sobota, 5 listopada 2016

and after two years...

 Unikam zaglądania tutaj. Unikam kontaktu z tym miejscem. Może dlatego, że nie jestem już tą samą osobą, która prawie 8 lat temu tworzyła swój pierwszy internetowy pamiętnik, miejsce gdzie miała nadzieję znaleźć choć trochę zrozumienia i sympatii... niby od obcych ludzi, ale w sumie... dla dojrzewającej nastolatki zaczynającej gimnazjum wszyscy ludzie, włącznie z najbliższą rodziną, byli wtedy obcy.

 Zmieniłam się. Zmieniło się moje życie. Pewne rzeczy jednak pozostają takie same... jak na przykład serce tak mocno przywiązujące się do ludzi, nieważne na jakich płaszczyznach życiowych - "realnych" bądź "wirtualnych" - poznanych. To serce właśnie moje, dzisiaj kłuje znacząco, przypomina... tęskni... Tęskni za Tobą, Kordianie.

 Nie wiem, czy mam do tego prawo, nie wiem czy mogę, bo przecież... jak to ja Ciebie "znałam"? Mimo wszystko, tęsknię. Inaczej już, tęsknię przez uśmiech, kiedy za każdym razem mijam czarne kruki w drodze na uczelnię, tudzież do pracy. Tęsknię odnajdując Ciebie w ulubionych utworach muzycznych. Tęsknię słuchając opowieści moich przyjaciół z Indii o ich kraju rodzinnym. Tęsknię i teraz, gładząc opuszkami palców okładkę "To kill the Mockinbird".

 I skoro teraz możesz podróżować, gdziekolwiek Twoja cudowna dusza zapragnie... zawsze cichutko modlę się, byś co jakiś czas przeciął i to moje angielskie niebo, tak teraz szare i smutne. Przeciął tak jak dzisiaj, gdy zmęczona wywlokłam się w pracy na szpitalny dziedziniec, na krótką przerwę na papierosa, a zza chmur, na te kilka minut, wyłoniło się słońce. Zimne, listopadowe słońce, które chyba cieszy mnie jeszcze bardziej niż to letnie, bo może ostatnio tej jesieni tak rzadko te słońce widuję... zarówno na zewnątrz jak i w sobie. Chociaż nigdy nie było mi dane widzieć Twojego uśmiechu na żywo, widziałam go wtedy w tych jasnych, choć zimnych promieniach, lekko pieszczących moje zmarznięte policzki i powieki. Nie musiałam zapełniać przez te kilka chwil płuc dymem z nikotyną, by pobudzić się do życia. I znów, przez te kilka minut, byłam świadoma, że życie jest piękne. Tak jak Ty zawsze powtarzałeś, nieważne, jak koszmarnie życie Ci się waliło...

 Unikam tego miejsca, jednak dzisiaj w pracy postanowiłam właśnie, że to tutaj Tobie napiszę... Że tęsknię. Że i mnie Ciebie brakuje, chociaż odzwyczaiłam się mówić o Tobie komukolwiek.
To miejsce wydało mi się więc odpowiednie. Nie wiem, co będzie za rok. Nie wiem, czy za te 12 miesięcy to miejsce będzie jeszcze istnieć. Pewnie pokiwałbyś mi teraz palcem, bo przecież żywych przyjaciół ignoruję, a Tobie - umarłemu, bądź co bądź - tutaj bzdety wypisuję. Jak powiedziałeś "O zmarłych nie trzeba się martwić. Zmarli mają się dobrze.". Naprawdę mam nadzieję, że tak właśnie jest z Tobą tam, gdziekolwiek teraz zabawiasz.

 Podróżuj i świeć światłem swoim bliskim... zwłaszcza tym, których rany na sercu są znacznie dotkliwsze niż moje.