sobota, 18 października 2014

... jednak trzeba wierzyć, że warto się szukać ...

 - Prosta, a ty wiesz, co jest za niecałe dwa tygodnie...?
 Zawieszona między tym, co działo się wokół mnie, a światem IELTS, na który w tamtej chwili składał się esej o zdrowym odżywianiu, zmarszczyłam czoło i spojrzałam w ekran monitora.
S., mój kochany, zwariowany S., którego niespodziewanie udało mi się złapać na Skype, zaśmiał sie serdecznie, celując we mnie palcem wskazującym "po swojej stronie ekranu”.
 - Przyznaj się, Młoda, już w połowie przestałaś mnie słuchać!
 Uśmiechnęłam się przepraszająco, machając mu grubym plikiem notatek z kursu, po czym z westchnieniem odłożyłam je na poduszki.
 - Wybacz, S., tyle się ostatnio dzieje... Mam wrażenie że ktoś stoi nade mną ze stoperem i nieubłaganie wytyka każdą zmarnowaną sekundę, a to - niedbałym gestem wskazałam na kartki - tylko pogarsza mój nastrój, gdy tylko zdaję sobie sprawę, jak bardzo jestem w tyle z moim angielskim...
 - Ty to kochasz się martwić na zapas - S. mrugnął znacząco, gdy, udając iście oburzoną tą uwagą, głośno prychnęłam robiąc "minę niesłusznie osądzonej". - Nie martw się, Młoda, ja ostatnio też z tym przesadzam. To chyba wina jesieni...
 - Jasne, zwalmy wszysto na pogodę - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, szybko zapominając o nieszczęsnym eseju. - Dobra, powiedz mi, co jest za te całe dwa tygodnie.
 - Sabat...
 Na początku nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Sabat... Że niby jaki...
 - No nie, to już za dwa tygodnie?!
 - Mamy drugą połowę października, dziecino...
 Z jękiem ukryłam twarz w dłoniach, przypominając sobie jak to, jeszcze przed moim wyjazdem do UK (właściwie wtedy nawet nie myślałam na poważnie o tym wyjeździe), wraz z S. zaczynaliśmy poznawać niesamowite aspekty wiccańskich wierzeń i rytuałów. Ostatecznie zadecydowaliśmy, że sabat Samhain będzie pierwszym świętem, które uczcimy wedle wiccańskich reguł odnośnie odprawianych w tym dniu rytuałów. Znaleźliśmy nawet cudowne i, co najważniejsze, odpowiednie miejsce na ołtarz w okolicach domu S., który mieszkał na obrzeżach naszego miasteczka.
Oczywiście, nie potrafiliśmy przewidzieć jak to wszystko będzie wyglądać w naszym przypadku - bądź co bądź, oboje nie tak dawno zaczęliśmy odnajdywać nasze niecodzienne zaiteresowania tego typu rzeczami. Niektórzy moi znajomi, gdy o tym usłyszeli, otwarcie nazwali mnie “wiedźmą” - jak to nawet mnie bawiło, tak kojarzenia z szatanem i “jedzeniem kotów” już nie bardzo (może to przez moją “dumę wegetarianki”).
 - Cóż... - odezwał się w końcu S. - przynajmniej nic przez nas... nie wyleci z dymem.
 Zaśmiałam się głośno, bo w sekundę pojęłam, co przez to miał na myśli.
Automatycznie przetransportowałam się we wspomnieniach o kilka miesięcy wstecz, gdy próbowaliśmy zrobić nasze pierwsze kadzidło. Co myśmy wtedy postanowili palić... Albo lawendę, albo goździki... W każdym bądź razie coś poszło nie tak, a my zaczadziliśmy w pełnej krasie łazienkę w domu S. ... Jego mama wpadła w taką panikę, że chciała wzywać straż pożarną, pogotowie ratunkowe, pogotowie gazowe - wszystko naraz i oddzielnie. Na całe szczęście skończyło się na pouczeniach i porządnym wietrzeniu mieszkania... i na wspomnieniach wywołujących szerokie, radosne uśmiechy. Jak to cudownie jest być “młodym i głupim”...
 - Ty przynajmniej będziesz mógł odbyć rytuał ze świecą - mruknęłam. - Ja to przez dzieciaki czasami za wyzwanie uważam przejście do pokoju z kubkiem gorącej herbaty. Sylvia chyba by mnie ukatrupiła za świece, tym bardziej, że dzielę pokój z Victorią.
 - Nie żeby coś - uśmiechnął się kpiąco - ale mnie w tym dniu najprawdopodobniej czeka długa nocka w pracy, także tego...
 Nie musiał kończyć. Dalszą część naszej rozmowy postanowiliśmy poświęcić innym tematom, ale w mojej głowie cały czas pojawiała się jedna myśl: życie jest tak... cudownie zaskakujące.
Jednego dnia wraz z przyjacielem spaceruję po lesie, wymieniając się z nim uwagami na różne, czasami naprawdę dziwaczne tematy, a "chwilę" później jedno z nas ląduje w Anglii, drugie w Kanadzie... Oboje jesteśmy wiecznie czymś zajęci, zabiegani, pochłonięci odkrywaniem nowego otoczenia. A życie, jakie wiedliśmy do czasu wyjazdu z Polski wydaje się być zupełnie inną historią, książką napisaną zupełnie innym stylem pod wpływem zupełnie innego natchnienia.
I chociaż coś w mojej duszy zawodzi - bo gdzie ja znajdę takiego drugiego S., który jest tak cudownym przyjacielem i towarzyszem w podejmowaniu różnych, nietypowych wyzwań jak np. nauka odczytywania aury, którą musieliśmy anulować, nim jeszcze przystapilismy do działania - staram się wypełniać uśmiechem i pozytywnymi afirmacjami jak największą część każdego dnia.
 Mimo że przeraża mnie trochę fakt, iż za kilkanaście dni październik dobiegnie końca, rozpocznie się listopad - miesiąc, w którym zazwyczaj mam najniższy poziom energii i motywacji - próbuję wychodzić naprzeciw nowym wyzwaniom, cieszyć się wspomnieniami, jednocześnie nie przysłaniac nimi istniejącej rzeczywistości.
W sumie już teraz korci mnie, by sobie powróżyć (jak na złość, nie mam nawet nasion dyni), ciekawość próbuje wziąć górę... przecież listopad będzie dla mnie miesiącem pełnym rozmaitych prób na wytrzymałość... Jednak skupię się na tu i teraz...
Nie martwić się na zapas - to moje wyzwanie na najbliższy czas. Podejmę się go z takim samym uśmiechem, z jakim w czerwcu przekroczyłam granicę Polski z Niemcami, zaczynając wielką, życiową przygodę, która trwa do teraz - mimo że nie zawsze jest różowo, mimo upadków i kłód, które życie podrzuca mi czasami pod nogi, chcąc sprawdzić moją wytrzymałość.
Ale ja się nie poddam - nie teraz, kiedy pewne sprawy w końcu zaczęły przybierać coraz bardziej wyraziste kształty. Może jestem jeszcze za młoda i za mało doświadczona na bycie czarownicą, ale i tak wierzę w magię - moje życie jest nią wypełnione po brzegi.
A ja dzięki temu czuję jak serce rośnie mi w piersi, przesiąknięte niewysłowioną radością.
I jak tu nie kochać życia...?

 Zmieniając jeszcze temat... Za niecały miesiąc minie sześć lat, odkąd przebywam w blogsferze - dla jednych to mało, dla innych bardzo dużo... dla mnie to po prostu wielkie osiągnięcie. Z tego też powodu postanowiłam przygotować dla Was pewnego rodzaju niespodziankę... I pewnie część z Was złapie się za głowy i stwierdzi, że serio mi coś odwiliło, ale co tam - zaryzykuję ;)

12 komentarzy:

  1. To bardzo ciekawe co napisałaś :* A 6 lat to bardzo dużo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie wzięłabym udział w czymś takim, z czystej ciekawości.
    Też czekam na listopad. Czuję, że tegoroczny będzie wyjątkowy ;)
    6 lat! Racja, to wielkie osiągnięcie ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, więc też wchodzisz w Wiccę? No proszę, tego nie mówiłaś:) I widzisz, tu nie ma za młodych:> Tylko trzeba właśnie wierzyć w pewne rzeczy i doświadczenia nabierać.I pewna nauka przez doświadczanie może nie jest łatwa...ale cóż, wiele warta:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Co to są dokładnie za rytuały? Chętnie dowiem się więcej, bo uwielbiam ludzi z pasją, tą nietypową także :)
    Jej! Moja szósta rocznica też za pasem, czekam na niespodziankę baaardzo niecierpliwie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ogólnie to będę w Cambridge chyba od niedzieli do piątku i tylko jeden dzień w Londynie :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio gdzie nie wejdę, tam czytam "wicca". Aż mnie to po cichu zaczęło rajcować i sobie co nieco na jej temat poczytuję. ^^
    Niezły numer odwaliliście z tym paleniem lawendy, czy goździków xD Ale fakt faktem, przynajmniej jest co wspominać i z czego się pośmiać. A takie wspomnienia bywają czasem bezcenne :) W ogole dobrze jest mieć takiego przyjaciela. Czasem taka przyjaźń na odległosć jest lepsza od tej, którą ma się na co dzień. Wiem, co mówię. Ja wiem, że nieraz jest ciężko, ale... wydaje mi się, że łączy Was po prostu tak silna więź, że można pozazdrościć, serio.
    I 6 lat? No proszę, proszę :D To sporo czasu :D Również czekam niecierpliwie na niespodziewajkę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie do końca to rozumiem - ale mam nadzieje, że sprawią Wam te obrządki przyjemność.

    Pamiętaj nie poddawaj się, bo nigdy nie wierz co za rogiem się kryje , może coś dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej, genialne zainteresowania! 6 lat? Super, gratuluję! I jestem ciekawa co to za niespodzianka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj.
    Czytam Cię od niedawna, gdybyś chciała mieć dostęp do mojego bloga to napisz proszę do mnie: diablica.z.wyboru@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  11. fajne w byciu młodym jest właśnie to, że można wielu rzeczy spróbować!
    fajnie, że dalej masz kontakt ze swoim przyjacielem, mimo takiej odległości!
    a co do martwienia się - zawsze miałam wrażenie, że kobity martwią się na zapas, a mężczyźni je w tym uspokajają!

    ano... trochę też mi szkoda P. ... zwłaszcza, że teraz na własne życzenie zepsuła sobie kontakt z najlepszą przyjaciółką... cóż, akurat po tym moim wpisie, trochę P. nie pokazała się z najlepszej strony - a ja, jakbym trochę przepowiedziała tym wpisem bieg następujących wydarzeń

    OdpowiedzUsuń
  12. "nie poddałam się" uwielbiam te słowa, uwielbiam determinację, a nabieranie kształtów - nie ważne jakie te kształty są - jest największą nagrodą.

    OdpowiedzUsuń