to rzucałam się na słodycze jakbym ich nigdy nie widziała ( a często tak jest w przypadku dzieci, wiem po moich bratankach i po siostrze ciotecznej). Przez takie zakazy i nakazy (obojętnie w czym) rodzice dają poczucie winy dzieciom, sprawiają,że potem dziecko szuka tego na własną rękę i jest problem...
    Widzisz, Ty brałaś resztę z zakupów, czyli jednym słowem podkradałaś pieniądze, zastępowałaś śniadania w szkole słodyczami... To nie wychodzi nikomu na dobre.

    Ja nie wiem skąd wzięły się moje uzależnienia, a mam dwa. Wypracowałam je całkiem niedawno ale póki co potrafię to kontrolować. Myślę,że Tobie też się uda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, pokoleniami jest takowy problem powielany - aż się boję, co by mi mogło odwalić, gdybym była matką jakiegoś szkraba...
      Ten mój "bunt" w żadnym stopniu nie poprawił mi życia, nie mogę jednak cofnąć czasu, jedynie starac sie o lepszą teraźniejszość i lepsze wspomnienia. Wspomnienia o nawróceniu, że tak to ujmę.

      Kontrola to już połowa sukcesu, zawsze ona jakoś to wszystko ułatwia chociaż trochę ;)

      Usuń
    2. Myślę,że da się nie powielać, tylko trzeba oczyścić umysł i myśleć samemu ;) Nie jest to łatwe ale nigdy nic w życiu nie jest łatwe, a możliwe :)

      Kontrola ułatwia ale łatwo ją stracić choćby na jakiś czas.

      Usuń
    3. Cóż, chęci i tak są potrzebne, bo oczyszczanie umysłu to też niełatwa sprawa. Ale wszystko jest możliwe, po prostu trzeba to poczuć w głębo duszy.

      Nic nie trwa wiecznie.

      Usuń
    4. Niby nic nie trwa wiecznie ale konsekwencje łamania kontroli bywają okropne :) Ja czasem długo się zbieram po tym.

      Usuń
    5. Bywają, ale po coś takowe konsekwencje w naszym życiu istnieją - napewno nie tylko po to, by nas psychicznie pogrążyć. Trzeba tylko nauczyć się odczytywać ich ukryty przekaz :)

      Usuń
    6. Możliwe, ale wolałabym nie łamać swojej kontroli i trzymać się. Z konsekwencji nie wynika tu nic dobrego, jedynie sumienie dręczy,że oprócz siebie krzywdzę i drugą osobę,ale to tak ogólnie można gdybać, a Ci tu nie będę zaśmiacać bloga swoimi problemami :)

      Usuń
    7. Ja tam nie uważam tego za żadne zaśmiecanie ;)

      Usuń
  12. Życie nie jest proste, a moje uzależnienie..... Jestem uzależniona od muzyki, moja mama stwierdziła, że ogłuchnę kiedyś, ale raczej wątpię. Choć życie przynosi niespodzianki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat uzależnienie od muzyki jest... naprawdę przyjemne :)
      Ogłuchnąć raczej nie ogłuchniesz, jednak zbyt głośne słuchanie muzyki uszkadza słuch - moja siostra jest na to idealnym przykładem.

      Usuń
  13. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że słodycze mogą doprowadzić do czegoś takiego. Było gdzieś upchnięte w mojej głowie, że za dużo nie wolno, że to złe... ale nie sądziłam, że do tego stopnia.
    OCZYWIŚCIE, ŻE DASZ RADĘ! Wiara w siebie jest dużym krokiem do osiągnięcia sukcesu! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie bez powodu cukier nazywają “białą śmiercią“, a jak narkotyk to też w pewnym sensie działa. Nie polecam nikomu i nie tylko ze względu na ewentualny wzrost wagi, ale znacznie gorsze konsekwencje.
      Cóż, bez wiary to bym już mogła zacząć sobie grób kopać. Ale nie chcę.

      Usuń
    2. Z pewnością jest ich sporo. Byleby znać umiar....
      Głowa do góry i do przodu, a będzie jak najlepiej.

      Usuń
    3. Umiar znam... tylko ciężko mi go w życie wprowadzić :/
      Ale będę się starała robić jakieś kroki naprzód.

      Usuń
    4. Trzymam mocno kciuki!

      Usuń
    5. Dziękuję, wsparcie napewno mi pomoże :)

      Usuń
  14. Chyba ten temat każdego dotyczy :D Właśnie to jest fajne w toim blogu , piszesz takie życiowe rzeczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy każdego - mam nadzieję, że jednak mało osób męczy sie z tego typu problemem, bo on jest nie dość że trudny do pokonania, to jeszcze strasznie uciążliwy w życiu.

      Usuń
  15. Będę tu wpadał częściej! ; )

    OdpowiedzUsuń
  16. Trzeba spróbować :) Dzięki za przepis!
    / nie działa "odpowiedz" ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, już myślałam, że tylko mi komputer bzikuje *.*
      Nie ma sprawy, poeksperymentuj sobie :P

      Usuń
    2. Czasem tak się wiesza ;>

      Usuń
    3. Nieogarnięty jakiś :P

      Usuń
    4. Tak trochu ostatnio.

      Usuń
    5. Często mi jakieś “błędy“ wyskakują lub właśnie mam kłopoty z komentowaniem.

      Usuń
    6. A u mnie jest spoko.

      Usuń
    7. Czyli to może wina mojego kompa.

      Usuń
    8. Przeczyść przeglądarkę może?

      Usuń
    9. Chyba najwyższy czas ;P

      Usuń
    10. U mnie to jest czystka kilka razy dziennie ;P Historia przeglądania musi być czysta jak łza ;D

      Usuń
    11. Czyżby jakieś obawy Tobą kierują ?;P

      Usuń
  17. Kto jak kto, ale Ty napewno sobie poradzisz z tym wszystkim. Oczywiście moje wsparcie masz również :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd ta cała Twoja pewnośc?
      Ale dziękuję Ci :*

      Usuń
    2. Bo Cię znam, wariatko, i to nawet całkiem długo :)

      Usuń
    3. Cóż za pewność :D

      Usuń
    4. Oczekiwałas. czegoś innego po mnie? ;>

      Usuń
    5. U Ciebie trudno cokolwiek przewidzieć ;p

      Usuń
    6. I niech tak lepiej pozostanie xD

      Usuń