I znów w drogę… tym
razem moim priorytetem nie będzie poznawanie nowych miejsc – czeka mnie siedem
dni, które spędzę z ludźmi, których kocham i bez których moje życie właściwie
byłoby nudne, szare i puste. Przede mną Misja London Gatwick Airport (jak zgubię
się tam mniej niż 10 razy – należy mi się tytuł PrawieOgarniętej) – wyprawa do
Niemiec, w sobotę powrót do UK, gdzie resztę dnia spędzę w Londynie z moimi
najlepszymi znajomymi z czasów liceum, z którymi również w niedzielę wybiorę się na
podbój Milton Keynes.
Najbardziej
podekscytowana jestem jednak tymi kilkoma dniami, które spędzę z rodziną i
przyjaciółmi w Selbach, Leverkusen, Bonn i Kolonii – big family meeting u
cioci, gdzie spotkam się między innymi z Mamą, moim zwariowanym rodzeństwem i
kuzynkami, może kilka wieczornych wypadów nad Ren z tymi, których spodziewałam
się spotkać ponownie dopiero za kilka lat, śmiganie po Selbach na longboardzie
z kuzynką (dobra, ona będzie śmigać, a ja to raczej podejmę się starań, by nie
zahaczyć deską o pierwszy lepszy krawężnik), zwariowane „lekcje” rumby z
Carlosem, wieczorne spacery z Bri i jego niezwykle mądrym psem Ravi.
Nie mogę Wam obiecać
jakiegoś obszernego reportażu po powrocie – praktycznie wszystkie wspomnienia z
tego wyjazdu chcę zachować tylko dla siebie, by móc do nich wracać długo, długo
po moim powrocie do (nie)codziennego życia Au pair, które od września zrobi się
jeszcze bardziej pokręcone w związku z kursem językowym, który przygotuje mnie
do IELTS, ale o tym napiszę więcej kiedy indziej.
I tak, wiem, że mam u
Was zaległości - u niektórych nie byłam już ponad miesiąc, mam z tego powodu
lekkie wyrzuty sumienia, ale jednak… moje życie jest od czerwca tak pokręcone,
że serio mogę policzyć na palcach jednej ręki, ile razy w ciągu tych niecałych
dwóch miesięcy uruchomiłam komputer.
Może częściej będę tu bywać, gdy dzieciaki rozpoczną szkołę,
a ja będę mieć kilka „dziur” w grafiku tylko dla siebie.
Na pewno poodwiedzam
Was za tydzień, gdy już lekko ochłonę z wszelkich emocji, póki co – it’s time
to hit the road! Nie powiem, niezwykle fortunnie się złożyło, że dzisiaj
właśnie kończę 19 lat – lepszego prezentu zorganizować sobie nie mogłam (z małą
pomocą Sylvii, bo właściwie ona zasugerowała mi ten tydzień wolnego – głównie dlatego,
że ona z dzieciakami wybiera się dzisiaj na tydzień do Paryża i nie chciała,
bym ten czas spędziła sama w Leagrave).
Jeżeli chcecie mi
czegoś życzyć w związku z moimi urodzinami, nie proszę o wiele – życzcie mi po
prostu odwagi, bo okres mojego ostatniego –naście niewątpliwie będzie czasem
wyzwań i ciężkiej pracy – póki co tylko tyle Wam zdradzę, ale powoli będę
odsłaniać kolejne fragmenty mojego bardzo ambitnego planu.
Tak więc… do
napisania, mam nadzieję, że swoje wakacje czy tam urlopy wykorzystujecie jak
najlepiej i w Waszych głowach również zaroi się niebawem od przecudownych
wspomnień – o ile już takowych nie macie.
Zazdroszczę takiej podróży. Z pewnością będzie niesamowicie w końcu z rodziną i przyjaciółmi zawsze jest miło i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńWakacje są po to, żeby zaszaleć i wypocząć, nawet jeżeli porzuca się swojego bloga.
Wspomnienia są bardzo ważne. To one pozwalają nam na ponowne przeżywanie niektórych z tych niezapomnianych zdarzeń. Niektórymi lepiej się nie dzielić. Mogą stracić na wartości. Życzę udanego wyjazdu! :)
Życzę Ci by było tak jak chcesz, jak sobie wymarzysz i zaplanujesz :*
OdpowiedzUsuńNo to udanej podróży :)
OdpowiedzUsuńwidzę, że dużo się u Ciebie dzieje! świetnie, zbieraj wspomnienia, by w wolnych chwilach móc do nich wracać i uśmiechać się pod nosem! udanej podróży!
OdpowiedzUsuńJeeej, to naprawdę czeka Cię niezła przygoda :) czekam na recenzję i może jakieś zdjęcia? :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia :*
Udanej podróży i mam nadzieję, że zdasz relacje ;)
OdpowiedzUsuń