niedziela, 25 stycznia 2015

And it doesn't seem to matter, and it doesn't seem right

 Nogi same poniosły mnie w kierunku Wardown Park - miejsca, którego nie kusiło mnie odwiedzać od ostatniej lipcowej soboty, mimo że mijam je zawsze w drodze do swojej ukochanej miejskiej biblioteki, w której tak się już zadomowiłam, że nie raz tamtejsi pracownicy musieli delikatnie upominać mnie, bym zabierała swoje rzeczy, bo planują zamykać za kilkanaście minut.
Nie wiem, czemu akurat wczoraj znów zapragnęłam odwiedzić tamten park, jeden z chyba najbardziej zatłoczonych w Luton - zwłaszcza w weekendy, gdy całe rodziny udają się w tamte tereny, ciesząc się słodką, leniwą atmosferą tych godzin wolnych od pośpiechu, stresu, podążania za jasno określonym grafikiem.
 Weszłam tam tylko na chwilę, odruchowo kierując się ku brzegom niewielkiej rzeki, uśmiechając się na widok wielkiego stada mew pluskających się w jej chłodnych wodach, tudzież kaczek czy dystyngowanych, dzikich gęsi suszących swoje pióra w promeniach styczniowego Słońca.
Skierowałam swoje kroki dalej, zeszłam z betonowej ścieżki na zieloną trawę wciąż gdzie niegdzie pokrtą suchymi, brązowo-szarymi liśćmi zrzuconymi przez okoliczne drzewa zeszłorocznej jesieni.
 Zadarłszy wysoko głowę, dostrzegłam, wsród gęsto przeplatających się ze sobą gałęzi najbliższego drzewa, samotnego kruka. Westnęłam głęboko, odwracając wzrok ku spokojnym wodom rzeki.
 - Wiesz - zaczęłam cicho, przechodząc odruchowo na język polski - to wszystko jest znacznie trudniejsze, niż myślałam.
 A co takiego jest “trudniejsze”, Kochana?, odzywa się w mojej głowie dobrze już znany, spokojny Głos, który mam jednocześnie ochotę przępędzić i zatrzymać, skłonić, by odzywał się jeszcze częściej.
 - Ja jestem, do cholery, trudniejsza! No, nie radzę sobie ze sobą, po raz kolei zresztą - chcę odruchowo powiedzieć to na głos, ale coś każe mi się w ostatniej chwili ugryźć w język.
 Zerkam jeszcze raz na czarne ptaszysko, które w międzyczasie zdążyło przefrunąć na inne, pobliskie drzewo rosnące nad samym brzegiem rzeki. Pozwalam myślom już swobodniej przepływać przez zakamarki umysłu, zupełnie nie kłopocząc się nad ubieraniem ich w jakiekolwiek słowa.
 Bo wiesz, przestałam do Ciebie chwilowo pisać. Zaniedbałam to tak jak jeszcze kilka miesięcy temu zaniedbałam tamtego pierdzielniętego maila. I to już nie przez brak czasu, po prostu... No, ileż można pisać, że się tęskni? Trochę to nudne, no nie? Nie tego próbowałeś mnie o tęsknocie nauczyć, nie z takim przesłaniem do mnie przemawiałeś. A ja bierną uczennicą nie jestem, nigdy nie byłam zresztą. Wciąż się uczę, temu właśnie... No, temu przestałam pisać, ale czuję, że ten czas już się kończy, że coraz bardziej pragnę dorwać w te swoje łapy kawałek papieru i ulubiony długopis. Polubiłam to pisanie do Ciebie, lubię je dalej, wiesz? Pomimo tego krótkiego ukłócia bólu na myśl, że jednak w dosłowności tych wszystkich kartek nigdzie nie wyślę. Ale Ty wiesz, co ja planuję z tym zrobić. Jeszcze kilka miesięcy i kiedy w kwietniu zawitam w Poznaniu, gdzie najprawdopodobniej poczuję Cię podwójnie... Ty wiesz, obiecałam Ci to przecież jakś czas temu, patrząc się w zasnute mrokiem nocy niebo...

 Tymczasem...
  ... próbuję się odnaleźć w tym wszystkim. Aczkolwiek to takie irytujące, gdy po raz kolejny coś w głębi mnie jakby przejęło kontrolę nad moimi emocjami. Zabrało cały mój entuzjazm, radość, które mimo wszystko staram się ukazywać światu, ale w głębi siebie nie umiem tego odczuwać, nie mogę. 
Pomimo tego, że wciąż Wszechświat mnie zaskakuje, pewne sprawy dzieją się wręcz samoczynnie otwierając kolejne drzwi, kolejne możliwości. Wróciły marzenia sprzed dwóch lat o studiowaniu farmacji, które wydawało mi się, że zostały zabrane przez pewną śmierć, która przewróciła wtedy moje życie do góry nogami. Pojawiły się możliwości, gdy jeden z brytyjskich uniwersytetów zaakceptował moją aplikację i jeżeli tylko dobrze wypadnę w wywiadzie i załatwię kilka innych spraw, od września będę mogła otworzyć nowy rozdział, zatytułowany: Higher National Diploma in Pharmaceutical Science.
 I pomimo radości, mam wrażenie, że coś mnie ogranicza w tym szczęściu, coś przykleiło mnie do ziemi, uniemożliwiając jakiekolwiek żywsze okazywanie euforii.
A Wszechświat nadal mi pokazuje... Pokazał i w piątek, kiedy to idąc odebrać Ethana i Victorię ze szkoły, przez słuchawki głęboko utkwione w moich uszach i głośnią muzykę AC/DC z nich się wydobywającą, nie usłyszałam nadjeżdżającego samochodu i właściwie nikłe centymetry, które dzieliły maskę pojazdu od mojego biodra, pokazały jak niewiele dzieliło mnie od wypadku.
A ja zareagowałam na to niczym człowiek, który nie ma już zupełnie nic do stracenia. Z lodowatą obojętnością.
 Czy to normalne? Czy moje życie naprawdę jest aż tak mało warte? Od kiedy to ja, tak wrażliwa zawsze na punkcie bólu i wszelkich nieszczęść, tak obrzydliwie wręcz spokojnie podchodzę do faktu, że mogłabym jednak na tej drodze...
 Jak wspominałam na początku, jestem trudniejsza. Na świadome lub nieświadome żądanie. I w sumie nie wiem nawet, czemu o tym tutaj piszę... Może dlatego, że jakoś nie potrafię o tym z kimkolwiek rozmawiać. Nie mam ochoty pokazywać niektórych dziwacznych stron mojej natury, zwłaszcza teraz, gdy pewne osoby wymagają ode mnie bycia stanowczą, zdecydowaną osobą, potrafiącą podejmować właściwe decyzje, ale cóż...
Nie jestem maszyną, gdzieś muszę dać upust wewnetrznym demonom... Znowu padło na bloga, którego ostatnio po raz kolejny zaniedbałam. Mimo że pewnym osobom obiecywałam publikowanie większej ilości pozytnych, wesołych notek...
Tego by jeszcze brakowało, bym i tutaj oszukiwała samą siebie.
I am the damned,
I am the dead,
I am the agony inside.
The dying head,
This is injustice:
Woe unto thee!
I pray this punishment
Would have mercy on me...

10 komentarzy:

  1. Moja kochana farmacja, to wszystko nie jest takie proste jak się wydaje. Sama jestem na tym kierunku i uwierz nie jest łatwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama kiedyś myślałam o farmacji... kto wie może, składając papiery na studia popełniłam błąd. No ale, nie ma tego złego. A życie i tak toczy się tak jak ma się toczyć, nie zważając na nasze protesty czy plany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, wszyscy mamy momenty, gdzie to tak boleśnie łapie... I wokół dzieje się mnóstwo pięknych, dobrych rzeczy, a nagle łapie... Może to też świadomość, że chciałoby się napisać do niego, podzielić się tym. A myśl, że i tak jest i się z tego cieszy nie wystarcza, bo chce się czegoś bardziej dosłownego, bardziej fizycznego. A czasem, po prostu, ot tak, nie wiedzieć czemu coś chwyci i nie da się nic zrobić. Trzeba przetrzymać, przepłakać nawet. Bo to minie. Będzie wracać, ale to jeszcze świeża sprawa przecież. I może właśnie w tych smutnych emocjach nie wzruszyło Cię to, co mogło się stać? A nie pomyślałaś, że nic się nie stało, bo ktoś Cię ochronił? Że właśnie Twoje życie jest wiele warte i masz dużo do zrobienia i dostałaś czas żeby to zrobić? Albo taki sygnał 'hej, obudź się, zacznij się cieszyć z tego co masz!"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny... Może własnie miałas zorientowac się, że jesteś zbyt obojętna na sibie i swoje życie i podjącj akieś kroki, by to poprawić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkich po kolei nas dopada chyba, jak mi napisała Redcar, z jednego przechodzi na drugiego...tęsknota, ból, która wyciąga jeszcze inne zaprzeszłości, jak w Twoim czy moim wypadku, chyba tak mogę powiedzieć.
    I wiesz...my mówimy, że sobie nie radzimy ale jednak...idziemy dalej, prawda? Czasem zabawiamy się w autodestrukcję, w odcinanie od świata, upadlanie siły własnej duszy...ale ze wszystkim sobie ostatecznie radzimy. Płaczemy, ale może łzy są jednak wyrazem siły, o czym na przykład mi trudno pamiętać...ale jednak. Załamujemy się, ale idziemy dalej. Ty- brniesz dalej. Może nie ma teraz tego entuzjazmu, ale on wróci, może trzeba otwierać właśnie kolejne i kolejne drzwi?
    I rozumiem że nie potrafisz na ten temat rozmawiać i wolisz niejednokrotnie maskę "wszystko u mnie w porządku" ale jeśli chciałabyś, jakkolwiek pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać. Nawet ukradnę Wojtkowi jego słuchawki z mikrofonem, jakbyś tak chciała, o:) Więc trzymaj się, nie poddawaj, idź dalej chociaż nogi aż przyklejone do ziemi..i mimo wszystko uważaj na siebie. Pamiętaj też o tym, że ci, z którymi się tęskni nie chcieliby chyba nas tak szybko pod drugiej stronie.
    Przytulam z odległości :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Z parę razy zdarzyło mi się już iść przez ulicę, słuchać muzyki z mp3 i uniknąć bliskiego spotkania z autem. Jakoś też zawsze byłam obojętna na to. Gorzej miałam, że koleżanka prowadziła auto a ja siedziałam jako pasażer i mieliśmy stłuczkę. Wtedy najbardziej to przeżywałam :/
    Przytulam i życzę dużo uśmiechu :) Mimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog Skarbie to najlepsze miejsce na wyrzucenie tych wszystkich demonów. Zawsze się sprawdza. I ja przytulam Cię mentalnie i jakoś tak łączę się w tej tęsknocie. I wiesz... maila czytałam, nie mogę doczekać się kwietnia, czas znajdę dla Ciebie ZAWSZE, wiosna juz będzie tak w ogóle i na piwo nad Rusałkę pójdziemy :) A na maila odpiszę niedługo - w końcu mam odrobinę więcej czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po to masz bloga, Kochana, żeby tu pisać wszystko co Ci siedzi na serduchu, tak samo te pozytywne rzeczy, ale i te smutne, a my tu jesteśmy, też dla Ciebie! Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiedz, że tu byłam i przeczytałam Twoje słowa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdzie Ty się podziewasz?! :)

    OdpowiedzUsuń