Większość z Was radziła mi wtedy działać temu na przekór. Dużo nocnych rozmyślań poświęciłam temu problemowi. Myślałam sobie „Cholera, przecież musiał zdarzyć się w moim życiu chociaż jeden przypadek, kiedy to dałam radę tym nieznośnym Ciotkom-Dobra-Rada!”. Nie chciałam stać w miejscu. Nie w chwili, gdy miałam podjąć jedną z ważniejszych życiowych decyzji – w takich momentach w głowie nie ma prawa pojawić się człowiekowi żadna wątpliwość. Nawet taka mała, najmniejsza może mieć siłę destrukcyjnej trąby powietrznej.
Czas płynął
Minął jeden dzień, zaraz po nim drugi. Właściwie już miałam ochotę znów powiedzieć „Wiedziałam, że tak będzie. Jestem beznadziejna…”, gdy nagle, przeglądając stare pliki na dysku, natknęłam się na jedną z kopii notki mojego pierwszego blogowego opowiadania.
Myślałam, że umrę ze śmiechu czytając kolejne zdania tego dokumentu. Nie mogłam uwierzyć, że to ja stworzyłam kilka lat temu to, wypchane literówkami, pozbawione sensu gramatycznego,
Jednak plik ten automatycznie zabrał mnie w czasy, kiedy to jako trzynastoletnia dziewczyna rozpoczynałam swoją przygodę z blogami. Dopiero zaczynałam wtedy naukę w gimnazjum, byłam sama jak palec, gdyż poszłam do szkoły w innym rejonie miasteczka
W pierwszym dniu szkoły poznałam N., która wtedy tak jak ja stroniła od głośnego towarzystwa
To właśnie N. wprowadziła mnie w świat blogów. Pamiętam swoje zagubienie w Wielkim Świecie Onetowskiej Blogsfery, gdyż wcześniej blogi kojarzyłam jedynie z jakiś amerykańskich filmów o nastolatkach prowadzących np. anonimowe blogi, które w niedługim czasie osiągały wielką popularność - oczywiście, w punkcie kulminacyjnym, ktoś zazwyczaj odkrywał tożsamość anonimowego blogera. Wszystko kończyło się happy endem, dając bohaterom możliwość długiego i szczęśliwego dalszego życia.
Osobiście pragnęłam na blogu poznać jakiś ciekawych ludzi. Ludzi, którzy polubili by mnie bez względu na markę noszonych przeze mnie ubrań, obwód w talii czy rozmiar miseczki biustonosza. Ludzi, którzy by mnie zrozumieli nawet wtedy, kiedy sama siebie nie byłam w stanie ogarnąć w jakiś logiczny sposób.
Potrzebowałam czytelników i nie potrafiłam wtedy pojąć idei pisania dla samej siebie. Jakże byłam sfrustrowana faktem, że prócz komentarzy N. pod moimi notkami pojawiały się jedynie reklamy. Zazdrościłam każdemu blogerowi z liczbą komentarzy przekraczającą dziesięć, nie wspominając o statystykach minimum sto wypowiedzi pod każdą notką. Prowadzenie bloga przestało mi się podobać… chwilowo.
Każdy kto w gimnazjum przeżył, tak jak ja, okres terroru i presji otoczenia (istne Sturm und Drang Periode) wie, że im dalej w las, tym więcej drzew. Potrzebowałam komuś się zwierzyć. Nawet, gdyby odpowiedziała mi jedynie cisza.
To sprawiło, że założyłam drugiego bloga. I, ku mojemu zaskoczeniu, zaczęły pojawiać się też komentarze nie będące SPAMem. Byłam szczęśliwa, że ktoś chce przeczytać o moich problemach, doradzić coś… czasem opieprzyć za niewłaściwe podejście do życia. Tak jest do teraz, mimo że jestem zupełnie inną osobą, dojrzalszą pod wieloma względami, pod innymi dalej przypominającą marudną małolatę – naprawdę cieszę się, że ze mną jesteście, jedni już od kilku lat, inni może dopiero od dnia dzisiejszego.
Pewnie zastanawiacie się, co ma moja krótka opowieść o początkach w blogsferze wspólnego ze zwalczaniem Zdradzieckich Głosów. Otóż wspomnienia uświadomiły mi, że czasami przerośnięte ambicje, niewypływające wprost z naszego serca, prowadzą do nikąd. Jako trzynastoletnia, początkująca blogerka bardziej skupiałam się na statystykach, a nie samej przyjemności pisania i dzielenia się z ludźmi „po drugiej stronie ekranu” swoimi przemyśleniami – można by wywnioskować, że praktycznie żadnych czytelników nie potrzebowałam. Później sytuacja się zmieniła, czułam wewnątrz chęć znalezienia jakiejś bratniej duszy – i proszę, nagle zaczęły pojawiać się osoby regularnie czytające mojego bloga.
W przypadku moich niechcianych podszeptów… po prostu odpuściłam i skupiłam się na realizacji własnego planu. Nie powiem, że od tamtego czasu nie nawiedzają mnie żadne obawy… ale wtedy świadomie staram się je odtrącić, skupiając się na tym, czego naprawdę pragnę – małymi krokami, ale wciąż do przodu.
A rezultaty już są, bowiem udało mi się zrealizować znaczną część mojego planu i już za tydzień w sobotę, trzymając w swoich łapkach one way bus ticket (trochę przeraża mnie wizja spędzenia ponad dwudziestu trzech godzin w autobusie), wyruszam do Anglii – konkretnie do miasta Luton położonego w okolicach Londynu – rozpoczynając swoją dwunastomiesięczną przygodę jako Au pair. Moje marzenie nareszcie zaczęło się spełniać!
Też kiedyś miałam przerośnięte ambicje. Chciałam za dużo robić a jak się nie udawało to był dół i same przykrości... Teraz stawiam małe cele i małe kroczki, daje sobie radę i naprawdę osiągam szczyty :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Londynu, wyjazdu i w ogóle. Ja od razu poszłam na studia, z których zrezygnowałam a od roku zmieniłam prawie wszystko w swoim życiu i jest lepiej, ale żałuję, że nie mogę polecieć gdzieś do Londynu, choćby na kilka dni zwiedzić, ale kiedyś to zrobię :)
Ja miałam tak przez cały okres szkoły, nigdy nie potrafiłam swoich osiągnięć doceniać, zawsze widziałam tylko tych lepszych od siebie i żyłam w smutku, kompleksach i stresie. Byłam dla siebie stanowczo zbyt surowa.
UsuńOkazja zawsze może się trafić. Ja jeszcze rok temu nawet o emigracji nie myślałam - dobra, myśleć to myślałam, ale nie sądziłam, że się na to zdobedę.
Napewno też kiedyś Londyn zobaczysz, jeżeli to Twoje marzenie, napewno otrzymasz okazję do jego zrealizowania :)
U mnie to też mniej więcej był okres szkolny, tak do ostatniej klasy liceum.
UsuńA postaram się, choć raz miałam okazję i wszystko było przeciw aż w końcu nie udało mi się pojechać, a szkoda :P Ale w tym roku będę szczęśliwa jak Polskę zwiedzę :)
Cóż, wtedy to ludzie czesto błądzą - zawieszeni między "światem dorosłych" z młodzieżowymi szaleństwami. Jeszcze te wszystkie gadki nauczycieli, że c a ł a nasza przyszłość zależy od matury. Hm... jakoś plan, który teraz realizuję nie wymaga tego papierka ;P
UsuńPolsce pięknych miejsc nie brakuje, sama napewno, gdy trochę się ustatkuję, zacznę oszczędzać pieniądze na to, by zrobić sobie wycieczkę przez miasta, które chciałabym odwiedzić, Mazury i pewnie wyląduję nad Bałtykiem, bo kocham nasze polskie morze ;)
Ja bym chciała zwiedzić Kraków, Łódź, Poznań... Bo Wrocław i Warszawę już znam, o i jeszcze Gdańsk chcę poznać, takie największe bo np. kurpiowskie regiony i wiejskie znam dzięki swojej "pracy" jaką miałam w wakacje, a i jeziora na mazurach też zwiedziłam :)
UsuńO taaak, nauczyciele potrafią "motywować' i wyznaczać cele... Tylko często ludzie zawodu mają lepszą przyszłość niż Ci z maturą, a matura? Moja nie była najlepsza bo nie pozwolono mi zdawać wszystkiego (to kolejny chory atut wielu szkół) i teraz? Ten papierek nie jest mi na nic potrzebny. Jedynie był wymogiem do studiów na które itak teraz przyjmują wszystkich. A oprócz matury liczą się kursy dodatkowe albo inne papierki, zależy od uczelni.Myślę,że ważnymi papierkami wartościowymi są w życiu kwalifikacje zawodowe (licencjaty, inżynierki i magisterki czy jakieś takie typowo zawodowe ). Bo nie każdy musi mieć mgr, równie dobrze może mieć zawód piekarza w ręku i być szczęśliwym :P
Ja mam w planach studiować w Krakowie, jeżeli za granicą nie będę czuła się dobrze, ale póki co niczego nie planuję. A Łódź i Poznań również chcę zwiedzić, do Warszawy mnie nie ciągnie, bardziej wróciłabym do Zakopanego. No i muszę w koncu uzbierać pieniądze na Opener`a, a ten festiwal dał by mi szansę ponownego odwiedzenia Trójmiasta ;)
UsuńMnie te wymagania przy szukaniu pracy strasznie denerwują. Człowiek przecież się nie rozdwoi, by studiować najlepiej więcej niż jeden kierunek plus jeszcze po jakiś kursach biegać. Gdzie w tym miejsce na jakąkolwiek radość z życia.
Mimo że ludzie straszą mnie, że gap year i przerwa w nauce to wielkie ryzyko, ja nie żałuję swojego wyboru, bo wreszcie gdzieś pojadę, coś zobaczę i niewątpliwie znacznie poprawię swój angielski, którego nasz system w szkołach też nie potrafi skutecznie nauczać.
Nie wiem jak będzie w Luton ale w Londynie sami Polacy i usłyszysz duuuużo polskiego :)
UsuńE tam, ja studiuję i są ludzie co po dwa kierunki studiują i jeszcze dorabiają i mają czas na radość z życia. Ważne by potrafić pogodzić obowiązki. Bo dorosłość polega na tym by zrobić to co trzeba i robić też to co się chce. I cała wolność nie polega na tym,że nie ma się obowiązków i hulaj dusza piekła nie ma a polega na tym,że wypełniasz swoje obowiązki i możesz spełniać swoje przyjemności. Ja miałam przerwę między studiami i była ona zdrowotna, więc dla mnie to była tragedia ale jak masz jakiś plan i możesz coś porobić to czemu nie?
Wiem, że sporo jest Polaków, bo miałam oferty od jakiś pięciu polskich rodzin - koniec końców i tak na co dzień będę używać angielskiego, bo nie zamieszkam z Polakami. I też na kurs będę uczęszczała.
UsuńWszystko zależy od ludzi. Ja obawiam się, że znów mogłaby się moja przerośnięta ambicja uruchomić i cokolwiek bym osiągnęła i tak czułabym niedosyt. Aczkolwiek pracuję nad tym. Nie lubię i nie toleruję j e s z c z e pojęcia "dorosłość", bo mimo że ostatnio muszę podejmować iście d o r o s ł e decyzje, to sama wewnątrz dorosła się nie czuję. Ale przede mną czas emigracji, to dopiero będzie sprawdzian ;)
Takie wymuszone przerwy to zupełnie inna sprawa, nie dziwię się, że za tragedię to uważasz, skoro byłaś skazana na rok w plecy wbrew własnym chęciom.
Tak, inna sprawa, dlatego zaznaczyłam,że to ze względów chorobowych.
UsuńKażdy się poczuwa inaczej, ja mając dziewiętnaście lat czułam się dorosła i chciałam jej próbować. A czy ja wiem,że pragnienie osiągania czegoś więcej i więcej to coś złego? Jeśli człowiek się nie katuje a się spełnia to ja nie widzę w tym nic złego :)
Ja choć małymi krokami to staram się i więcej i więcej łapać by nie tracić życia i żyć intensywnie. Bo kiedy będę miała na to czas jak nie teraz?
Akurat ja to chyba często właśnie się katowałam: "Nie chcę, ale muszę, bo znów ktoś mnie wyprzedzi!". Chore myślenie, które nawet nie pozwoliło mi rozwijać własnych pasji. Mogłam się skupić na chemii, ale nie, ja musiałam być "dobra ze wszystkiego". Teraz tego żałuję, ale mam nadzieję, że nie jest tak w 100% za późno.
UsuńCóż, małymi krokami zawsze więcej się zyska niż tymi wielgachnymi, niedbale stawianymi :)
Tak, to niezdrowe myślenie, chęć ciągłej rywalizacji i bycia najlepszym zamiast po prostu cieszenie się w tym czym jest się dobrym, bo żaden człowiek nie jest idealny i dobry we wszystkim.
UsuńCzasami po prostu trzeba osiągnąć pewnego rodzaju p o r a ż k ę, by cos zrozumieć, Wiele ludzi mówiło mi, że nie można być dobrym we wszystkim - nie wiem czy bardziej im czy sobie chciałam udowodnić nie wiadomo co.
UsuńNajważniejsze, że nie leżysz już na podłodze i nie gapisz się na pająki :)
OdpowiedzUsuńTwoja historia mnie ujęła, między innymi dlatego, że jest bardzo podobna do mojej. Tylko, że ja ciszę na blogu i pisanie dla siebie bardziej miałam wcześniej. Na blogspocie mam więcej czytelników i więcej komentarzy, cieszy mnie to, bo lubię te dyskusje, czasem o niczym. Ale ta ilość czytelników i ich wpływ na mnie i również na moje życie doprowadził do tego, że moje notki stały się cenzurowane, nie zawsze piszę całą prawdę, by znów nie czytać o sobie jaka jestem zła, jakie moje życie jest podłe i jak podli są ludzie, którymi się otaczam. Nieważne ;)
Ważne jest to, że z nami jesteś i mam nadzieję, że w Anglii również będziesz :)
Akurat wylegiwanie się na podłodze jest jedną z moich ulubionych form relaksacji ;P
UsuńOsobiście nigdy nie spotkałam się z nader kąśliwą krytyką - oczywiście pomijam blogi z opowiadaniami, które zgłaszałam do ocenialni, bo tam to różnie bywało - aczkolwiek czasami udawało mi się zdobyć na Onecie tzw. "gwiazdkę" i wtedy to już... różni ludzie wypowiadali się pod moimi notkami. Nie powiem, było mi przykro, gdy jakiś arogant zaczął mnie oceniać po przeczytaniu jednej notki, ale szybko odkładałam to w niepamięć, bo co się będę przejmować jakąś personą, która najwidoczniej jest jeszcze bardziej zakompleksiona niż ja i udaje wielkiego, szczerego krytyka ;p
Oczywiście, że będę z Wami po przeprowadzce do Anglii. Może nie tak często, chyba zależy od dnia, bo mam w grafiku sporo wolnego czasu, aczkolwiek chcę wcisnąć w niego czas na kurs językowy czy sport. Ale nie potrafiłabym całkowicie opuścić tego miejsca ;)
Musisz mieć chyba mega fajny dywan :P
UsuńWiesz, ludzie mają różne zdania, ale łatwo zauważyć która krytyka jest krytyką, a która niewypowiedzianym na głos żalem do świata ;) Konstruktywna krytyka niesie za sobą jakieś wskazówki, nie oszczerstwa i tylko na taką warto zwracać uwagę ;)
To cieszę się, bo chciałabym być na bieżąco z tym, co u Ciebie :)
Nie - zwykłe, drewniane panele :P
UsuńCóż, ludzie mają w swojej głowie chyba mnóstwo najróżniejszych definicji pojęcia "krytyka" i używają tego, które jest dla nich najwygodniejsze. Niewątpliwie znacznie łatwiej jest kogoś zmieszać z błotem, kiedy się takiej osoby nie widzi, w końcu można nawet napisać okropny komentarz, nigdy już nie wrócić na daną stronę, ale jednak psychika odbiorcy często nie ma łatwo z wyrzuceniem z pamięci jakis przykrych słów.
Cóż, będę starała się często odpowiadać na komentarze, notki to będę pisać pewno w soboty, bo będę je mieć całkowicie dla siebie, ewentualnie w niedziele, kiedy też będę mieć sporo wolnego czasu ;)
I coś w tym jest im bardziej się prężymy i do czegoś dążymy tym bardziej to nas omija. Jak damy na luz i robimy dla siebie to wtedy ktoś się pojawi i to doceni :)
OdpowiedzUsuńWydaje się banalne, a mimo to tak łatwo o tym zapomnieć, dać się wciągnąć w wyścig szczurów. Życie na pokaz nigdy dobre nie było na dłuższą metę.
UsuńTrzeba się starać ,ale nie przesadzajmy przerost ambicji nie jest zdrowy..
UsuńWiele razy życie mi to pokazywało, ale zrozumiałam to tylko niedawno. Trochę szkoda, ale też lepiej późno niż wcale.
UsuńCzasem potrzeba czasu :)
UsuńJa to zrozumiałam na studiach AWF gdzie wylądowałam w szpitalu przez zbyt wysokie ambicje :d bywa hehe
Zdrowie przede wszystkim :D
Ajć, to faktycznie musiałaś "szaleć", że aż się to szpitalem skończyło... Muszę takie zagrożenie chyba sobie na czole napisać *.*
UsuńAż zatęskniłam za tymi czasami. Serio. Miały w sobie to coś :)
OdpowiedzUsuńTemu chyba każdy starał się zostać na Onecie jak najdłużej, gdy rozpoczął się czas “emigracji“ na Blogspota :)
UsuńChętnie sama bym tam jeszcze popisała ;P
UsuńJa również, ale przeraża mnie trochę to, co się tam porobiło. Już nie te klimaty ;p
UsuńReklama na reklamie ;P
UsuńWitamy w świecie Internetu :D
UsuńAle bez przesady ;D
UsuńNiektórzy po prostu nie wiedzą, czym jest umiar ;)
UsuńBoze, podoba mi sie cały blog, a ten post był taki, jakbym czytała o sobie. Niesamowite. Jako, ze nadal jestem w dosyć młodym wieku, samodzielna jak na mój wiek, ale nie aż tak, jak bym chciała z powodu braku pełnoletności... W pelni identyfikuje sie z Twoim opisem dorastania w blogosferze. To nie pierwszy mój blog, bo u mnie jest tak, ze łatwo zaczynam, ale brak mi jakiejkolwiek wytrwałości. Pozdrawiam i dodaje do obserwowanych, bo blog bomba.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się tu podoba :)
UsuńPełnoletności to właściwie tylko skończone 18 lat, a liczby właściwie nie determinują naszych możliwości. Często nastolatkowie mogą czuć się bardziej silni i niezależni niż niejedna osoba po ukończeniu 18. roku życia :)
A co do blogowania i braku chęci - chyba każdy bloger chociaż raz przeżywa pewnego rodzaju kryzys i nie ma ochoty o niczym pisać - wtedy po prostu zalecana jest przerwa - obojętnie czy tygodniowa, kilkumiesięczna bądź kilkuletnia. W końcu blog ma przynosić przyjemność, a nie być przykrym obowiązkiem :)
Ja też tak miałam, ale dopiero potem do mnie dotarło, że ludzi przyciąga treść.
OdpowiedzUsuńJa właściwie to nie wiem czy specjalnie nad treścią pracowałam - oczywiście studiowałam style pisania niektórych osób i nawet próbowałam co niektóre naśladować, co kończyło się ostatecznie jednym wielkim masłem maślanym. Dopiero jak postawiłam na proste pisanie o własnych uczuciach i jak najlepsze odzwierciedlenie siebie w notkach, nagle odnalazłam przyjemność w pisaniu... i przy okazji czytelników :)
UsuńDokładnie tak jak mówisz :)
UsuńWreszcie coś z sensem - mimo że zazwyczaj o tej porze dnia mało logicznie myślę ;p
Usuń:) e tam :p zawsze mówisz z sensem.
UsuńPisać to jeszcze - z mówieniem to już różnie akurat bywa :p
UsuńNo, u mnie też, nigdy nie umiałam się wysłowić.
UsuńJa to mam głównie tak, że w chwilach głupawki mogę palnąć coś serio dziwnego, ewentualnie gdy. jestem naprawdę zdenerwowana.
UsuńTeż tak mam :p Przez całe liceum bawiłam klasę, więc chyba nie jest tak tragicznie :p
UsuńDobrze jest mieć jakiekolwiek poczucie humoru - uśmiech zawsze bardziej działa na towarzystwo niż smutna mina ;)
UsuńByłam gadułą wtedy :p
UsuńA teraz? :>
UsuńA teraz niekoniecznie, choć bywa różnie :p
UsuńTo chyba od towarzystwa zależy :)
UsuńDokładnie tak ;)
UsuńMiędzy s w o i m i najlepiej ;)
UsuńPewnie :) Kolejny raz się zgadzam.
UsuńCzyli myślimy podobnie ;)
UsuńMoja blogowanie zaczeło się jak miałam dziewięć lat. Wstyd się przyznać, że startowałam z typowymi przesłodzonymi blogami, rzucając totalnym spamem w kierunku innych, żeby mieć czytelników, którzy w istocie odwdzięczali mi się tym samym.
OdpowiedzUsuńAle blogowanie nie jest dla dzieci. I szybko się przekonałam. Duże statystyki? Uważam, że jeśli są czytelnicy, którzy faktycznie czytają, a nie przeglądają ilustrację - to taki prawdziwy czytelnik zawsze napisze coś od siebie.
Weszłam na Twojego bloga- O nowy wpis! Jadę w dół suwakiem, a wpis nie ma końca. A jednak przemogłam się i dobrnęłam do ostatniego zdania. Podobnie jak Ty, uważam, że dzięki sferze blogowej można spotkać ludzi podobnych do siebie, którzy zrozumieją Twoje problemy, lub wręcz odwrotnie - zainteresują się historią Twojego życia.
Ze szczerego serca życzę Ci spełnienia tych wszystkich marzeń i planów, choć jak piszesz, właśnie zaczęły się spełniać :)
Ja niestety do końca szkoły podstawowej nie mogłam korzystać z Internetu w ramach rozrywki, dopiero potem założyłam swoje konto na nk, siedziałam na jakiś stronkach z gierkami, a właśnie po kilku miesiącach zainteresowałam się blogami ;)
UsuńAkurat przesłodzić nigdy mi się nie zdarzało, zwłaszcza że miałam wtedy fazę na takie kolory jak czarny i szary. I korzystałam z gotowych szablonów własnie w takiej kolorystyce. Pisać jak "pokemon" też nie pisałam... tylko te błędy ortograficzne itd.
Ja już od bardzo dawna nie przejmuję się statystykami. Większa liczba komentarzy wynika głównie z tego, że uwielbiam dyskutować, poznawać zdanie innych na tematy omawiane w moich notkach. Nie potrzebuję nadmiernego słodzenia, by poczuć się doceniona, mimo że zawsze cenię każde szczere, miłe słowo.
Ostatnio mam fazę na dłuższe notki wykraczające długością poza jedną stronę w Wordzie. Tyle mysli siedzi w mojej głowie, że po prostu muszę to gdzieś "przelać". A skoro na Blogspocie nie ma większych trudności z prezentowaniem dłuższych notek, więc... miejsce wręcz idealne ;)
Dziękuję. Tak, nareszcie ruszyłam z miejsca. Trochę przeraża mnie fakt, że za trochę więcej niż tydzień znajdę się w zupełnie obcym kraju, ale... chyba to bardziej podekscytowanie aniżeli strach ;)
Też lubię dyskutować z innymi czytelnikami w komentarzach. Jakbym miała to robić z osobna z każdym, nie wiem, czy dałabym radę nadążyć z konwersacjami, a w komentarzach jest to w miarę wygodne i komfortowe.
UsuńMuszę się ze wstydem przyznac, że swego czasu byłam pokemonem, ba zdarzało mi się nawet przesładzać. Czego teraz nikt by się zapewne nie spodziewał po obecnym stylu pisania.
Piszesz notki najpierw w Wordzie zanim przekopiujesz je na posta?
Temu od kilku lat stosuję sposób, że odpisuję bezpośrednio pod komentarzem - były czasy, gdy ten sposób był nawet pogardzany, zwłaszcza na ocenialniach jaki takie właśnie "nabijanie" sobie dodatkowych komentarzy, ale osobiście jest to dla mnie wygodne, niż gdybym miała pisać u kogoś komentarz zarówno do czyjejś notki jak i odpowiedź do swojego komentarza - mój mózg łatwo się poddał przy takim sposobie ;P
UsuńCóż, ludzie różne mają podejście. Dla mnie blog zawsze miał w sobie coś... "oficjalnego", przez co nie byłam w stanie dawać w notkach nawet emotki typu " :) ".
Tak, stosuję ten sposób już od 4 lat jak nie dłużej.
No właśnie, a dla mnie ocenialnie to takie stawianie bloga przed sądem. Jeżeli już założyłam taką stronę, to tylko po to by odzwierciedlać swoje wewnętrzne ja. Czy ktoś może je oceniać? Lubię kolor czarny - mój blog będzie czarny i to tylko moje własne widzimisię. A ktoś oceni to jako mroczne i da mi za oprawe graficzną bloga zaniżone punkty. Dlatego nie zgłaszam blogów do ocenialni.
UsuńNiektórzy praktykują taki sposób, że komentarz u kogoś dzielą na dwa akapity, w pierwszym piszą w nawiązaniu do notki autora a w drugim do tego, co było u nich. Ja pewnie też bym nie wyrobiła takim sposobem :)
Podobnie jak ty- też piszę w Wordzie.
Ja nie widzę sensu zgłaszania blogów np. pamiętnikowych do oceny. Co innego w przypadku blogów z opowiadaniami - swojego ostatniego bloga z opowiadaniem zgłosiłam do ok. 10 ocenialni. Na szczęście rozważnie wybierałam oceniające i nie trafiła mi się żadna krytyka pełna złośliwych komentarzy jedynie z radami. I głównie zwracałam uwagę na ocenę fabuły i ogólnie tekstów, a tam punkty typu szata graficzna czy dodatki już mało mnie obchodziły. Tym bardziej, że na blogi z opowiadaniami ściągałam szablony z szabloniarni, więc nie miałam się czym przejmowac - w końcu nie moje działo,
UsuńNo, właśnie kiedyś też tak praktykowałam, ale koniec końców gubiłam się, co jest do czego i zaczęłam odpowiadać bezpośrednio u siebie na blogu :)
Wg mnie tak jest wygodnie, tym bardziej, że Word czasami pomaga mi wychwytywać niepożądane błędy.
No masz dużo racji z tymi ocenialniami. Właśnie dlatego raczej spasuję i nigdy nie zgłoszę bloga.
UsuńSwego czasu nawet zdarzało mi się wrzucać na bloga swoje prace z języka polskiego, jakieś wypracowania z narzuconym tematem czy coś :)
Ja tego też bym nigdy nie zgłosiła, nie potrzebuję krytyki od strony "technicznej" do bloga, gdzie ujawniam swoje wewnętrzne JA ;)
UsuńCiekawe - ale takie ręcznie pisane? ;)
Przez Twoją opowieść, aż wspominam moje początki blogowania, które zaczęło się w ostatniej klasie podstawówki. Przebrnęłam przez słodkie blogi dla nastolatek, opowiadania o zespołach, aż w końcu wylądowałam tu, gdzie jestem. Boże, nie sądziłam, że aż tyle czasu "piszę".
OdpowiedzUsuńDużo daje blogowanie, zgadzam się bez dwóch zdań. Taka mała przechowywalnia myśli i miejsce gdzie można "spotkać" niesamowitych ludzi.
Ja akurat obracałam się jedynie w "obszarze" właśnie takich pamiętnikowych blogów z refleksjami itd. oraz potterowskich ff. Nie lubiłam żadnych blogów o "gwiazdach" bądź zespołach (o ile sobie przypominam, to gdy zaczynałam wciąż trwała faza na High School Musical, Hannah Montana i Jonas Brothers :P ).
UsuńBlogi są pewnego rodzaju terapią i rozrywką zarazem. Nie wspomnę o tym, że nauczyły mnie w miarę poprawnie pisać ;)
Ja też widzę zmiany (na lepsze) i pisowni i mowie. Dobrze tu być!
UsuńTo prawda - blogi to chyba jeden z lepszych wynalazków ;)
UsuńAh ta notka to istny wehikuł czasu. Ileż ja w swojej "karierze" pozakładałam blogów! Tematycznych, nietematycznych. Pamiętam, że kiedyś była moda na takie blogi z brokatowymi obrazkami i jednego takiego właśnie miałam. O nieee xD
OdpowiedzUsuńCoś mi świta z tymi brokatowymi obrazkami, aczkolwiek ja bym nigdy czegoś takiego nie ustawiła ;D Pamiętam za to "konkursy na komentarze" - nawet zastanawiałam się, czy nie wziąć w czymś takim udziału, póki nie zobaczyłam jak w rzeczywistości wygląda "nagroda" ;P
Usuńa jak wyglądała :D?
UsuńPrzeważnie był to komentarz np. o treści "Komentarz od <> za wzięcie udziału w konkursie na blogu <>" - i to ten komentarz zostawał publikowany nawet 200 razy - z zalezności, ile kto tych "komentarzy" wygrywał ;P
UsuńNie powiem, statystyka... urocza... póki się nie spojrzało na to, co sie na nią składało ;P
hahaha, faktycznie, było coś takiego. O masakra
UsuńCzego to ludzie nie wymyślali ;D jestem ciekawa, jak teraz wyglądają "blogowe konkursy", o ile jeszcze takowe istnieją ;P
UsuńKiedyś chyba faktycznie siądę i popodglądam tamten światek :p
UsuńRaczej pozostałości z tamtego światka :)
UsuńPamiętam Twoje blogi na Onecie - i jeden taki baaardzo twórczy nick^^ to były czasy..
OdpowiedzUsuńOjć, chyba wiem, który nick masz na myśli ;P Właściwie to nawet nie wiem, czemu sobie takowy ustawiłam, pamiętasz może? O.o
UsuńMówiłaś coś, że tak Cię w szkole nazywali... chyba. Ale nie powiem... twórcze ;P
UsuńAaaa... ale mój nic akurat był zdrobnieniem od tamtego przezwiska - teraz pamiętam!
UsuńNick chyba, jak już coś ;)
UsuńMożliwe, nie wnikam ;P
Musisz się zawsze czepiać? ;D
UsuńLepiej nie wnikaj, nie chcę Twoich domysłów ;)
Trochę - lubię jak się irytujesz ;)
UsuńNastępny ;P
UsuńJeeeej, ale Ci fajnie, cały rok w Anglii *-* Cieszę się, że nie pozwoliłaś jednak Zdradzieckim Głosom przejąć nad Tobą władzy ;) Mam nadzieję, że nie zapomnisz o nas i będziesz tu nadal pisać.
OdpowiedzUsuńRok pewny, aczkolwiek nie wykluczam dłuższego pobytu - ale cii, na razie jadę na rok ;)
UsuńOczywiście, że będę tutaj dalej pisać - na szczeście mam laptopa, więc będę starała się chociaż raz w tygodniu publikowac tutaj notki ;)
Właśnie byłam ciekawa, co planujesz po tym wspaniałym roku ;) I jeszcze miałam pytać, jak Twoi rodzice zareagowali na ten pomysł? :)
UsuńMożliwe, że jednak wezmę sobie w maju tydzień wolnego, wrócę do Polski, by jeszcze raz napisać jakieś rozszerzenie i... może będę starać się o przyjęcie do jakiegoś college`u w Londynie lub okolicach. Ale to też zależy jak będę się w Anglio czuła - obliczyłam sobie, że jak będę odkładać po trochę ze swoich kieszonkowych w każdym miesiącu to, gdybym wróciła do Polski, starczyłoby mi na rok w przyzwoitym akademiku w Krakowie ;) Opcji jest naprawdę dużo, w dzisiejszych czasach studia to nie zając.
UsuńMama na początku kręciła tylko nosem, że zdecydowałam się być Au pair zamiast znaleźć sobie porządnie płatną robotę, ale teraz mnie wspiera całą sobą. A biologiczny ojciec... kręci nosem, bo wg niego studia w Opolu powinny mi wystarczyć... na szczeście nie mam z nim regularnego kontaktu - rozmowy z nim zbyt często mnie przybijają...
Masz rację, nic tak nie cieszy jak stali czytelnicy :) Mam bloga dopiero od roku i nie o codziennym życiu, ale o książkach, lecz mimo to! - przywiązałam się do moich koleżanek z blogosfery :)
OdpowiedzUsuńAu pair - ach, jak ze starych angielskich książek :)
Stali czytelnicy to wrecz taka druga rodzina, ale cieszę się również z każdej osoby, która nawet przypadkowo przewinie się przez mojego bloga i coś napisze - uwielbiam nowych ludzi poznawać po prostu :)
UsuńO, znasz jakieś książki o Au pair? *.*
też pamiętam jak kiedyś się denerwowałam, bo miałam 1-2 komentarze pod notką :D ale blogowanie to jedna z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek mi się przytrafiła.
OdpowiedzUsuńMyślę, że chyba każdy na poczatku chciał zdobyć jakąś "publikę" - w innym przypadku nie trzeba by było zakładać bloga, wystarczyłby tradycyjny pamiętnik w jakimś zeszycie ;P
Usuńnigdy nie potrafiłam pisać w zeszycie.. może dlatego, że pisząc na blogu ktoś zawsze mi doradzi, podpowie, pocieszy..
UsuńJa właśnie zaczynałam od zeszytu - tym bardziej, że do ok. 13. roku życia nie miałam dostępu do Internetu ;)
UsuńTeż lubię czasem przeglądać moje stare zapiski. Mam do nich straszny sentyment i niesłychanie poprawiają mi humor. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że wcześniej nie zapisywałam gdzieś wszystkich swoich postów, dzisiaj głównie mogę tak ogólnie wspominać, o czym pisałam kolka lat temu. Dobre i to, przynajmniej moja pamięć ma dzięki temu jakiś trening ;)
UsuńA usunęłaś starego bloga? Ja swojego dawnego nie usunęłam i czasem jeszcze na niego zaglądam. Wtedy uświadamiam sobie, jak bardzo się zmieniłam, i ile rzeczy we mnie pozostało takich samych. ;)
UsuńJa miałam wiele blogów, lubiłam zmieniać adresy, aczkolwiek... czasami zmiany te były bardziej z przymusu. Ale pamiętam, na szczęście, adres do bloga, na którym pisałam jeszcze długo przed przenosinami na Blogspot.
UsuńNotki lubię czytać, ale jak przeglądam komentarze... trochę smutno mi się robi, że wiele blogerów, z którymi naprawdę uwielbiałam dyskutować w komentarzach, zaprzestało prowadzenia blogów.
O tak stare notki, potrafią poprawić czlowiekowi humor i dostrzec jak on się przez ten czas zmienil, może wydoroślal bądź wrecz przeciwnie. Ja lubię wracać, czytać i przypomianać sobie co przeżywalam, jak się wtedy czulam itd.
OdpowiedzUsuńTo wpsaniale, że uda Ci się spelnic swoje marzenie. Nie martw się spokojnie wytrzymasz 23 godzin, noc prześpisz a w dzień będziesz podziwiać widoki, jedynym minusem chyba jest siedzenie w jednym miesjcu tak dlugi czas, potem niestety tylek boli. Ja po 9 godzinach jazdy od siebie do Londynu autkobusem, myslalam że się zwinę z bolu tak mnie bolal. Moja mama sie śmiala, że mam za bardzo kościsty i powinnam więcej jeść xd
Stare notki są nawet czasami lepsze od zdjęć, gdyż pokazują to, jacy kiedyś byliśmy “wewnątrz“ - nasze postrzeganie świata, charakter, który za młodu dopiero zaczął się kształtować. Plus wszystkie opisane w notkach perypetie i przygody.
UsuńJa niestety mam chorobę lokomocyjną, a jazdę autobusem znoszę najciężej. Do tej pory najdłużej jechałam 12 godzin, ale było to podczas szolnej wymiany - zawsze co innego jechać w towarzystwie znajomych i dzięki wspólnym wygłupom w ogole nie myśleć o jeździe, a co innego jechać samemu. Ale jakoś to będzie :)
Często jest tak, że w siebie nie wierzymy, że wydaje nam się, że jesteśmy beznadziejni, aż do czasu, kiedy coś pozwoli nam przekonać się, że jest inaczej :) i bardzo dobrze, że przeczytałaś swoje opowiadanie i że sprawy się potoczył tak, a nie inaczej :)
OdpowiedzUsuńCzasami człowiekowi jest potrzebny po prostu odpowiedni znak od losu ;)
Usuń