Dzieje się ze mną coś dziwnego ostatnio. Dni
uciekają jak szalone, zlewają się w jedno właściwie. Zmiany. Wieczne zmiany.
Grad zmian bombardujący mnie od ostatniej sierpniowej niedzieli.
Kilka rozstań,
nowe znajomości. Dużo ludzi, przez których... zapragnęłam czułości. Zapragnęłam
przytulania. Kogokolwiek... czegokolwiek nawet, bo niedawno rozczulały mnie
nawet wiewiórki harcujące po londyńskim Hyde Park, podobnie jak gawrony i
kruki, z którymi dzieliłam się swoim skromnym lunchem... je też zapragnęłam
przytulić.
Miałam od września zacząć o siebie dbać,
tymczasem robię coś zupełnie odwrotnego. I z dnia na dzień coraz mniej czuję.
Nie czuję zbliżającej się jesieni. Straciłam rachubę czasu i mylę niedziele z poniedziałkami. Nie czuję ani smutku, ani radości.
Zaniedbuję bliskie mi osoby nie odzywając się do nich dniami, tygodniami. To
znowu czasami mam ochotę z tęsknoty za ich głosami, dotykiem po prostu
roztrzaskać telefon i laptopa o ścianę. Nie, literki, słowa pisane już mi nie
wystarczają. Zresztą, mam ostatnio problemy ze spisywaniem jakichkolwiek myśli.
Żyję tylko dla pewnych chwil. Chwil, kiedy trzeba będzie się uśmiechnąć do
kogoś, ewentualnie nawstawiać wesołych emotikonek we wiadomościach... chociaż
dla pewnych pozorów, by nie martwić.
Ale tutaj... jakoś nigdy kłamać i udawać nie
potrafiłam. Więc nie będzie emotek, nie będzie póki co uśmiechu... ale smutku
też nie będzie. Wyprułam się z emocji. Wszelkich.
"(...)You walk a lonely road.
Oh, how far are you from home...?"
Chociaż... Może jednak tama, którą niedawno zbudowałam,
wcale nie jest taka szczelna, skoro przed chwilą, zupełnie niespodziewanie
trafiając na powyższy kawałek, uroniłam kilka łez, kuląc się w ciemnościach na
zimnej pościeli.
Ale, chociaż potrafię pływać... boję się jednak co to
będzie... gdy dojdzie do powodzi."Niech nawoływania cieni
Ulecą w dal.
Podrużuj dalej
Do światła dnia.
Kiedy noc zostanie pokonana,
Podniesiesz się i odnajdziesz Słońce..."
Tak się właśnie zastanawiałam, gdzie mi zaniknęłaś ale...jak zawsze wolałam się nie narzucać zbytnio bo właśnie...co by to dało? Ci, za którymi tęsknisz są daleko, nie ma ich na wyciągnięcie ręki gdy ich potrzebujesz i to musi cholernie boleć. Mi nawet trudno to sobie jakoś wyobrazić, bo wszyscy, których kocham, którzy mają dla mnie ogromne pokłady czułości...są po prostu ze mną. Więc nie dziwię się, że literki od tych najbliższych bolą, a co dopiero dodatkowe przypadkowe wiadomości od kogoś tam na fejsie. Bo gdy się znowu otworzyło...to chce się więcej. A trzeba pewne rzeczy być może poprzecinać i jak to było na zupie "gdy chcemy zerwać pewne cienkie nici w naszym życiu, okazują się one być naczyniami krwionośnymi". Zerwać ich nie idzie, a trwają i drgają na nowo napięte...i człowiek tego napięcia nie chce czuć, prawda? Ale nie czuć, to najgorsze z rozwiązań choć sami podświadomie je wybieramy, wydaje się to być słodką obroną i może być jakiś czas...ale jak człowiek za bardzo w ten mur obrasta, robi się cholernie niebezpiecznie jednak.
OdpowiedzUsuńA powódź, gdy się zdarzy...też trzeba przetrwać. Znów, to tak zwane rozsądne wyjście.
I wiem, że może dziwne to stwierdzenie ale...człowiek potrzebuje bliskości. I może nieraz musi zacząć szukać jej tam, gdzie może sięgnąć ręką? Tak mi się nasunęło o poranku jednak.
taki brak emocji, pustka i ogromna samotność... dokładnie tak samo się czuję...
OdpowiedzUsuńTwój post przypomina mi trochę stan, w którym ja kiedyś byłam. To było jakiś czas po tym, jak wyszło na jaw, że mój były chłopak mnie zdradzał a na horyzoncie nie było widać żadnej nowej miłości - same porażki. Wtedy ja także popadłam w taki stan odrętwienia i było mi wszystko jedno. Marzyłam, żyłam snami, w ciągu dnia myślałam głównie o tym, by pójść spać i by przyśniła mi się miłość. Ale później ktoś się wreszcie pojawił, więc wiedz, że Twój stan to być może pewien znak :D Że coś się będzie działo :)
OdpowiedzUsuńI u mnie bywało obojętnie. I u mnie bywało pusto. I u mnie bywało tak, że trudno nawet okreslić jak w sposób precyzyjny. Ale to minie.Zawsze mija. Czasem na dłużej, czasem nie, ale jednak...
OdpowiedzUsuńNiech Ci to minie szybko, niech Ci się uśmiechną szczerze oczy, radośnie rozgrzeją dłonie. Niech Ci się świat przytuli. :)
Osobiście swoje emocje i żale wylewam na kartki papieru, tak jest zwyczajnie lepiej, lżej, wygodniej. Polecam każdemu.
OdpowiedzUsuńOch, bo Enya ma takie ckliwe piosenki, że nie da się nie wzruszyć xD
OdpowiedzUsuńTen gorszy okres kiedyś minie, może wraz ze zmianami, które nadchodzą, wraz z początkiem studiów? No bo to zawsze mija w końcu, wiem z doświadczenia.A tak swoją drogą to co studiujesz? I właśnie teraz najbardziej życzę Ci tej bratniej duszy tam na miejscu. Ktoś się na pewno znajdzie, no :) A może i raz za czas któryś z szalonych freshersów postawi Ci piwo w londyńskim pubie :D
Ze wzdrygnięciem pomyślałam o momentach, kiedy i mnie taki nastrój dopadał. O momentach, w których tkwisz zawieszona w jednym miejscu, niby ruszasz się, jesz, funkcjonujesz, co więcej! - idziesz spotkać się z przyjaciółmi i udajesz beztroskę. A potem znowu to samo - dzień za dniem, myślę o minionym tygodniu i z trudnością rozróżniam poszczególne daty i czynności. Kręcę głową z niedowierzaniem - jak ten czas leci! A to ja tak naprawdę pozwalam mu tak uciekać. Na szczęście, to otępienie mija i człowiek znów wynurza się na powierzchnię.
OdpowiedzUsuńTo mamy podobnie. U mnie też tyle zawirowań, że nawet nie dostrzegam uciekającego czasu. Dzieje się!
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie. Takiego odrętwienia, smutku, a jednocześnie tęsknoty. Ty to wiesz, prawda? Dlatego po prostu przytulam. Wirtualnie, bo nie mogę inaczej :***
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że to tylko stan prejściowy i że z czasem wszystko się Kochana ułoży u Ciebie. Ściskam gorąco :*
OdpowiedzUsuńja się czuję dokładnie tak samo..
OdpowiedzUsuńpowiem Tobie, że również czuję się wypalona z emocji. dziwne uczucie.
OdpowiedzUsuń