niedziela, 18 grudnia 2016

Nie jestem Wonder Woman... jestem (niestety) tylko człowiekiem

 - Ale wiesz, Martyna, nie jesteś Wonder Woman... Ty też potrzebujesz przerwy. Chociaż jednego dnia w tygodniu. Weź przykład ode mnie, starszego kumpla, który mieszka w tym porąbanym kraju dłużej niż ty. Wierz mi, próbowałem jak Ty harować siedem dni w tygodniu. Nie warto, na dłuższą metę. Zajedziesz się. Nic nie jest tego warte. Nawet te kilka funtów.

 Wtorkowy, szary poranek na Holloway Road. Mały lokalik Costa Coffee znajdujący się praktycznie naprzeciw biblioteki należącej do mojego campusu.
 Wysiadając z metra tego poranka, równo o 8:05, jedyne co miałam w planach to posiedzenie na wygodnych kanapach w bibliotece przed porannym wykładem z chemii fizycznej.
 Tak się jednak złożyło, że, gdy już przy barierkach wyjściowych szukałam w torbie biletu, poczułam stukanie w ramię. Odwróciłam się zamaszyście i uśmiechnęłam odruchowo. Norman, jeden z dobrych kumpli z mojego kursu, jeden z najlepszych studentów chemii na mojej uczelni, również odpowiedział uśmiechem. Razem wyszliśmy ze stacji, odruchowo spojrzałam na szalone skżyżowanie dzielące mnie od biblioteki. Myślałam, że tam udamy się razem.

“Cholera, nie zjadłem śniadania! A nie wytrzymam trzech godzin termodynamiki bez porządnej dawki węglowodanów. Masz ochotę na kawę? Na mój koszt!”
“Norman, nie musisz...”
“Daj spokój! Pracuję w Costa, mam kartę na darmowe kawy!”
“Okay, duża latte dla mnie w takim razie!”

 Siedzieliśmy więc już w kafejce od piętnastu minut. On pałaszując czekoladowego rogalika, popijając go mocha, ja ogrzewając zmarznięte dłonie kubkiem ze swoją latte. Od czasu do czasu któreś z nas zerkało na zegarek upewniając się, żeby wyjść na czas, by móc jeszcze zapalić papierosa przed wykładem. Gadu gadu, głównie o sprawach związanych z uczelnią, jako że oboje pracujemy tam dodatkowo jako Success Coaches, mentorzy pierwszorocznych studentów pomagający im nadrabiać braki z chemii, tematów mamy bez końca. Od progressu “naszych uczniów” po najgłupsze błędy, jakie ci robią. A pisząc “najgłupsze”, serio mam takowe namyśli.

 W moim przypadku, ta dodatkowa praca, którą mimo wszystko kocham, przewróciła jednak moją tygodniową rutynę do góry nogami. Od ponad 6 tygodni, nie miałam ani dnia tylko dla siebie. Od poniedziałku do piątku całe dnie spędzałam na uczelni, albo na swoich wykładach, albo pracując, w międzyczasie próbując wcisnąć w to wszystko własną naukę i zaliczenia. Weekendy z kolei to dni mojej “właściwej” pracy, której nienawidzę całym sercem, którą jednak muszę utrzymać bowiem jest to wyjątkowy przypadek, że pracuję jedynie 15h w tygodniu, a zarabiam wystarczająco, by opłacić wynajem pokoju, transport z Luton do Londynu i kilka innych wydatków.

 Wszystko fajnie, jednak... czuję, że moje ciało powoli protestuje. Staje się coraz słabsze. Bycie w biegu przez 7 dni w tygodniu, nieustannie przez prawie 2 miesiące nie służy chyba nikomu.

 - Wiem, Norman, ale jednak... co mam powiedzieć pierwszoroczniakom? Oni już poznali mnie na tyle, by wiedzieć, że jestem w stanie im pomóc...

 - Och, o nich się nie martw. Realistycznie rzecz ujmując, praktycznie skończyliśmy pierwsze półrocze. Powinni zacząć się przyzwyczajać do tego, by pracować na własną rękę. Bądź co bądź, na drugim roku nie mają Success Coachów. A Tobie pomaganie im nie pomoże zdobyć wysokich wyników. Nie zapomnij, że ich rok się nie liczy, za to nasz wlicza się w ponad 30% do naszego degree. Przykro mi, Martyna, ale chyba... pora zacząć myśleć trochę bardziej egoistycznie.

 Zacisnęłam usta w wąską kreskę, pociągając łyk latte. Co niby miałam powiedzieć? Norman, jak to Norman, zawsze ma rację. Zachciało mi się zostać w tym roku “mesjaszem pierwszaków”...
 Jeżeli rok temu narzekałam, że mam za dużo roboty... teraz mogę jedynie śmieć sie z goryczą do tych wspomnień.

 Jest pewna siła, która pcha mnie do tego, by pomagać tym ludziom. Pamiętam bowiem, jak sama na pierwszym roku się trudziłam z pewnymi problemami... Braki z liceum, bariera językowa... nawet na “najgorszej” uczelni w Anglii człowiek może w tym wszystkim dostać świra. W głębi duszy obiecałam sobie, że jeżeli zdam swój pierwszy rok z bardzo dobrym wynikiem (co tez się stało), pomogę przynajmniej jednej osobie w osiągnięciu jej celów.
Swoją drogą, cała moja historia bycia Success Coachem na uczelni... to chyba temat na osobny post.

 W piątek oficjalnie zaczęłam ferie. Trzy tygodnie, które muszę przeznaczyć tylko sobie. Bo mam wrażenie, że pomagając innym, zapomniałam o jednej ważnej istotce, na której to wszystko się odbija - na swoim wewnętrznym dziecku... Może faktycznie, wraz z powrotem na uczelnię w styczniu, będę musiała wykombinować nowy grafik? Trochę to koliduje z moją naturą pracoholika, ale jednak... zdrowie mamy tylko jedno. A moje już ucierpiało aż nadto od paździenika.

 Nie jestem Wonder Woman. Mam jednak za dużo empatii w sercu. I lubię pomagać. Lubię... czuć się potrzebna i... cholera, chyba mi teraz potrzebna jest wewnętrzna terapia.

 Niech, póki co, tą terapią będzie muzyka. Cholera, nie mogę uwierzyć, że to prawie dwa tygodnie temu zdzierałam sobie gardło przy tej piosence, na koncercie RHCP.
Przynajmniej w takich momentach wiem, że moje życie ma sens, by je kontynuować.

 Swoją drogą... Witajcie ponownie. Nie mogę nazwać tego powrotem, bo znając siebie przepadnę znowu wraz z początkiem stycznia, ale... nie umiem jednak na stałe opuścić tego miejsca.
 To miejsce jednak jest cząstką mojego Polskiego Domu... a jako, że nie mogę wybrać się do swojej ojczyzny w najbliższym czasie... przynajmniej będąc tutaj może będę czuć się mniej samotna.

6 komentarzy:

  1. Stety człowiekiem, bo herosi są przereklamowani xD Norman ma rację, ale o tym pewnie wiesz. Sama mówisz mądrze, więc życzę, by ten wolny czas okazał się taki... owocny :))) Byś nie tylko zregenerowała siły, ale po powrocie na uczelnię dała sobie chociaż odrobinę więcej luzu. Choćby dla zdrowia, o którym wspominasz.
    Tęskniłam :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, trochę paradoksalnie to zabrzmi, ale czasem trzeba mieć trochę "empatii dla siebie". I serio... mówi Ci to wiecznie zalatany Asik xD
    Uważaj na siebie, tak po prostu. Świat nie jest tego wart, byśmy tak pędzili przez niego, uwierz :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam takie samo podejście - najpierw pomogę wszystkim innym, a jak kiedyś starczy mi czasu, to i sobie. W listopadzie i grudniu miałam prawie miesiąc urlopu i... totalnie nie odpoczęłam. No top gdzieś latałam, spotykałam się ze znajomymi, a jak na chwilę siadłam, to okazało się, że zbyt się nudzę i muszę coś robić. No nic, odpoczywam po powrocie do pracy ;) Ale tobie życzę, abyś odpoczęła, bo mimo wszystko - ja przynajmniej niedziele mam wolne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też dawałam sobie taki wycisk, jakoś rok temu, aż... w styczniu wylądowałam w szpitalu z... przemęczenia organizmu. Więc ucz się na cudzych błędach i daj sobie luz, zanim skończysz tak jak ja. :) Trzeba zwolnić, chociaż ja też lubię mieć natłok obowiązków. Nie wiem jakbym mogła na to narzekać, jednak mimo wszystko, lubię ten stan. Trzeba jednak wszystko sobie rozsądnie dawkować - zwłaszcza pracę. ;) Miłego wypoczynku!

    OdpowiedzUsuń
  5. jak ja bym chciała bym na koncercie Red Hotów ojojoj... ich piosenki uwielbiam uspokajają i inspirują mnie. ja mam teraz etap leniwca na urlopie więc nie myślę o tym jaka harówka mnie czeka po powrocie do roboty:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, dobrze jest odpocząć. Nie ma co zaharowywać się na śmierć.

    OdpowiedzUsuń