niedziela, 5 kwietnia 2015

...kiedy to ponowne spotkanie staje się ostatecznym pożegnaniem

 Muszę przyznać, że przez pewien czas, w głębi duszy, obawiałam się powrotu. Ponownego zagoszczenia w tych swoich czterech ścianach, które na dobrą sprawę nie do końca już są moje. Tego powrotu obawiała się też G., moja ukochana, mimo że nadal pyskata i złośliwa, młodsza siostra, z którą dzieliłam ten pokój od jakiś 12 lat, a po moim wyjeździe do Anglii to ona objęła ostateczne rządy w tych pomalowanych na morelowo 25 metrach kwadratowych.
 Obawiała się mojej reakcji na jej “przemeblowanie”, a strach ukrywała za dobrze wypracowaną maską pewności siebie, gdy na kilka dni przed moim przyjazdem do Polski ot tak, dla żartu napisała, że sorry, ale będę spać w “burdelu”, bo jej sie sprzątać nie chce.
Ona wiedziała, iż mimo, że nie jestem pedantką i nigdy nie przeszkadza mi nawet duży bałagan, to dwie strefy naszego wówczas pokoju musiały być przeze mnie utrzymywane w jako takim porządku: area mojego łóżka i mojego biurka. To były moje małe świątynie dumania, jaskinie, w których odcinałam się od “złego i niesprawiedliwego” świata, uciekałam we własny świat myśli, marzeń i...nauki. Bo przecież od podstawówki po ostatnią klasę liceum nauka była dla mnie zawsze na pierwszym miejscu, a także i sposobem na walkę z wewnętrznymi demonami.
 I kiedy ponad 9 miesięcy temu (Bogowie, kiedy to tak zleciało?!) upychałam ostatnie rzeczy do wypchanej po brzegi torby podróżnej - już wtedy z tęsknotą spoglądałam na co niektóre rzeczy, drobiazgi. Kolorowe kuferki wypełnione biżuterią, koralikami, kilka kartek urodzinowych czy zaproszeń na imprezy, zdjęcia z wczesnego dzieciństwa, maskotki, różnokolorowe szminki, kredki pastelowe, pamiętniki i inne rupiecie... Tak bardzo pragnęłam to wszystko zabrać ze sobą. A najlepiej zabrałabym ze sobą całe biurko, wszystkie ulubione rysunki i notatki, każdą ukochaną książkę.
 Bo, jakkolwiek to wydawać może Wam się dziwne... Ja, nie mając przez te wszystkie lata przyjaciół, zakolegowałam się z rzeczami. Można? No pewnie, przecież właśnie czytacie notkę osoby, która jest na to żywym dowodem.
I wiecie, myślę, że gdyby tylko przedmioty umiały mówić, napewno opowiedziałyby Wam o mnie znacznie więcej niż ja jestem w stanie Wam powiedzieć. Kto wie, może sama od nich dowiedziałabym się czegoś interesującego o sobie...?
 Przydomek Chomika miałam w domu od najmłodszych lat. Kochałam swoje rzeczy, zawsze dbałam o nie najlepiej jak tylko umiałam. Kiedy Mama otwierała moją garderobę, by przesortować stare ubrania, z płaczem błagałam ją o to, by nie wyrzucała tej i owej sukienki. W dupie miałam obietnice o nowych. Bo przecież tamte nie bez powodu stawały sie moimi ulubionymi, nie bez przyczyny wtulałam się w nie po kryjomu, by jak najlepiej wychwycić zapach skoszonej trawy, słońca, żwiru z podwórka czy krwi wylanej podczas upadku z roweru.
Mama zawsze się na mnie darła, że jestem leniem, bo w szafkach gromadziłam stare, szkolne podręczniki czy zeszyty. Nie miała racji. Nie byłam leniem, byłam po prostu zbyt sentymantalna. Bo jak wyrzucić taką książkę, gdzie każda strona skrywa salwy dziecięcego śmiechu z czasów podstawówki? Jak pozbyć sie zeszytów, w których niekształtnym, koślawym pismem kreśliłam swoje pierwsze wypracowania, obliczenia metematyczne czy notatki z przyrody? Nie umiałam się na to zdobyć latami.
 Dziewięć miesięcy temu chciałam zabrać ze sobą na Wyspy wszystkie te rzeczy - wszystkich moich “towarzyszy”. Bo w głebi duszy coś mi mówiło, iż podniecenie przeminie, ekscytacja przeminie, różowe okulary w końcu zsuną się z mojego trochę krzywego nosa i znów wróci “samotność”.
Wróci w zdwojonej sile, bo przecież nie będzie wtedy nawet Mamy, w której ramionach od roku szukałam ukojenia, gdy już martwe przedmioty nie wystarczały.
Ale cóż... wtedy najważniejsze było zabranie ze sobą podstawowych rzeczy. “Duperele” się do nich nie zaliczały.
 I kiedy w czwartek, po 9 miesiącach od mojej przeprowadzki do Anglii, w końcu stanęłam na progu tych kochanych dwudziestuparu metrów kwadratowych... Po prostu się uśmiechnęłam. Bez wyrzutów, bez smutku, bez zazdrości, której tak bardzo się obawiałam. Bo zaborczość zastąpiły wspomnienia. Piękne wspomnienia, które sprawiły, że energia znów zawibrowała między mną, a tymi cudownymi przedmiotami, teraz inaczej ułożonymi, porozstawianymi wedle gustu i decyzji G.
To było nie tylko powitanie po miesiącach rozłąki, ale też i ostateczne pożegnenie.
"świąteczna" nuda nie straszna, gdy ma się pod ręką naprawionego laptopa z działającą kamerką ;)
"co w rodzinie, to nie zginie"

  Od piątku niewiele się ruszam z tego pokoju, chociaż od wtorku to się zmieni, gdyż przed sobotnim wyjazdem do Krakowa chcę się spotkać z pewnymi ukochanymi osobami, które przez te kilkanaście lat widziały we mnie coś więcej niż tylko zbędne kilogramy tkanki tłuszczowej, lekko pryszczaty ryjek i manię do osiągania wysokich wyników w nauce. Chcę poświęcić im kilka godzin z mojego życia, kolekcjonować chwile jak już wczoraj zrobiłam to z moją A., z którą niestety nie mogłam spędzić zbyt wiele czasu, ale i tak jestem wdzięczna za te ponad półtorej godziny rozmowy przy piwie, którym w międzyczasie zdążyłam się lekko upić. Nawiasem mówiąc, jeżeli macie jak ja słabe głowy i nie pijecie przez ponad 7 miesięcy, dobrze się zastanówcie czy “na start” lepiej nie zamówić sobie małego piwa, a nie jak ja walnąć sobie takie półlitrowe i jeszcze zapijać to wiśniówką w drodze powrotnej do domu.

 Kocham swoje Życie. Kocham możliwości, które mi ono daje. Jak właśnie ten przyjazd do Polski. Bo... potrzebowałam tego. Tych godzien w niemoim pokoju, tych ramion Mamy, których nie mogą mi podarować ani maile, ani rozmowy na skype. Tych głupawek z siostrą i bratem, smsów wymienianych z Fridą, bo w końcu mogę choć przez chwilę korzystać z dobrodziejstw posiadania polskiej karty sim. Także wszystkich rozmów i spotkań, które nadejdą jak i wypraw w pewne miejsca, które muszę zaliczyć nim w sobotni ranek ponownie wyjadę z mojej małej mieściny. Bo nie mam pojęcia, kiedy po raz kolejny dane mi będzie tu wrócić. I już teraz wiem, że coś mnie w serduchu szarpnie boleśnie. Może nawet i w tej drodze do Krakowa uronię kilka łez, oczywiście tak, by nikt nie widział. Ale to będzie dobry ból. Mimo wszystko będzie on dobry... Bo zrodzony z miłości.
Nowy nałóg muzyczny... oj, będzie się za mną ciągnęło, oj, będzie ;)

43 komentarze:

  1. Rozmawiałam wczoraj z koleżanką, która rok temu postanowiła zmienić swoje życie i wyjechać na drugi koniec Polski. Święta spędza w rodzinnym domu i mówi, że nie może się odnaleźć, że tęskni za swoim mieszkaniem. I tak jakoś uśmiechnęłam się pod nosem i stwierdziłam, że to naprawdę piękne mieć miejsce, do którego chce się wracać i takie, w którym można złapać oddech. Taki powinien być dom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja póki mam tutaj w Polsce ludzi, których kocham, póty będę mieć tutaj dom. Ale chciałabym taki dom wybudować również w Anglii, może nawet i niejeden, może rozstawię kilka takich domków, bo np. u mojej host family czuje sie naprawdę cudownie, ale wiem też, że czas pożegnania zbliża sie nieubłagalnie i cóż... nowy etap trzeba będzie zaczynać.
      Ten wyjazd jednak nauczył mnie, iż grunt to nie mieć powodu, by uciekać, a właśnie miejsca, w które z uśmiechem będzie się wracać.

      Usuń
    2. "A potem sam się znajdzie powód, by zwątpić czy to się opłaca. Znajdziemy powód by odchodzić i sto powodów, żeby wracać". Bo widzisz, "dom" to nie są cztery ściany, Dom tworzą ludzie. To są uczucia, które wypełniają przestrzeń pomiędzy tymi ścianami i wraca się (w większości) też nie do miejsc, ale uczuć i emocji w nich pozostawionych. Ja tak myślę.
      A nowy etap... każdy koniec jest początkiem czegoś nowego i tych etapów zaczynamy w życiu co najmniej kilka. Oby każdy z nich był piękniejszy od poprzedniego.

      Usuń
    3. Cytat taki prawdziwy... z czego to? :)
      Właśnie ludzie sprawiają, że do tej Polski wciąż mnie ciągnie, mimo że Anglia skradla moje serce. Ale jednak dobrze jest mieć w kilku miejscach taki "punkt zaczepienia".
      Mnie tylko to trochę przeraża, bo to będzie nowe tak w 100 procentach, o ile wszystko pójdzie zgodnie z moimi zamiarami. Ten strach to po prostu wynik tego, iż teraz nie jestem pewna gruntu pod własnymi nogami. Ale nie chcę się na to zamykać, będzie co ma być.

      Usuń
    4. Czerwony Tulipan - "Żeby się sobą zauroczyć". Absolutnie nie mój klimat, ale cytat jak najbardziej wart zapamiętania.
      Dobrze jest mieć takich ludzi - tak, to prawda. Trafiają się jednak perełki :)
      Nie mówiłaś tego samego przed wyjazdem do Anglii? Ryzyko często popłaca. Mam nadzieję, że wszystko Ci się uda :)

      Usuń
    5. Faktycznie będę musiała go sobie gdzieś zapisać. Dobrze jest mieć w zanadrzu takie złote myśli.
      Perełki warte kolekcjonowania i dbania o nie ;)
      Mówiłam i... no, w sumie to jest kontynuacja. Ja jak to ja, zawsze sobie muszę jakiś straszny scenariusz w głowie ułożyć, a potem mnie koszmary nękają ;) Dziękuję, będę się starać całą sobą ;)

      Usuń
    6. Owszem. Relacje wymagają ciągłego pielęgnowania ich :)
      Coś w stylu... "lepiej się miło zaskoczyć niż boleśnie rozczarować"? Nie jestem pewna czy to dobry sposób myślenia. A gdyby tak... "przecież musi się udać!" ? :)

      Usuń
  2. Każda wrażliwa dusza jest w pewnym sensie sentymentalna. Ja mam z piosenkami, koncertami. Szczególnie ukochanego zespołu. Archiwalny występ, odgrzebany utwór - wzruszenie totalne, takie ze łzami na policzkach. Jestem w stanie w pełni zrozumieć Twoje zamiłowanie do przedmiotów :)
    Nie mogę porównywać Twego powrotu z moimi, ale podobne odczucia miałam, wracając do domu ze szpitala (poważniejszych pobytów). Przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa, pewność, że do danego miejsca NALEŻYSZ.
    Do zobaczenia w Krakowie, ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka osób mi mówi właśnie o tej miłości do muzyki i płaczu ze wzruszenia przy odkopywaniu starych biletów z koncertów... Pewnie to kiedyś zrozumiem, gdy w końcu zacznę koncertować ;) Ale wiesz, dobrze jest mieć taki punkt zaczepienia, coś co właśnie tą magią wspomnień trzyma nas przy dobrych myślach, uczuciach.
      Kiedyś uciekałam od tego poczucia należności... teraz cieszę się, że mimo wszystko nie udało mi się go w sobie zabić.
      Też tulę i... widzimy sie już niebawem ;*

      Usuń
    2. Takiej muzycznej miłości Ci życzę. Może jeszcze ją odkryjesz? Wiele razy pisałam o tym, co czuję, więc nie zamierzam się powtarzać. Jednakowoż te punkty zaczepienia bywają różne, ważne by je mieć :)
      Czemu uciekałaś? Domyślam się, że przez trudne chwile, które przeżyłaś. Dom Ci się pewnie z nimi kojarzył. Nie jestem pewna czy czas leczy rany, ale z pewnością zmienia punkt widzenia.
      Już odliczam :*

      Usuń
  3. Fajnei jest wrócić do swojego dawnego miejsca ;-) Tez mam kilka takich drobiazgów jeszcze w pokoju w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zamiar kiedyś je z tamtąd zabrać? ;)

      Usuń
  4. O ja sobie nawet nie wyobrażam swojego domu czy pokoju bo i tak wiem że nie mam w najbliższym czasie możliwości powrotu ale ja jakoś mało za tym tęsknię :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tęsknię, mimo że w Anglii zakochałam się, odkąd tylko przekroczyłam kanał La Manche... ale ja się cieszę, że mogę tęsknić - że mam za czym tęsknić. Nauczyłam się w tym znajdować radość ;)

      Usuń
  5. Prawie jakbym czytała o swoim mężu, a nie Twojej siostrze xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Udanego wypadu do Krakowa! :* Musisz mi potem zdać relacje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Kochana :* napewno opiszę ten wyjazd :)

      Usuń
    2. Kiedyś i ze mną się tam wybierzesz :)

      Usuń
  7. Pedantką też nie jestem ale lubię porządek :) za to chomikiem jestem strasznym :P do tej pory mam kredki z podstawówki :)
    Pozdrów smoka ode mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię porządek, gdy sama posprzątam... temu tak mnie wnerwia jak np.pozamiatam, pozmywam podłogi, a zaraz dzieci albo w zabloconych butach biegać zaczynają, albo jedzenie to wszędzie tylko nie do ust im ucieka :p
      Pozdrowie, pozdrowie :D

      Usuń
    2. Akurat dzieci małych w domu nie mam więc dokładnie nie wiem co to znaczy ale pewnie kiedyś się dowiem :p

      Usuń
  8. Chomiku...dlatego boję się tej Twojej walizki nadal! :D
    Ale tak serio, z pewnymi rzeczami trzeba..umieć się rozstać. Kiedyś też chomikowałam. Teraz nauczyłam się wyrzucać, wręcz brutalnie, jak ostatnio 3 worki ubrań przy porządkach...bo sentyment jest, owszem. Ale najważniejsze i tak zostaje w sercu i jest nieuchwytne materialnie. Trzeba może nieraz nauczyć serce pamiętać i tylko je? I właśnie potem są takie piękne wspomnienia:)
    Wydajecie się podobne, chociaż nieostre :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, bez przesady... ;p chociaż, dobra, postanowiam sobie sprawić matę do jogi to trochę wypchana bédzie ;D No, ale wymiary dostałaś także tego... no, wielgachna to ona nie będzie ;P
      Ja właśnie przed wyjazdem w końcu zebrałam sie w sobie i tą makulaturę wieloletnią wyrzuciłam, chyba 5 wielkich worków było, takie to jeszcze ciężkie, że sie rwały w drodze z drugiego pietra kamienicy do kontenera na podwórku ;D A resztę to już Mama ogarnęła i później tylko taaka dumna mi na skype oznajmiała, co takiego mojego znowu wyrzuciła ;D
      Na szczęście serce ma nieograniczoną pojemność ;)
      Bo mamy twarze podobne, owszem. Gdzieś mam na kompie gifa sprzed 7 miesięcy - "ostrzejszego", jak znajdę to mogę Ci wysłać ;P

      Usuń
    2. Jakoś to przetransportujemy do mnie i wciągniemy na moje trzecie piętro, po prostu :D I mata do jogi? To w Anglii nie mają?:D
      O rety...to niezła wyprawa ze śmieciami była:D I wiesz, w sumie się nie dziwię że dumna była, bo jednak no...czasem przekopać chomiczą norkę to wyzwanie:D
      Dokładnie:)
      Spoko, podsyłaj, porównam sobie :D

      Usuń
    3. Wiesz, walizka ma kółka, także z transportowaniem problemu byc nie powinno ;D I jak sama ją wniosłam na drugie piętro to chyba na trzecie też się da ;D
      Tam to po pierwsze przerwę zrobiłam sobie z jogą, a po drugie to ćwiczyłam na dywanie ;D Ale jak zobaczyłam matę Mamy to pomyslałam, że czas w końcu wrócić do asan... w nowym stylu ;P
      Ano, ale nie życze takiej nikomu ;D I cóż, ją to palce przez lata świeżbiły, by się tam dobrać, więc w końcu dostała to, co chciała ;D
      Znalazłam ;P Także Ci to na maila prześlę, po cichaczu, bo mnie G. zabije jak sie dowie, że to rozsyłam ;D

      Usuń
    4. Wiesz co...Wojtek wniesie, co my się przejmujemy:D Co ja się przejmuję, mam swojego wielbłąda ( ale mu nie mów, ze tak napisałam, ok?:D)
      Dywan zawsze dobry:D I czaję, kradzież mamie..sama to robię. mogłabym sobie np. miski do kuchni sama kupić w Ikei, ale co tam, u mamy były to sobie wezmę :D
      Rozumiem:D
      I spoko, nic nie powiem, jak ją jakimś cudem kiedyś poznam:D

      Usuń
  9. Też jestem w stanie przywiązać się do rzeczy, jednak w pewnym momencie postanowiłam bez skrupułów wyrzucać to, co tylko niepotrzebnie zalega. Ciężko było. Albo np: gdy przyjdzie taki moment, gdy trzeba wymienić aparat fotograficzny na jakiś inny model/markę. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak mi się serce krajało, gdy musiałam odłożyć na strych starego fuji i sonego. Tak samo nie wiem, jak przeżyję rozstanie z moim golfikiem czwórką kiedyś tam w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem aż zbyt sentymentalna. Trzymam paragon za herbatę z najpiękniejszego koncertu w życiu. Ale ustaliłam,że wspomnienia są też we mnie, i zaczęłam żegnać się z co niektórymi rzeczami, bo pokój nie rośnie, a wspomnień przybywa ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bo to takie miłe jednak znaleźć kiedyś pewną rzecz i związane z nią dobre wspomnienia. :) Mam takie swoje pudełko, w którym trzymam swoje rupiecie :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Moje sprzątanie, kiedy się już za nie w końcu wezmę polega na tym, że zamiast rzeczywiście robić porządek, to ja się bawię tymi badziewiami, które znajduję. bo "dawno ich nie widziałam", bo "są fajne", a później nie mam sumienia ich do kosza wyrzucić i nadal mi większość takich pierdółek miejsce zajmuje.

    To ja Ci życzę kochana, żeby ten czas spędzony w Polsce pozwolił Ci dokładnie naładować baterie, i żebyś z podniesioną głowa pędziła dalej przed siebie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no jakbym siebie widziała :D dlatego zazwyczaj poprzestaję na ścieraniu kurzy i jako takim układaniu tych dupereli... które koniec końców i tak najpóźniej na następny dzień znów leżą porozwalane :p

      Dzięki, Skarbie :* właśnie liczę po cichu na te doładowanie energii, bo taki trochę "armagedon" czeka mnie po powrocie do Anglii... no, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ^^
      P.S. Jakbyś miała ochotę się spotkać w sobotę to wiesz... jestem na tak :)

      Usuń
    2. Cóż no, minimalny porządek nieraz powstaje ;p w zeszłym tygodniu jak sprzątałam to przyczepiłam się do biletów z koncertu hs - nie mogłam się od nich odsunąć ;p

      Co będzie się działo w Anglii? :D podzielisz się njusami?! :D <3

      Chyba nie dam rady :(

      Usuń
    3. Czasami to wystarczy tak wiesz - prowizorycznie :D no i co do tych biletów to ja się nie dziwię, tyle wspomnień, tyyyle radości :)

      Emm... aplikowanie o pożyczkę na studia plus poważne rozpoczęcie poszukiwań nowej pracy... w skrócie: nerwy i papierologia :p

      Ehś, szkoda :( ale w razie czego to jak znajdzie się okazja tak od 15.00-16.00 to daj znać :)

      Usuń
    4. Żeby z wierzchu nie było widać, rozumiem :D aj no :) a dzisiaj dostałam info ze koleżanka wpada z Poznania do mnie na juwenaliowy koncert hs, i wiele koleżanek też idzie i taka jestem yaay <3 choć dziś dziwny dzień..

      O! Zmieniasz pracę? I o akich studiach myślisz?:D w sensie kierunku?

      Ależ oczywście ;)

      Usuń
    5. Zazwyczaj ;D Tylko to tam Sylvia ten mój "sposób" rozszyfrowała i mnie poprosiła o większe wysiłki, więc wiesz... ;D Taa, a ja sobie na fejsie odkryłam, że happysady sobie do UK pojechały... a ja w Polsce xD No co za sprawiedliwość!
      Dziwny... zimny... szary. Prawie z łóżka nie wychodzę ;P

      Ano... czas przejść na wyższy level, że tak rzeknę ;D I idę na chemię... na początek ;D Jak dojdzie do tego odpowiednika... magisterki chyba (master degree) to wtedy zacznę się zastanawiać już nad detalami ;P

      Może coś wypali, byłoby super, chociaż tak nawet krótko^^

      Usuń
    6. ups, wyszło szydło z worka :D aa no, w Liverpoolu :( a za miesiąc w Krakowie! ach, że też się nie spotkaliście!
      no ja wczoraj również ledwo się z łóżka ruszałam ;p niesteyt musiałam powędrować na uczelnię!

      o matko boska, chemia po angielsku? :D jesteś moją idolką :D

      Usuń
  13. Powroty bywają ciężkie do rzeczywistości w jakiej dalej musimy żyć, mam mnóstwo rzeczy ze wspomniani i dawnymi pasjami :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrze jest mieć miejsce, do którego można wrócić. :)
    Też jestem przywiązana do wielu swoich rzeczy, ale staram się ich za bardzo nie kolekcjonować. W końcu to tylko przedmioty.

    OdpowiedzUsuń
  15. Trzeba się rozwijać, trzeba podróżować, nawet jeżeli to oznacza opuszczenie na czas jakiś miejsc i ludzi, których się kocha. Bo więzi nie znikną ot tak, jeżeli tylko będą pielęgnowane. Te najprawdziwsze zostają na wieczność, odległość nie ma znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wysłałam zaproszenie do siebie. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz wyjątkowy sposób pisania, strasznie wciąga. Do tego to co piszesz jest dosyć wzruszające..i wprawia w taki dziwny nastrój.

    OdpowiedzUsuń