środa, 24 grudnia 2014

"(...) a co, jeśli kiedyś przyjdzie takie jutro, że będziemy osobno?"

 W moich uszach rozbrzmiewają dźwięki jednego z moich ulubionych utworów Hans'a Zimmer'a. Melodia przenosi mnie dwa lata do tyłu, właśnie w okres wigilijnej nocy, kiedy to miałam kłopoty z zaśnięciem. Napisałam wtedy do M., a on właśnie wysłał mi na komunikatorze linka do „Tennessee”.
 Ten kawałek zawsze mnie dziwnie uspokaja, napisał. I fakt, mnie też ta melodia wewnętrznie ukoiła, chociaż i wzruszyła zarazem i nim zapadłam w sen, uroniłam kilka łez.
 Ale dzisiaj nie będę jeszcze spać. Oczy mi się lekko szklą od łez, ale to przez pewne wspomnienia. W głębi serca tak naprawdę jestem szczęśliwa.
I myślę także i o Was, bo z pewnością większość z Was już dzisiaj zasiadło lub dopiero będzie zasiadać do pięknie udekorowanego stołu, rozpoczynając świętowanie wigilii Waszych świąt.
 Ja, która kilka dni temu obchodziła swoje święto, Yule, co właściwie polegało w moim przypadku jedynie na symbolicznej, długiej modlitwie, podczas której starałam się szukać wewnętrznego ukojenia, czerpiąc radość i siłę z faktu, iż oto przyszło mi doświadczyć kolejnych narodzin Słońca – dzisiaj żyję wspomnieniami poprzednich lat, kiedy to bardziej dla tradycji, aniżeli z powodów religijnych, wraz z rodziną obchodziłam Boże Narodzenie.
 Moje życie zmieniło się do tego stopnia, że w tym roku tego typu święta będę spędzać wedle zupełnie innych zwyczajów i tradycji. Moja host family nie spożywa wigilijnej kolacji, nie ubiera świątecznego drzewka. Jutro udam się wraz z host i dzieciakami do domu ich przyjaciół, gdzie zbierze się kilka rodzin, by wspólnie zjeść świąteczny lunch i spędzić razem ten czas na rozmowach, żartach, wygłupach.
Kiedy miesiąc temu Sylvia zapytała się mnie czy mam w planach wracać na święta do Polski lub przyrządzić jakieś polskie potrawy, gdybym zdecydowała się z nimi zostać, zaprzeczyłam na obie te opcje. Na bilet powrotny mnie nie stać, zresztą stwierdziłam, że uczestniczenie w tego typu lunchu, mimo że nie jest to związane z moimi wierzeniami, będzie kolejną, wartą wspominania przygodą.
 I dalej tak sądzę, ale… Teraz, kiedy już uporałam się ze wszystkimi domowymi porządkami, pomogłam dzieciakom w pakowaniu prezentów – teraz, kiedy znalazłam w końcu chwilę dla siebie… ogarnęła mnie dziwna zaduma.
Spoglądam z utęsknieniem w okno, na wręcz czarny firmament nieba, na którym lśni jedna, malutka gwiazdka i zastanawiam się, czy niebo nad domami moich najbliższych, w tym nad dachami i Waszych domów, jest równie piękne, magiczne i umożliwiające znalezienie tej symbolicznej, pierwszej gwiazdki.
Myślami uciekam do jednego z opolskich szpitali, w którym dzisiejszą noc i kilka następnych dni spędzi moja babcia po wczorajszej operacji biodra. Potem mykam kilkadziesiąt kilometrów dalej, do jednej z zabytkowych kamienic, gdzie, w obszernym mieszkaniu na drugim piętrze, moja kochana Mama z rodzeństwem na pewno już spożywają skromną, wigilijną kolację. "Brakowało mi Ciebie, Martynko. Dopiero teraz doceniłam Twoją pomoc i w sprzątaniu, i gotowaniu. Za słaba jestem a reszta miała to gdzieś. Nie wytrzymałam psychicznie.... i fizycznie." - tak brzmiała jedna z wiadomości, którą niedawno dostałam od Mamy, gdy w końcu znalazłam chwilę, by napisać do niej maila z życzeniami. Od tamtej chwili łzy leją się z moich oczu potokami. Najchętniej zaczęłabym wyć, ale nie chcę przerazić dzieci, na które muszę mieć jako tako oko, by nie przeszkadzały Sylvii w przygotowaniach.
Myślę jeszcze o kilku bliższych przyjaciołach. Myślę o Tacie, M. i Kordianie, trzech osobach, których nie ma już w dosłowności na tym świecie, mimo że ich energia wibruje wokół mnie, że nawet, jakkolwiek to zabrzmi, czuję jak łzy, które przed chwilą zaczęły spływać mi po policzkach, zaczęły lekko drżeć. Tak bardzo chciałabym te wszystkie osoby przytulić… nagle sama wyjątkowo zaczęłam potrzebować przytulenia…
 Ale zamiast robić z siebie ofiarę, lepiej będzie, gdy złożę Wam życzenia z okazji Waszych świąt. Co prawda nigdy w tym nie byłam najlepsza, ale zawsze lepiej próbować niż z góry zakładać, że się nie potrafi, prawda?
 Także chciałabym, byście, Kochani moi, spędzili ten czas z tymi, których kochacie, z którymi chcecie być, dzielić się ciepłem, miłością, pozytywnymi życzeniami.
Z całym szacunkiem, ale nigdy nie zrozumiem osób, które preferują spędzać święta w samotności, mimo że do swoich najbliższych nie mają naprawdę daleko.
Życzę Wam, by te płomienie świec, które zapaliliście dzisiaj przeniosły się do Waszych dusz, rozgrzewając serca, które niewątpliwie miesiąc temu zostały niespodziewanie zmrożone przez pewne przykre wydarzenia. Niech to ciepło nie opuszcza Was nigdy, bo przecież ono zawsze jest pewnego rodzaju siłą, nadzieją, motywacją do szukania pozytywnych aspektów w życiu.
Niech łzy w Waszych oczach goszczą jak najrzadziej, a radość, szczęście i miłość promienieją od Was, w jakiejkolwiek życiowej sytuacji się znajdziecie.
 Dzisiaj, po raz pierwszy w swoim dotychczasowym życiu, nie będę łamać się opłatkiem – dzisiaj, spoglądając w niebo, podzielę się z Wami kawałeczkami mojej miłości. Niech i ona otuli Was w te chłodne, grudniowe dnie i noce. Dziś po raz kolejny pomodlę się za tych, których kocham, z którymi nie mogę spędzić tego czasu. Niech moja modlitwa dosięgnie i Was.

30 komentarzy:

  1. Te święta są naprawdę magiczne dzięki tym kilku osobom. Bez nich już moje życie nie miałoby sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się w takim razie Twoim szczęściem i faktem, że możesz mieć te osoby przy sobie :)

      Usuń
    2. Tak, w końcu poczułam szczęście po tych wszystkich przeżyciach.

      Usuń
    3. I bardzo dobrze, że je odkryłaś, teraz mam nadzieję, że Cię już ono nie opuści.

      Usuń
    4. Oj tam, trzeba być dobrej myśli, a nie ciichać ;P

      Usuń
  2. Wiesz... Ja nie jestem jakoś bardzo wierząca i ani przez moment nie pomyślałam o rodzącym się bogu czy tam innych bogach. Tylko o tym,że spędzę ten czas z rodziną. Szkoda,że nie mogłaś wrócić do domu, bo myślę,że Twoi rodzice, rodzeńśtwo tęskni i chciałoby byś po prostu była... A taka odległość, jak nie możesz zadzwonić... A potrzeba przytulenia to wcale nie robienie z siebie ofiary, każdy potrzebuje czułości, miłości i przytulenia :) Mam nadzieję,że ktoś Cię utuli, albo będzie potrzebował przytulenia od Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie ja ze swoją rodziną też zawsze skupialiśmy uwagę, że tak powiem, na tym, że jesteśmy razem, przy okazji możemy kontynuować nasze tradycje. Polskie tradycje są naprawdę piękne i w sumie dopiero niedawno je doceniałam.
      Wiesz, ja już od października wiedziałam, że nie przyjadę do Polski. Zebrało mi się wydatków, a ja dostaję tylko kieszonkowe, może przy typowej tutejszej pensji bym się wyrobila. W sumie to nie było mi szczególnie przykro, poza faktem, że martwiłam się o Mamę... No, ale wczoraj mnie dopadlo, chyba jeszcze po tym listopadzie jestem z leksza psychicznie osłabiona :)
      Na szczęście moja najmłodsza podopieczna lubi, jak się ją tuli, także myślę, że aż tak źle nie będzie :)

      Usuń
    2. Ja bym bardzo tęskniła więc wiesz :) Moja Mama by chyba świąt nie przeżyła beze mnie i nie wiem jak to będzie w kolejnych latach...
      I widzisz, jest ktoś kto potrzebuje przytulenia i je odwzajemni :) to w sumie daje radość.

      Usuń
    3. Też tęsknię, ale mam jako tako swoje podejście do tej tęsknoty, więc na co dzień mi ona nie dokucza. Ale bywają momenty, że cholernie pragnę tego fizycznego kontaktu, przytulenia czy po prostu bycia niedaleko...
      Zwłaszcza, że dziecięcy uścisk ma swoją specyficzną magię, nie zawiera żadnego dystansu :)

      Usuń
    4. Wiesz... Ja nacodzień troszkę się dystansuje od swojej rodziny... Każdy robi niby swoje ale miałam ostatnio przykrą sytuacje i wtedy wkroczyła mama i wiem,że nie zawsze będzi przy mnie i mnie pocieszać, ale tak pomyślałam jakie to ważne....
      Dzieci w ogóle są takie czyste duchowo i niewinne :)

      Usuń
    5. Najważniejsze, że jednak ta cała sytuacja skończyła się... no, tak, że mimo wszystko jakoś okazało się, że więzi między wami są wystarczająco silne, bez względu na to, jak wygląda wasza dzienna "rutyna".
      Temu czasami aż chce się przytulić do siebie takie dziecięce ciałko, one zawsze chętnie dzielą sie swoją dobrą energią, więc zawsze i samopoczucie jest chociaż troszkę lepsze ;)

      Usuń
  3. No prosze, ja nie wiedziałam, że jesteś Viccanką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkującą, gwoli ścisłości ;P
      I w sumie to o tym pisałam tylko raz i nie znałyśmy się wtedy jeszcze - temu właśnie nie miałaś o tym pojęcia ;)

      Usuń
  4. pięknie to napisałaś. Wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, mówisz, żeby nie było łez, a może łzy są dobre? I czasem, zamiast się wkurzać i nerwicować niepotrzebnie, to od płaczu będzie lepiej?
    No i Kordian nam się przewija, Kordian... Nie wierzę, że minął miesiąc... ponad... a ja czuję, jakby kilka dobrych... I z każdym dniem chociaż niby lepiej, to tak jakoś... pusto nadal. I czasem się przewija w kontaktach, e-mailach... bo przecież nie mogę usunąć.. I tak do dupy czasem.
    Ale, może bardziej niż Święta, przeżywam nowy rok, bo to jest granica jakaś, zmiana daty, a Święta... tyle przygotowań żeby dwa dni spędzić na obżarstwie, to czy jest sens? Chyba nie. Dlatego raczej to jako tradycję biorę, bo przecież raz do roku przeżyć się da :)

    A kiedy planujesz do Polski.. wrócić czy chociaż zajrzeć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej chodziło mi o to, by z nimi nie przesadzać. Bo wiadomo, łzy oczyszczają i czasami po prostu trzeba... ale czasami lepiej jest wziąć po prostu kilka oczyszczających oddechów i zastanowić się, czy napewno trzeba po raz kolejny wybuchać płaczem.
      Ja również mam wrażenie, że co najmniej kilka miesięcy minęło od jego śmierci. I wiesz, myślę, że pewna pustka już zawsze będzie w naszych sercach. A napewno w moim, bo wiem z poprzednich "doświadczeń" jak to w moim przypadku wygląda. Ale każdy jest inny, inaczej podchodzi do tego typu spraw. Dobrze, mimo wszystko, że jest lepiej. Powinno być lepiej, w końcu mamy własne życie, które możemy szczęśliwie przeżyć nawet z tą pustką.
      Wiem, co czujesz, odnośnie tego nowego roku, aczkolwiek ja się tej granicy nie obawiam, co samego faktu, że w następnym roku wydarzy się sporo rzeczy, które znów zmienią moje życie... przez które będę musiała trochę dojrzeć do pewnych spraw... ale o tym niebawem napiszę posta. A u mojej host family to przygotowania trwały... od wczoraj właściwie. Tylko, że to też inna tradycja jest. No i może też inne podejście do życia trochę. No, ale właściwie mogę już zanucić "święta, święta i po świętach" ;p

      Chciałabym zaglądać minimum raz do roku. Za rok napewo w maju na tydzień przylecę. Może uda mi się coś pod koniec 2015 roku wykombinować, ale biorąc pod uwagę, iż na chwilę obecną nie mam pojęcia, jak będzie moje życie wyglądało od lipca-sierpnia, na razie nic nie planuję.

      Usuń
  6. Dziś po raz pierwszy od kilku miesięcy powiedziałam Tacie, że Go kocham. Często kłóciliśmy się, Tato mój ma charakter niebywale silny, jest stanowczy i zawsze wszystko wie najlepiej. Nigdy niewzruszony, ułożony, dziś popłakał się, jak małe dziecko. Zrozumiałam wówczas, że dwa magiczne słowa, potrafią zmiękczyć największego twardziela. Uświadomiłam sobie też, że między Nami nigdy nie było widać tej rodzinnej więzi. Dlatego postanowiłam to zmienić. Bardziej okazywać swoje uczucia wobec Niego, mówić, że jest najwspanialszym Tatą i kocham Go wbrew wszystkich Jego wad. Jak nigdy nie lubiłam Świąt, tak właśnie te, uważam za wyjątkowe.

    Wspomnień Ci nikt nie odbierze. Masz w sercu te osoby. Dbaj o pamięć.

    Życzę Ci wszystkiego dobrego. ;*

    P.S: Prześledziłam swojego bloga. Za nic nie mogę wspomnieć sobie Ciebie i Twojego bloga sprzed kilku lat... Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, to widzę sporo się u Ciebie wydarzyło. Naprawdę Cię podziwiam, bo ja np. mam pewien konflikt z moim biologicznym ojcem. Ja nawet nie mam pojęcia, czy go kocham. Przepaść nastała między nami już kilkanaście lat temu, a po śmierci Taty (formalnie był on moim ojczymem, ale cóż... chyba dostrzegalne są moje uczucia do niego, skoro mówiłam i mówię na niego per Tata) jeszcze bardziej się to popsuło. Ja mu nawet nie powiedziałam, że wyjeżdżam z Polski, ale to też oddzielna historia i innego typu problemy.
      Tak czy owak, cieszę się naprawdę, że między Tobą, a Twoim tatą relacje idą ku lepszemu.

      Myślę, że nie będę mieć z tym większego problemu, zbyt ważne są dla mnie tego typu sprawy.

      Dziękuję i wzajemnie, Kochana ;*

      Nie przepraszaj ;) Jakby Ci tu pomóc... Jeżeli o nicki chodzi, wiem, że bardzo długo byłam per Nierozpoznana. Podpisywałam się też imieniem, jak teraz. przez długi czas byłam na b-e, jeżeli o Onet chodzi, a przed "emigracją" na blogspot pisałam na hybris.blog.onet.pl
      I nie wiem, może pamiętasz moją koleżankę z czasów gimnazjum o nicku Sunday, która "przejęła" transowo jako adres bloga? ;)

      Usuń
    2. Charakterem jestem podobna do Ojca i powiem Ci szczerze, że sama się sobie dziwię, że byłam do tego zdolna. Dumna, choć troszkę zawiedziona, że nie zrobiłam tego wcześniej.
      Mogę jedynie postawić się w Twojej sytuacji. Chciałabyś kiedyś z Nim szczerze porozmawiać?

      Ludzie, których kochamy zostawiają ogromne piętno w Naszych umysłach i sercach. Przymierzam się do przeczytania bloga Kordiana. Tak głośno o Nim. To musiał być wspaniały człowiek.

      Już wiem! Dziękuję.

      Usuń
    3. Wiesz, nie zmienisz już tego, co było. Za to teraz, nie jutro czy za rok, ale w chwili obecnej możesz tak działać, by ta wasza wieź była jeszcze mocniejsza.
      Szczerze, ja jeszcze dużo do przepracowania mam, jeżeli chodzi o sprawę z moim biologicznym ojcem. Na chwilę obecną... no, mam wrażenie, że to jest mój znajomy. Ani za nim nie tęsknię, nie płaczę, nie odczuwam potrzeby kontaktu z nim. I mimo że jestem jego córką... nie odczuwam wyrzutów sumienia z powodu tego, że nasze relacje wyglądaja tak, a nie inaczej, a ja nie robię nic ku temu, by to poprawić.

      Oczywiście, zwłaszcza jak ktoś tak trwale umieści w sercu ważną dla siebie osobę.
      I tak, jest głośno... aczkolwiek podejrzewam, że on jakby mógł to by nas wszystkich trzepnął za ten rozgłos ;P Ale niewątpliwie i tutaj w blogsferze był dla wielu osób, w tym dla mnie, kimś naprawdę ważnym. Bloga polecam Ci poczytać, ja sama chcę moim host przetłumaczyć trochę fragmentów jego notek na angielski.

      Udało Ci się mnie "rozpoznać"? ;)

      Usuń
  7. mi święta zawsze kojarzą się z rodzinnymi debatami przy stole i z dziadkiem przodującym w rozmowie :) mimo że już stara dupa ze mnie zawsze chętnie wracam do czucia się jak małe dziecko;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie debaty też mają swoją magię - zawsze to lepsze niż np. gdy każdy uda się w jakiś inny kąt mieszkania i właściwie nie ma jak nawiązać kontaktu z choćby jednym członkiem rodziny.
      I w sumie... w każdym z nas dalej drzemie takie malutkie dziecko ;)

      Usuń
  8. Święta to zawsze trudny temat.
    Za późno na życzenia, więc mam po prostu nadzieję, że swoje Yule świętowałaś w sposób, jaki zapragnęłaś i że w modlitwie odnalazłaś siłę.
    Jest jeszcze Nowy Rok. Oby był dla Ciebie jak najlepszy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy trudny... nie planowałam szczerze takiego rozstrojenia emocjonalnego.
      Dziękuję, myślę że nowy rok pozytywnie mnie zaskoczy :)

      Usuń
  9. Nie pamiętam kiedy zdarzyło mi się to po raz ostatni, ale... siedzę tu i płaczę. Jak dziecko. Łzy leją mi się to twarzy tak, że już nawet koszulkę mam mokrą, a rzęsy kleją się do policzków. Dobrze, że ich nie malowałam. Dziękuję Ci za to.

    I Tobie życzę wszystkiego dobrego, niezależnie jakie obchodzisz święto i czy obchodzisz je w ogóle, bo tu przecież nie chodzi o okazję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, mimo wszystko przepraszam za te łzy, aczkolwiek... łzy w pewnym sensie też są dobre, bo oczyszczają. Może właśnie tego potrzebowałaś. Mam jednak nadzieję, że po płaczu przyszedł czas na uśmiech.

      Dziękuję, Kochana. Myślę, że teraz mogę wyświadczyć przysługę wszystkim, którzy życzyli mi wszystkiego dobrego, w tym Tobie, i troszkę te życzenie w swoje życie wdrążyć - w końcu na tym polega ich magia, motywują do działania i wiary w szczęście.

      Usuń
    2. Ależ nie, nie przepraszaj! Ja jestem dziwnym człowiekiem, lubię płakać. Lubię się wzruszać w ten sposób. Uśmiech oczywiście przyszedł, wrócił. Bo ja w ogóle jestem szczęśliwa. Ale tych łez potrzebowałam, faktycznie. Tego oczyszczenia właśnie. Każdy go czasem potrzebuje :)

      Nie wyświadczaj przysług ludziom naokoło - bądź szczęśliwa dla siebie. A nam o tym szczęściu możesz opowiadać, my będziemy się nim z Tobą cieszyć :)

      Usuń
    3. No, to prawda. Ja właśnie chyba we środę musiałam już to wszystko z siebie wyrzucić, temu polały mi się łzy, temu też tutaj taki, a nie inny post się pojawił. Ale cóż... czasami lepsze to niż takie tłamszenie w sobie emocji.

      Ja to chyba czasami zbyt dużo chcę zrobić dla innych. Zapominam, że o siebie też zadbać muszę.

      Usuń